
Reklama.
Jan Filip Libicki na antenie TOK FM stwierdził, że protesty wyborcze złożone przez PiS pozostawią bardzo złe wrażenie. Senator-elekt przekonywał, że on sam jest spokojny o wynik wyborczy w okręgu, z którego startował.
– Miałem 41 tys. głosów przewagi nad moim konkurentem, więc nie wydaje mi się, żeby wymagało to przeliczenia – przyznał w TOK FM.
Polityk opowiedział też, jak PiS próbowało przeciągnąć go na swoją stronę. – Zadzwonił do mnie wysoki funkcjonariusz PiS, to nie jest polityk, i zapytał mnie, czy spotkałbym się na kawę z jednym z najbardziej wpływowych senatorów PiS. Odpowiedziałem, że ja na kawę to z każdym, ale jest sfera zagadnień, której nie będziemy poruszać, czyli abym opuścił obecną, ukształtowaną po wyborach większość senacką – wyjaśniał.
Zdaniem Libickiego partia Jarosława Kaczyńskiego chce ponownego liczenia głosów, ponieważ uznała, że , że "metoda przeciągania, proponowania kaw i wszelkie inne operacje są nieskuteczne". – Wrażenie jest takie, że szuka się forteli, żeby w inny sposób niż wyborczy osiągnąć większość w Senacie – wskazał senator-elekt.
Dodajmy, że PiS wcześniej kusiło też innego senatora opozycji, prof. Tomasza Grodzkiego z Koalicji Obywatelskiej. – Byłem sondowany, czy nie "wynająłbym się" dla obozu rządzącego na ministra zdrowia – przyznał w Radiu Plus. Polityk publicznie zapewniał, że odrzucił tę propozycję.
źródło: TOK FM