Zbieramy, lubimy, udostępniamy, zapisujemy na dysku, kasujemy, zbieramy znowu. Czy jesteśmy wszyscy chorzy na tumblroholizm – bezproduktywne, obsesyjne zbieranie obrazów z sieci? Czy może potrafimy porządkować je tak, że pomagają nam i inspirują?
To jedna z największych i najprostszych w obsłudze platform blogowych. Wygląda trochę jak Facebook: mamy osobistą ścianę, na której pokazują nam się posty osób, które postanowiliśmy śledzić. Sama platforma służy głównie udostępnianiu, przesyłaniu dalej i lubieniu zdjęć, bo to one są głównym kontentem strony.
Totalnym tumbrlholikiem jest fotograf Karol Grygoruk. – Poprzez codzienne przeglądanie ulubionych stron, blogów, tumblr'ów staram się być na bieżąco z gwałtownie zmieniającą się kultura wizualną. Poza samym trzymaniem aparatu, na tym również polega praca fotografa – opowiada.
Wyjątkowość tumblr docenili nie tylko przeciętni użytkownicy, ale też duże firmy, marki odzieżowe czy magazyny, które chętnie zakładają tam swoje profile. – Tumblr jest socjologicznym fenomenem którego nie sposób już jednoznacznie ocenić. Poprzez sposób wrzucania zdjęć, ich nieskończone powielanie, serwis pozbawia je źródła i sprawia, że ich autorem staje się sieć – komentuje Grygoruk.
– Tumblr daje szansę zdjęciom przypadkowym, mieszając je z "profesjonalnymi" sesjami, i sprawia, że w łatwy sposób mogą zaistnieć w sieci, zdobywając czasami dziesiątki tysięcy udostępnień. Poprzez takie działanie, staja się one odzwierciedleniem fascynacji internautów, z której my możemy czerpać obiektywną wiedzę socjologiczną – dodaje fotograf.
Internet śmieje się z lekarskich recept. Przeczytaj dlaczego.
Na pytanie, gdzie mogę znaleźć jego bloga z najciekawszymi zdjęciami z sieci Karol zaprzecza. – Nie prowadzę na tumblr swojego bloga, jedynie szukam w nich inspiracji. Codziennie spośród wielu, wielu zdjęć wybieram dziewięć najbardziej wyjątkowych, które w danej chwili zatrzymały mój wzrok i następnie dzielę się nimi ze znajomymi na Facebooku. Jest to również mój sposób na fotograficzne ćwiczenie z kompozycji. Właśnie jej brak jest jedynym z głównych powodów, dla których nigdy nie potrafiłem korzystać z programów i portali w stylu Pinterest czy Instagram – mówi.
Pinterest
Pinterest powstał stosunkowo niedawno i w szalonym tempie zyskał miliony użytkowników. Co czyni go wyjątkowym? Z pewnością uporządkowanie. Na portalu tworzymy swoje własne tablice, do których wklejamy tematyczne zdjęcia z sieci. Dzięki specjalnemu mechanizmowi obrazków nie trzeba ściągać na dysk, doczepianie kolejnych pozycji jest banalnie proste, a sam serwis o wiele praktyczniejszy od szukania kiedyś ściągniętego do jakiegoś folderu obrazka.
– To dla mnie wielkie ułatwienie – mówi mi Maja Chitro, redaktorka K MAGA i entuzjastka portalu. – Jestem osobą dosyć chaotyczną, a uporządkowane, wyraziste tablice, dają mi łatwość odnalezienia konkretnych rzeczy.
Rzeczywiście. Prostota, a zarazem rozbudowanie i możliwość śledzenia udostępnień zdjęć kolejnych osób sprawia, że trudno zgubić jakąkolwiek warty uwagi obrazek. – Dzięki Pinterestowi nie muszę kolekcjonować obrazków na dysku, wszystko mam w jednym miejscu – mówi.
– Obrazki są przemyślane, odpowiadają moim gustom, modom i trendom – mówi Maja, która poza pracą w magazynie prowadzi również bloga o designie. Pinterest ułatwia jej znajdywanie kolejnych inspiracji i pomysłów.
Co poza gigantami?
Na ciekawą rzecz zwraca inny entuzjasta fotografii, twórca wizualny współpracujący z Miesiącem Fotografii w Krakowie, Paweł Szypulski.– Tumblr i Pinterest są teraz najbardziej popularnymi portalami do wymieniania się zdjęciami, lecz musimy również pamiętać o ich starszych, trochę innych odpowiednikach, czyli Flickrze i Picassie. Różnica pomiędzy dzisiejszymi serwisami, a tymi powstałymi wcześniej jest taka, że na tych drugich udostępniało się swoje prywatne zdjęcia, gromadziło osobiste przeżycia, opowiadało się nimi swoją historię – mówi.
Twitter i Facebook jako scena – nowe formy ekspresji teatralnej. Sprawdź.
Wskazuje jednocześnie na zmiany, jakie zaszły w społecznym funkcjonowaniu obrazów. – Nastąpiła rewolucja na tym polu: teraz, zamiast swoich własnych, wrzucamy cudze zdjęcia i opowiadamy nimi o sobie – tłumaczy – Kiedyś zdjęcia służyły utrwaleniu wspomnień i ważnych momentów, tj. śluby czy chrzciny. Wraz z pojawieniem się ogólnodostępnych, tanich aparatów cyfrowych uznaliśmy, że każdy moment jest wart dzielenia się z innymi w obrazkowej formie. Kiedyś fotografia była medium pamięci, dziś jest medium komunikacji – podsumowuje.
Na moje pytanie, czy Paweł kolekcjonuje zdjęcia na jednym z wymienionych portali zaprzecza. – Ale jestem uzależniony od wrzucania zdjęć na Facebooku, przyznaje.