
Komuś zależało, by książka Piotra Zychowicza 'Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA" nie wygrała. Ale zamieszanie wokół decyzji o jej wycofaniu, a potem anulowaniu całego konkursu, przysporzyło jej tylko jeszcze większej reklamy. Co Zychowicz napisał w swojej książce? Oto kilka fragmentów, które mogły rozwścieczyć jej przeciwników.
Już we wstępie Piotr Zychowicz uprzedza, że stawia niepoprawne politycznie i niewygodne pytania, które same cisną się na usta. Uprzedza, że książka może szokować. Bo AK tak wychwalana w Polsce, wiedząc o sytuacji na Wołyniu, była bierna na ludobójstwo Polaków.
"Wszystko to zupełnie nie pasuje do narracji, którą karmi się każde polskie dziecko od najwcześniejszych lat szkolnych. Wychowuje się nas bowiem w całkowicie bezkrytycznym kulcie Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. Najliczniejszej, najpotężniejszej i najlepiej zorganizowanej organizacji konspiracyjnej w całej okupowanej przez Niemców Europie".
Same pytania mogły wywołać wstrząs. "Rojenia Zychowicza są antypolską dywersją ideologiczną" – to jeden z internetowych komentarzy.
W rozdziale pt. "Polska nas zawiodła", Zychowicz pisze, że bierność AK była szokiem dla Polaków na Wołyniu.
"Niestety Polska ich na pastwę losu porzuciła. Gorzej, porzuciła ich na pastwę banderowców. W najbardziej dramatycznym okresie w dziejach polskiej społeczności Wołynia zostawiła ją na lodzie. Jak ubogich krewnych, od których nieszczęścia z niesmakiem odwraca się oczy. Wołyniacy przyjęli to z bezbrzeżnym zdumieniem i niedowierzaniem, które z czasem przeszły w równie wielkie rozgoryczenie i żal".
"Nasi rodacy mogli bardziej liczyć na wroga i okupanta niż na własny rząd i własną armię. To szokujące, ale niestety prawdziwe. Gdyby polskie samoobrony nie dostały niemieckich karabinów i amunicji – UPA starłaby je z powierzchni ziemi. Gdyby w polskich wioskach i miasteczkach Niemcy nie utworzyli posterunków policji – ich mieszkańcy zostaliby wymordowani. Gdyby w wołyńskich miastach nie stacjonowały silne niemieckie garnizony – ich ulice spłynęłyby polską krwią."
"Nasi rodacy zgładzeni przez ukraińskich nacjonalistów byli traktowani jak ofiary drugiej kategorii. Upamiętnianie ich cierpień uznawano za coś w złym tonie. A samo używanie słowa 'ludobójstwo'."
