
Katarzyna Plichta jest nie tylko żoną, ale i w pewien sposób biznesową partnerką dla Marcina P. – szefa Amber Gold. Plichta ze swoim mężem przeżyła już jeden kryzys, przy okazji sprawy Multikas, i wygląda na to, że przetrwa z nim i teraz. Młody "biznesmen" był dla niej bowiem wybawieniem od koszmaru.
Skromny dziadek
Autor tekstu dociera więc dalej – do dziadka Katarzyny Plichty, pana Jana. Jego dom, kilka lat temu zniszczony przez pożar, jest w niewiele lepszym stanie, niż altanka Edmunda Plichty. Pan Jan ma 93 lata, ale pamięć dobrą: opowiada jak jeszcze parę lat wstecz Katarzyna mieszkała z matką i przyrodnim bratem, a przez jakiś czas – również z Marcinem P. Wszyscy oni wyprowadzili się w 2008 roku, matka do kawalerki, a Katarzyna z Marcinem – do wynajętego mieszkania.
Kasia była u mnie może ze dwa razy bardzo, bardzo dawno temu. Ja nawet na jej ślubie nie byłem. O tym, że wyszła za mąż, dowiedziałem się już po wszystkim. To już tyle lat. Była dzieckiem, teraz jest dorosłą kobietą. Ja o niej, o jej życiu nic nie wiem. Można powiedzieć, że ja jej już dzisiaj nie znam.
Życie w luksusie
Nic dziwnego więc, że Katarzyna Plichta chętnie korzysta teraz z biznesowych luksusów, jakie oferuje jej mąż – mieszka w stumetrowym apartamencie "na najdroższym gdańskim osiedlu". Chociaż to akurat nie pieniądze urzekły w Marcinie Katarzynę, bo poznali się jeszcze w liceum.
On był ulubieńcem nauczycieli, ona raczej szarą myszką. Na lekcjach zalękniona, ale w towarzystwie swobodna, choć zawsze trochę z boku. Swojej rodziny wręcz się wstydziła. Nie pamiętam, żeby któraś z dziewczyn z klasy kiedykolwiek była u niej w domu. Z drugiej strony podobała się chłopakom, a Marcin – choć błyskotliwy prymus – nie miał ani powodzenia, ani śmiałości do dziewczyn. Tak się dopasowali. Ona dała mu to, czego jemu brakowało, i odwrotnie.
Zmieniła się nie do poznania
W świetle informacji o życiu Plichty nie dziwi, że jako nastolatka Katarzyna nie chwaliła się rodziną przed rówieśnikami. Sąsiadka pana Jana niezbyt pozytywnie wspomina ich dom rodzinny: bieda, awantury, alkohol, rozstanie rodziców, brak ojca. "Nie dziwię się, że nie chce wracać do czasów dzieciństwa" – mówi sąsiadka.
Niby ta sama, ale jakby obca. Wiedziałam, że jest bardzo bogata. Trzymała dystans, ale chyba nie ze względu na dzielące nas miliony. Nie wiedziałam, czy ja tę elegancką, przypadkiem spotkaną kobietę w ogóle kiedyś znałam?
Plichta jako businesswoman
Dzięki Marcinowi P. Katarzyna mogła zapomnieć o nieudanym dzieciństwie. Również materialnie, bo dzięki działalności męża opływała w luksusy. I sama też pomagała mu prowadzić biznesy – najczęściej go zastępowała, albo jeśli zostawała prezesem spółki, to on zastępował ją. Zawsze w duecie.
Ale jeszcze inaczej widzi ją jeden z byłych dyrektorów spółki, który ich relację określa jako "prawie przyjaźń". Wspomina, między innymi, sytuację, gdy Marcin poinformował swoją żonę o zakupie OLT Express. Kasia ponoć jadła wtedy kanapki i rzuciła talerzem w podłogę tak, że aż kawałki fajansu wbiły się w parkiet.
Dyrektor opisuje też, że zdarzało mu się słyszeć podniesione głosy, gdy Katarzyna Plichta rozmawiała z mężem. Ale ostatecznie – bezgranicznie mu ufała. Mimo wyroków, afer i podejrzeń, była przekonana, że mąż będzie wiedział, co robić. "Ona była w męża wpatrzona (…). Był jej bohaterem" – twierdzi ten "prawie przyjaciel" Plichty. Kasia pomagała Marcinowi rozkręcać biznesy: razem jeździli nocnym autobusem do centrum Gdańska, a potem piechotą wracali do Wrzeszcza, po drodze rozklejając ogłoszenia na słupach.
Gdy wszystko wskazywało na to, że życie Katarzyny Plichty będzie sielanką, wszystko runęło. Marcin kupił żonie nawet pałacyk w Rusocinie. Wkrótce potem wybuchła afera Amber Gold. Póki co jednak nie widać, by Plichta chciała opuścić męża. "Myślę, że Marcin w pewien sposób zastąpił jej ojca" – twierdzi znajomy pary.

