To kolejna informacja wskazująca, że rządowi kończą się środki do rozdawania. Przed wyborami deklaracje były inne, a dziś – z doniesień "Gazety Wyborczej" wynika, że rząd po cichu wycofuje się z obietnicy dotyczącej tzw. trzynastej emerytury.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Przedwyborcze jarkowe
Gdyby określenie "trzynasta emerytura" traktować dosłownie, powinna ona wynosić tyle, ile konkretny Kowalski co miesiąc otrzymuje w ramach świadczenia.
To jednak od początku wyglądało inaczej. Po raz pierwszy świadczenie to (nazwane jarkowym) przyznano w maju tego roku. Oficjalnie to z okazji Dnia Matki i tylko ot tak się zbiegło przypadkiem, że w tym samym czasie odbywały się wybory do Parlamentu Europejskiego. Świadczenie wynosiło tyle, ile emerytura minimalna, czyli 1100 zł brutto (na rękę 888,25 zł).
W przyszłym roku jednak świadczenie miało być wyższe. Na słynnej konwencji w Lublinie Jarosław Kaczyński zapewniał, że owo jarkowe (jeśli PiS wygra) będzie podwyższone o 100 zł, bo o tyle też wzrośnie emerytura minimalna.
W ministerstwie po staremu
Z najnowszego komunikatu Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie wynika jednak, aby miał nastąpić taki wzrost. W informacji pada wyjaśnienie, że "uwzględniając prognozy makroekonomiczne podwyżki wszystkich świadczeń wyniosą 3,24 proc.". Jak pisze "Wyborcza", to oznacza że najniższa emerytura nie wzrośnie o 100 zł, ale o ok. 36 zł. Świadczenie wyniesie zatem nie obiecane 1200, lecz 1136 zł brutto.
Wszystko to i tak pisane jest palcem na wodzie, bowiem pieniądze na 13. emeryturę nie są zapisane w projekcie budżetu na przyszły rok.
Jarosław Kaczyński obiecywał, że wszystkie świadczenia emerytalne wzrosną o minimum 70 zł brutto. Jednak nic z tego – wyliczenia zostaną dokonane według starych zasad i emeryt, który miał 1300 złotych emerytury, dostanie tylko 42 złote więcej.