
Wiosną startował na prezydenta Gdańska i w liberalnym mieście zdobył aż 12 proc. głosów. Jego wynik wywołał wtedy szok. Ale teraz wcale nie jest mniejszy. W wyborach do Sejmu Grzegorz Braun postawił na Podkarpacie i pokonał wszystkich kandydatów KO. Głosowało na niego aż 31 tys. wyborców. Skąd taki wynik?
Grzegorz Braun, reżyser, scenarzysta i od kilku lat polityk, nie od dziś wzbudza kontrowersje. Startował w wyborach prezydenckich w 2015 roku, potem w Gdańsku po śmierci Pawła Adamowicza. Jest jednym z liderów koalicji Konfederacja Wolność i Niepodległość. "Na prawo od Grzegorza Brauna trudno znaleźć cokolwiek. Śledząc jego wypowiedzi i publikacje można dojść do wniosku, że dalej jest już tylko ściana" – pisał o nim Tomasz Ławnicki,
– Już wtedy było widać silną pozycję Konfederacji. Nie bez przyczyny, Braun startuje z Podkarpacia. On wie, że u nas może liczyć na taki elektorat. Tu na spotkania z nim przychodziło po 100 osób – mówi Anna Grad Mizgała, przedstawicielka ruchu Rebelianty Podkarpackie, który na Podkarpaciu działa na rzecz demokracji.
Na wybory parlamentarne Grzegorz Braun przyjechał do Rzeszowa z hasłem "Wiara, Rodzina, Własność". – Szczęść Boże. Jestem przybyszem – ogłosił od razu na pierwszej konferencji. Czym przekonuje wyborców? – Autentyczność, odwaga w głoszeniu poglądów, konsekwencja – mówi Tomasz Buczek. Braun mówi spokojnie, skrajne poglądy chowa za uprzejmością i językiem, którym pewnie też zjednuje sobie fanów.
"– Pan Braun jest prawdziwym Polakiem, patriotą. Broni katolickich wartości. I pięknie mówi po polsku – pani Bogna chętnie rozmawia, choć gdy słyszy, że jesteśmy z „Wyborczej”, to trochę sztywnieje". Czytaj więcej
Dariusz Bobak, pracownik NGO, działacz Rebeliantów Podkarpackich i Obywateli RP, nie jest szczęśliwy z powodu wyniku Brauna w jego mieście. – Niedobrze go odbieramy. To bardzo skrajne poglądy, których nie można wiązać z cywilizacją zachodnią. Na Podkarpaciu ruchy skrajnie prawicowe są silne i to może rodzić jeszcze większe obawy – mówi.
Na Podkarpaciu jest z pewnością sporo osób, które można związać ze skrajną prawicą, czyli ksenofobów o poglądach faszyzujących, ale nie sądzę, żeby to był aż tak duży procent wśród osób, które przyciągnął Braun.
PiS obawiał się udziały Konfederacji w tych wyborach. I po tym, co zrobił Braun, na pewno słusznie. Pytanie tylko, co lepsze.
