Kuba Strzyczkowski do tej pory pływał po Bałtyku i Mazurach. Teraz rusza na podbój Atlantyku
Kuba Strzyczkowski do tej pory pływał po Bałtyku i Mazurach. Teraz rusza na podbój Atlantyku fot. arch. pryw. Kuby Strzyczkowskiego

Kuba Strzyczkowski, dziennikarz radiowej Trójki chce samotnie przepłynąć Atlantyk. Na 12-metrowym jachcie spędzi trzy tygodnie. W rozmowie z naTemat zdradza szczegóły przygotowań i przyznaje, że boi się bezsenności. Zapowiada też, że jeśli nie znajdzie na wyprawę sponsora, po prostu weźmie kredyt. "Lubię realizować marzenia" – wyjaśnia.

REKLAMA
Panie Jakubie, dlaczego zdecydował się pan na samotny rejs?
Kuba Strzyczkowski: A dlaczego nie? Chcę zrealizować swoje marzenie. Bardzo lubię to robić. Kiedyś na przykład chciałem mieć własną restaurację. I, choć przez pierwszy rok musiałem do tego dokładać i osobiście poznałem czterech panów komorników, udało się. Teraz Eteria działa i ma się dobrze nawet w trudnych dla restauracji czasach.
Kuba Strzyczkowski

Jest dziennikarzem radiowej Trójki. Przez wiele lat prowadził popołudniową audycję "Zapraszamy do Trójki", teraz można go usłyszeć w "Za a nawet przeciw". Co roku jest prowadzącym licytacji na rzecz Rodzinnych Domów Dziecka, które odbywają się na antenie Trójki w ramach akcji "Idą Święta".

Od dawna myślał pan o przepłynięciu Atlantyku?
To oczywiście nie wzięło się wczoraj, kiełkowało we mnie jakieś trzy lata. Intensywne przygotowania zaczęliśmy we wrześniu ubiegłego roku. Zaczęliśmy od stoworzenia z Januszem Cieliszakiem zespołu, który zajął się organizacją całego przedsięwzięcia. Od początku pełen profesjonalizm.
W ramach przygotowania pływam już od wiosny. Brałem udział w regatach o Puchar Poloneza, czyli największej imprezie na Bałtyku. Zepsuł mi się podczas nich autopilot, więc niemal przez cały czas sterowałem ręcznie. Przekonałem się że można nie spać przez 55 godzin i nie być potwornie zmęczonym. Nie spodziewałem się tego.
Ale moja dżentelmeńska umowa z Delphią Jacht, armatorem mojej łodzi, zakładała, że dopływam do mety. Nie miałem wyjścia (śmiech). Cieszę się, jak dziecko, że te regaty ukończyłem.
Jakie doświadczenie trzeba mieć, żeby zdecydować się na samotny atlantycki rejs? To chyba znacznie poważniejsze przedsięwzięcie niż pływanie po Bałtyku.
Paradoksalnie Atlantyk może się okazać, jeśli statystyki nie zawiodą, czymś nieco łatwiejszym od naszego morza. Będę miał pełne wiatry (czyli w plecy), łódka nie będzie mieć przechyłów. Będzie więc można sobie ugotować zupę, a nie liczyć tylko na suchą bułkę (śmiech).
Na morzu nie liczą się patenty, nie liczy się nawet doświadczenie. Ocean potrafi skarcić każdego, bez względu na to, ile wypływał godzin. Historia pokazuje, jak najlepsi wypadali za burtę i ginęli.
Kluczowe są umiar, rozwaga i wolne myślenie. Ja mam przede wszystkim ogromny respekt do tego co zamierzam, ogromny szacunek do morza.
W rejsie naprawdę chodzi tylko o realizację planu? A może chce pan coś udowodnić? Czegoś dowieść?
Nie chcę żeby ktoś odebrał mój pomysł w stylu: "facet idzie keją i widzi łódkę, więc popłynie". To jest marzenie, ale i wysiłek. Chodzi też o wyzwanie dla samego siebie.
To są miesiące przygotowań, szukania sponsorów i treningów. Kiedy zaczynaliśmy z moim przyjacielem i trenerem Jarkiem Kaczorowskim pływania na wiosnę, na Bałtyku temperatura spadała do 3 stopni. Więc byliśmy nieustannie ubrani w puchówki, żeby to w ogóle wytrzymać. Ale ja parę razy na tej łódce byłem szczęśliwy. I o to chodzi.
Skąd pan wypłynie i dokąd planuje dopłynąć?
Dobre pytanie. Start jest z Las Palmas lub jego okolic, jeśli w samym porcie nie będzie dla mnie miejsca. A potem, będę płynąć, jak mi wiatr podyktuje. Albo celem będą Antiga i Barbuda, albo Barbados. Nie wiem. Jest mi to obojętne, do której wyspy w końcu dobiję. Chcę tylko dopłynąć bezpiecznie, bo ścigam się tylko ze swoim marzeniem. Niczym innym.
Na kiedy planuje Pan start?
1 października ruszamy z portu Górki Zachodnie w stronę linii startu. A już sam start przewiduję na 14 listopada. To chyba środa. Dobry dzień na początek rejsu.
A tak serio, to pierwszy termin kiedy można bezpiecznie wyruszyć na Atlantyk. To koniec okresu huraganów. Nie wolno kozakować.
Jakie jeszcze przygotowania czekają pana przed rejsem?
O rany! Aż się boję pomysleć. Czekają mnie jeszcze badania lekarskie. Trochę się ich boję, bo – jak to się mówi – nie ma ludzi zdrowych, są tylko nieprzebadani. Już teraz mój lekarz układa mi dietę i zaleca treningi.
Mam też nadzieję, że uda mi się rzucić palenie. Jeśli wytrzymam dwa - trzy tygodnie bez papierosów, to nie wezmę ich na łódkę. A wiadomo, na środku Atlantyku może być ciężko z kupieniem ich.
logo
Kuba Strzyczkowski na tym jachcie zamierza przepłynąć Atlantyk fot. arch. pryw. Kuby Strzyczkowskiego

A jeśli chodzi o sprawy techniczne?
Cały czas na łódce coś się dzieje. Dzisiaj wymieniłem klamki w drzwiach. Czekam na serwis pompy wodnej. Powinienem wypłynąć i skalibrować autopilota. Nie ma końca.
Jak finansowana jest pańska wyprawa? Rejs przez Atlantyk musi być kosztownym przedsięwzięciem.
Nie ma lekko. To nie jest tak, że jestem dziennikarzem radiowym, więc jest mi łatwiej. Pierwsze pływania finansowałem sam. Potem wysłałem kilkadziesiąt próśb do potencjalnych sponsorów i dostałem kilkadziesiąt grzecznych odmów.
Mam już sponsora głównego, ale chciałbym znaleźć jeszcze jednego, bo oczywiście budżet jeszcze się nie domyka. Jeśli się uda, to super. Jeśli nie, umówiłem się z zespołem, że bierzemy wspólny kredyt.
Czego w związku z rejsem obawia się Pan najbardziej?
Tego, że fantastycznie umiem nie spać, ale teraz muszę nauczyć się zasypiać na zawołanie. W takim rejsie trzeba drzemać, kiedy tylko jest okazja, kiedy mam wolne 20 minut. Bo wtedy kiedy się chce spać, zwykle nie można.
Boję się też awarii sprzętu, z którymi sobie nie poradzę. Albo że ambicją, siłą woli, wysiłkiem, nie uda mi się czegoś pokonać.
Co zabiera Pan na jacht? Toaletę? Śpiwór? Telefon satelitarny? Pamiątki z domu? Weki?
Weki są zdradliwe. Przekonał się o tym kapitan Tomasz Cichocki całkiem niedawno, kiedy po wywrotce jachtu wszystkie się zepsuły. Mogą być rarytasem raz na jakiś czas, ale nie podstawą diety. Bazą jest suche jedzenie. Ale nie ma z tym tragedii, bo produkują je coraz lepsze. Gagarin miał gorzej ode mnie.
Z opisów wielu samotnych rejsów, które czytałam wynika, że po takim doświadczeniu ciężko wrócić później na ląd. Nie obawia się pan, że rejs pana zmieni?
Myśl, ze ten projekt już mnie troszeczkę zmienił. Mam nadzieję, że mnie problemy samotnych żeglarzy jednak nie dotkną, bo rejs przez Atlantyk nie będzie strasznie długi. Powinienem sobie poradzić. Ale to będę mógł opowiedzieć po rejsie. Nie będę udawał, że mam gotową odpowiedź.