Jest uznaną artystką, jej prace wystawiane są w najlepszych galeriach na świecie, angażuje się charytatywnie, jest feministką. Alexandra Grant, nowa partnerka Keanu Reevesa, to nie ozdoba u boku przystojnego aktora, ale kobieta z krwi i kości, spełniona i ceniona. Prawdziwa partnerka. Kontrowersje wzbudza jednak... jej wiek. Bo mimo że 46-latka jest młodsza od Reevesa, to rzadko zdarza się, żeby hollywoodzki gwiazdor spotykał się z praktycznie swoją równolatką.
Keanu Reeves jest uważany za "najfajniejszą" gwiazdę Hollywood. Aktor nie tylko jest normalnym, sympatycznym i zawsze skorym do pomocy człowiekiem (o czym pisał w naTemat Bartosz Godziński), ale ostatnio jest na topie dzięki roli w filmach o Johnie Wicku czy występie w "Toy Story 4".
Jakby tego było mało, Reeves wystąpi w polskiej grze CD Projekt RED "Cyberpunk 2077", która ma szansę powtórzyć sukces "Wiedźmina". Niespodziewany występ aktora na prezentacji gry praktycznie zniszczył internet, a jego odpowiedź do fana, który wyraził swój zachwyt Reevesem ("Zapierasz dech w piersiach!", "Nie, to ty zapierasz dech w piersiach!") stał się memem w kilka minut i kolejnym dowodem na wspaniałość aktora.
Ale Reeves został również obwołany w tym roku "Internet's Boyfriend" – Chłopakiem Internetu. Co to znaczy? To że 55-letniego Kanadyjczyka kochają absolutnie wszyscy – kobiety i mężczyźni. To taki pan Darcy naszych czasów. Tylko, że sympatyczniejszy, bardziej dostępny i bez bokobrodów.
Dlatego pojawienie się Revesa z nową partnerką na gali LACMA Art + Film w Los Angeles – które nie było jednak publicznym debiutem pary: wspólnie pojawili się też na eventach w maju i czerwcu – zniszczyło i internet, i media. Od tego momentu targają nami dwie emocje: radość, że aktor, którego życie nie rozpieszczało, znalazł miłość i jest w końcu szczęśliwy oraz zazdrość, że Chłopak Internetu nie jest już do wzięcia.
Przyczyną całego zamieszania jest 46-letnia Alexandra Grant. Kim jest pierwsza kobieta, z którą Reeves po raz pierwszy w swojej 35-letniej karierze pokazał się publicznie?
Artystka, filantropka, feministka
Grant, Amerykanka, która mieszkała m.in. Meksyku, Francji i Hiszpanii, jest artystką sztuk wizualnych, malarką i rzeźbiarką – w 2000 roku uzyskała tytuł magistra sztuk pięknych na wydziale Malarstwa i Rysunku w California College. Od tej pory wystawia swoje pracy w najlepszych galeriach sztuki na świecie i współpracuje z uznanymi pisarzami i filozofami.
Grant fascynuje bowiem język – w pracach stworzonych w jej studiu słowo zajmuje centralne miejsce. Artystka inspiruje się również grecką mitologią, a jej personalną bohaterką jest Antygona, która sprzeciwiła się swojemu wujowi Kreonowi, władcy Teb, gdy ten nie chciał pogrzebać jej brata Polinika oskarżonego o zdradę. Spotkała ją za to śmierć, a Antygona od tej pory jest symbolem buntu, odwagi i miłości, która pokona wszystko. To pociąga Grant, która w jednej ze swoich prac umieściła hasło: "Urodziłam się, by kochać".
Alexandra Grant angażuje się również w pracę charytatywną – prowadzi projekt grantLOVE, w ramach którego pomaga tworzyć limitowane rzeźby, biżuterię i plakaty. Zysk ze sprzedaży prac przeznaczony jest w całości na zajmujące się sztuką organizacje non-profit w Los Angeles i nie tylko. – Wierzę, że edukacja artystyczna jest kwestią praw człowieka, a nacisk na sztukę oraz kreatywność może mieć olbrzymi wpływ na społeczności w potrzebie oraz młodych ludzi – powiedziała kiedyś.
Jest również feministką. O tym, jak ważne są prawa kobiet, przekonała się... w pracy. – Jeśli jest coś, czego chciałabym nauczyć się wcześniej, jako artystka identyfikująca się z płcią żeńską, to to, że seksizm naprawdę istnieje w sztuce. Teraz już wiem, że brak możliwości zawodowych, których niegdyś doświadczyłam, miał mało wspólnego z moją wartością jako artystki, ale bardziej z systemowymi i naturalizowanymi stereotypami płciowymi – powiedziała w jednym z wywiadów.
I ciągnęła dalej. – Słyszałam od innych profesjonalnych artystów, żeby "nie pojawiać się w ciąży" na wernisażach i że "moje prace mają mniejszą wartość rynkową", ponieważ jestem kobietą – dodała. Na szczęście Keanu Reeves, Chłopak Internetu, od początku traktował Alexandrę Grant jako równą sobie partnerkę.
"Alexandra go uratowała"
Artystkę i pisarza połączyła sztuka. I to już kilka lat temu, gdy oboje zaczęli współpracować. W 2011 roku Grant zilustrowała jego książkę "Ode to Happiness", pięć lat później gwiazdor "Matrixa" ponownie poprosił ją o wykonanie ilustracji – tym razem do jego publikacji "Shadows". W książce pojawiły się również fotografie autorstwa Grant.
Artystka i Reeves, zachęceni przez owocną artystyczną współpracę, założyli też wspólnie wydawnictwo X Artists’ Books. Od 2017 roku publikują w nim książki wydawane przez artystów, dzięki czemu dają możliwość zaistnienia wielu zdolnym ludziom sztuki. Teraz okazuje się, że poza relacjami zawodowymi parę łączą także relacje osobiste – według informatora magazynu "Life & Style Weekly" Alexandra i Keanu są razem od tego roku.
To że Keanu Reves znalazł miłość cieszy szczególnie. Cieszy i daje nadzieję. Z powodu tragicznych przeżyć sprzed lat aktor nie związywał się bowiem z nikim na stałe i nie mówił o uczuciach w mediach, mimo że podobno spotykał się m.in. z Sandrą Bullock i Amandą De Cadenet.
Chodzi o 1999 rok, kiedy jego dziewczyna Jennifer Syme, będąc w ósmym miesiącu ciąży, urodziła martwą dziewczynkę Avę. Zrozpaczona para rozstała się, a w 2001 roku zmagająca się z depresją Syme zginęła w wypadku samochodowym w Los Angeles. Aktor długo nie mógł dojść po tej tragedii do siebie i obiecał sobie, że już nigdy nie zakocha się i nie będzie miał dzieci.
Wszystko zmieniła jednak Grant. – To jedna z niewielu osób, której udało się dotrzeć do Keanu i której szczerze opowiedział o swoich emocjach i przeszłości. Był w dołku przez długi czas, ale pozytywne podejście Alexandry do życia i jej wsparcie w dużym stopniu pomogły Keanu odwrócić swoje życie do góry nogami – powiedziało anonimowe źródło magazynowi "Life & Style Weekly".
Informator dodał również, że przyjaciele aktora uważają, że Alexandra nie tylko skradła jego serce, ale również go uratowała. Określają również artystkę, jako kobietę "życzliwą, ciepłą i duchową, która ma świetny kontakt z ludźmi". Wygląda więc na to, że Reeves znalazł więc idealną ukochaną. Chociaż oczywiście niektórzy mają inne zdanie.
46
Kiedy zachwycaliśmy się faktem, że Reeves znalazł szczęście, internetowi i mediom nie umknął fakt, że Grant jest zupełnie inna, niż większość partnerek wielkich gwiazd. Po pierwsze wygląda całkowicie normalnie i jak większość kobiet – nie jest modelką czy celebrytką ubraną według najnowszych trendów. Do tego ma siwe włosy, co dla wielu było tak szokujące, że – sądząc po niektórych medialnych reakcjach – chyba pospadali z krzeseł.
Bo w Hollywood siwe włosy nie istnieją, starość nie istnieje. Drugą kwestią, o której mówili wszyscy po pojawieniu się pary na publicznym evencie, był więc wiek Grant. Artystka ma 46 lat. I chociaż jest młodsza od Reevesa o 9 lat, to nikt na to nie zwracał uwagi. Najbardziej szokujące jest bowiem to, że Grant... nie jest młoda. Nie ma 20 czy 30 lat, jest praktycznie równolatką Reevesa.
W takich czasach żyjemy, takie jest współczesne Hollywood. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wielcy, znani i lubiani – głównie mężczyźni po czterdziestce – spotykają się z młodszymi, atrakcyjnymi (przynajmniej przez pryzmat współczesnych kanonów piękna) kobietami. Takimi, które na pewno nie mają siwych włosów. Wtedy media mogą skupić się na ich wyglądzie, a nie na dokonaniach.
Ale w przypadku Alexandry Grant nie da się ich odstawić na bok. To kobieta z własnymi osiągnięciami i doświadczeniami, profesjonalistka, osoba spełniona i ceniona. Żadna ozdoba przy boku aktora i jego rozrywka, ale prawdziwa partnerka.
Alexandra Grant jest więc – paradoksalnie – kolejnym powodem, dla którego kochamy Keanu Reevesa. Bo aktor, Chłopak Internetu, jest po prostu normalnym facetem, który żyje po swojemu i zakochuje się w kim chce, a nie podąża za trendami. Bo oddał swoje serce kobiecie, która jest po prostu świetną babką. Nie pozostaje nic innego, jak gorąco kibicować tej normalnej, ale jednak niezwykłej parze.