Bronisław Wildstein uważa, że warszawiacy są sami sobie winni, że przez stolicę nie da się przejechać. Jego zdaniem, to dzieło obecnej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, a jej wyborcy powinni stać w korkach co najmniej dwa razy dłużej.
Bronisław Wildstein w swoim felietonie na portalu wPolityce.pl stwierdził, że zakorkowane i nieprzejezdne miasto Warszawiacy zawdzięczają swojej pani prezydent.
Oczywiste jest, że każdy remont w mieście, a już na pewno budowa metra, niesie "paraliż". Ale, jak zauważa Wildstein, zadaniem władz samorządowych jest sprawić, aby było on "jak najmniej uciążliwy dla mieszkańców".
Jak twierdzi tę arogancję widać w "drobnych, jak i wielkich sprawach". Giną dokumenty, rezygnuje się z badań geologów przy budowie metra i nikt nie pomyśli o ścieżkach dla mieszkańców, kiedy zamykane są całe ulice.
"Dbałość o wygodę mieszkańców wiąże się z dodatkowymi zadaniami dla urzędników. A niewielu ludzi chce sobie brać na głowę kolejne zobowiązania jeśli nie jest do tego zmuszona" – komentuje w felietonie Bronisław Wildstein.
Publicysta uważa, że to mieszkańcy rozliczają urzędników w trackie wyborów, a w przypadku Warszawy coś zawodzi, skoro "prezydent, który ma na sumieniu sporo błędów wybierany jest triumfalnie już pierwszej turze wyborów". Według Wildsteina to dlatego Warszawa wygląda tak, jak wygląda.
Zdaniem publicysty, większość Warszawiaków nie zaprzątała sobie tym głowy przy wyborach i są sami sobie winni. "Wyborcy obecnej prezydent w nagrodę powinni stać co najmniej dwa razy dłużej w korkach" – kwituje Wildstein.
Niczego takiego w Warszawie nie widać, a zamiast tego obcujemy z niebywałą arogancją władzy, która, zwłaszcza w osobie pani prezydent, nie czuje się w obowiązku choćby wytłumaczyć z blokującej miasto katastrofy i równocześnie przyznaje sute premie swoim pracownikom. CZYTAJ WIĘCEJ
Bronisław Wildstein
Prezydent nie czuje najmniejszej potrzeby zmieniania czegokolwiek w swoim działaniu, a jego ekipa wie, że nie musi się wysilać.