– Mam żal nie o to, że odpadłam, bo takie są zasady, ale o dziwne kryteria jurorów – mówi Monika Miller, która opuściła program "Taniec z Gwiazdami". W wywiadzie dla naTemat piosenkarka zdradza, co show Polsatu zmieniło w jej życiu, a także za co ceni swojego dziadka, europosła Leszka Millera.
Anna Dryjańska: Po ośmiu odcinkach odpadła pani z "Tańca z Gwiazdami". Czym się teraz pani zajmie?
Monika Miller: Wróciłam do pracy: nagrywam nowe single, przygotowuję teledysk taneczny, szykuję lyric video do innego utworu... Mam ręce pełne roboty. Trochę nie mogłam się doczekać powrotu do kariery muzycznej, ale z drugiej strony szkoda było pożegnać się z programem.
Nadal ma pani żal do jurorów za noty, które wystawili pani podczas ostatniego występu?
Nie mogę zrozumieć, dlaczego mój drugi jive im się nie spodobał. Przecież wykonałam go o wiele lepiej niż w pierwszym odcinku. To nie tylko moja opinia, ale też zdanie widzów, którzy dostrzegli postęp, jaki zrobiłam. Mam żal nie o to, że odpadłam, bo takie są zasady, ale o dziwne kryteria.
Skądś ta ocena ekspertów się jednak wzięła. Ma pani jakieś wyjaśnienie?
Po prostu jury ma różne humory w różne dni. Akurat trafiłam na ten gorszy.
Najlepszy pani moment w programie to...
Odcinek trzeci – rumba. Wtedy wreszcie poczułam się pewna siebie, otwarta i szczęśliwa. Zaczęłam wierzyć w siebie. Zrozumiałam, że taniec jest sztuką jak muzyka i malowanie. Poznałam możliwości swojego ciała, przekonałam się, że nie jestem "drewnem", wystarczy tylko odpowiednio długo ćwiczyć.
A najgorszy?
Gdy podczas tango w drugim odcinku partner upuścił mnie przez problemy z sukienką. Bardzo się wtedy obwiniałam. Było mi ciężko.
Trudno tu mówić o winie.
Ja to niby wszystko wiem, ale czułam się z tym fatalnie. Dużo od siebie wymagam...
...nawet jak coś nie zależy od pani? Do tego jeszcze kompleksy i mamy dołujący kobiecy komplet.
Oczywiście, że mam kompleksy!
Pani? Modelka?
Jasne. Gdy chodziłam do podstawówki dzieciaki śmiały się z mojego zadartego nosa. Zawsze miałam na tym punkcie kompleksy. Po tym jak wystąpiłam w "Tańcu z Gwiazdami" dotarły do mnie plotki, że mój nos ma idealny kształt, bo go sobie rzekomo zoperowałam. A to nadal ten sam nos, bez żadnych interwencji chirurgicznych. Dziwna sprawa, prawda?
Dzięki "TzG" spotkała się pani raczej z wyrazami sympatii czy niechęci?
Hejt oczywiście też jest, ale przede wszystkim na wszystkich swoich komunikatorach dostaję mnóstwo miłych wiadomości. Jestem tym zdziwiona, bo spodziewałam się, że "oberwę" za swój niestandardowy wygląd – tatuaże i kolczyki. Okazało się jednak – i takich wpisów też mam sporo – że wielu ludzi dzięki moim występom przekonało się, że to nic złego, a ludzie z tatuażami są tacy jak inni.
Kończy pani przygodę z tańcem?
Skąd, wpiszę go w harmonogram pomiędzy wypadami na siłownię. Taniec pozwala pozbyć się złych emocji, wyrazić siebie... Już się od niego uzależniłam (śmiech).
W ostatnich wyborach głosowała pani na...?
PSL. Chyba na pana Papugę, ale nie jestem pewna.
Widzę takiego kandydata na liście Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
A może to było SLD? Trudno powiedzieć, byłam wtedy tak zakręcona, że całkiem możliwe.
Osoba, na którą zawsze mogę liczyć. Uwielbiałam mu pomagać w kampanii wyborczej, rozdawałam ulotki, książki, jeździłam po Polsce z jego ekipą...
Cała uwaga była skupiona na nim. Nie przeszkadzało to pani?
Ani trochę.
Co – oprócz nowego hobby i rozpoznawalności – dał pani show Polsatu?
Posypały się propozycje od wytwórni, agencji modelingu, fotografów... Niestety nic obecnie nie mogę zdradzić, ale pewnie już wkrótce będę się mogła tym pochwalić. Jest też pewna rzecz, na którą mam nadzieję, ale nie wiem czy się uda...
Jaka?
Chciałabym, żeby ludzie przestali o mnie myśleć tylko jako o wnuczce Leszka Millera. Kocham mojego dziadka, ale jestem kimś więcej.