Jest malutki, wielkooki, zielony i niewiarygodnie uroczy. Mowa o maluchu z serialu "Mandalorian", który należy do tej samej rasy, co Mistrz Yoda i sprawił, że cały internet roztopniał z zachwytu. Mimo że za nami dopiero dwa odcinki niedostępnego jeszcze w Polsce serialu, Baby Yoda to już popkulturowy fenomen. Ale kim jest ten mały słodziak?
Serial Jona Favreau "Mandalorian" – z recenzji zza oceanu wynika, że to jedna z lepszych produkcji ze świata "Star Wars" od dawna – nie jeszcze dostępny nad Wisłą. Platforma Disney Plus ma wejść do Polski dopiero na przełomie 2020 i 2021 roku, co jednak niektórym wcale nie przeszkadza. Ci szczęściarze, którzy już oglądali nowy tytuł ze świata "Gwiezdnych wojen" o mandaloriańskim wojowniku i łowcy nagród (w tej roli Pedro Pascal) mówią tylko o jednym. Małym Yodze, zwanym przez Internet Baby Yoda.
Oczywiście to nie ten sam Yoda, którego znamy. Akcja "Mandaloriana" dzieje się pomiędzy wydarzeniami z "Powrotu Jedi" a "Przebudzeniem Mocy", czyli już po upadku Imperium. Mistrz Yoda już więc nie żyje. Maluch, którego poznajemy w serialu, to bezimienny przedstawiciel jego rasy, której nazwy nie znamy. Ma 50 lat, co jest dla niego wiekiem wszesnodziecięcym i jest... wyjątkowo przeuroczy.
Do tego stopnia, że internet zupełnie oszalał.
Słodycz w dawce maks
Olbrzymie oczy, duże uszy, maleńki nosek, zielona skóra i niemowlęce atrybuty. Tyle wystarczyło, żeby widzowie oraz internauci, którzy "Mandaloriana" jeszcze nie widzieli, stracili głowę dla Baby Yody. Serca podbija również jego relacja z bezimiennym bohaterem serialu, która z odcinka na odcinek robi się podobno coraz cieplejsza i bardziej ojcowska.
Baby Yoda to po prostu olbrzymia dawka serotoniny. Niektórzy twierdzą nawet, że jest słodszy od ludzkich niemowląt. Ba, nawet kociąt. Nie tylko jest przesłodki, ale już samo to, że siedzi w swoim latającym "wózeczku" i ciekawsko ogląda z niego świat, dla wielu przelało już czarę słodyczy. Nawet dla samego... Wernera Herzoga, znanego reżysera i aktora, który pojawia się również w "Mandalorianie". W jednym z wywiadów stwierdził, że Boba Yoda jest przepiękny, łamie serca i niezmiernie go wzruszył.
I trudno mu się dziwić. Szczególnie, gdy Baby Yoda wydaje urocze niemowlęce odgłosy albo wychodzi ze swojej kołyski i niezdarnie chodzi lub poluje na żaby (które zjada w całości).
Internet co jakiś czas zachwyca się czymś wyjątkowo uroczym (nie wspominając o filmikach z kotami i psami – te nigdy nie stracą na popularności). Po premierze "Gwiezdnych wojen: Przebudzeniu Mocy" w 2015 roku był to robot BB-8, a druga część "Strażników Galaktyki" dała światu Baby Groota. Teraz ich miejsce zajął Baby Yoda i wszystko wskazuje na to, że pokona ich z kretesem. Można już bowiem mówić wręcz o histerii i popkulturowym fenomenie.
"Ok, boomer"
Tę histerię widać szczególnie w mediach społecznościowych. Gify czy memy z zielonym maluchem są dosłownie wszędzie. Trudno się nimi nie zachwycić – wielkooki, ciekawski maluch naprawdę budzi uczucia macierzyńskie lub ojcowskie. "Takiego bombelka to bym chciała!" – napisała jedna z internautek pod jednym z postów poświęconych Baby Yodze. "Na Boże Narodzenie chcę tylko Baby Yodę" – napisała inna.
Wiele osób deklaruje nawet, że albo nie lubi "Gwiezdnych wojen", jednak zakochało się w Baby Yodze w internecie, albo zaczęło oglądać "Mandaloriana" tylko dzięki maluchowi. To naprawdę sukces Disneya, który zawdzięczamy pewnie szczegółowej biznesowej kalkulacji. Co jak co, ale korporacja wie, że słodycz i urok się sprzedają, jak było w przypadku wspomnianych wcześniej BB-8 czy Groota. To przecież również dzieci Disneya. Gdy tylko do sklepów trafią gadżety z Baby Yodą albo jego maskotki (których ludzie już się domagają), firma może już dziś spodziewać się rekordowych sprzedaży.
Pojawienie się Baby Yoda sprowokowało również internautów do stworzenia memów z "rywalizacją" malucha z Mistrzem Yodą. Najpopularniejsza jest wersja "ok, boomer", w której staruszek Yoda prawi kazanie małemu przedstawicielowi swojej rasy, a ten odpowiada właśnie tym modnym ostatnio zwrotem. "Słuchaj, ty mały gówniarzu" – odpowiada podirytowany Mistrz Yoda w jednym z memów. Ach, te różnice pokoleniowe.
Dziecko Yody? A może klon?
Słodycz słodyczą, ale Baby Yoda budzi także ekscytację z powodu swojej tajemniczości. Dotąd wydawało się bowiem, że Mistrz Yoda był ostatnim przedstawicielem swojej rasy . Aż tu pojawia się maluch, na którego Mandalorian dostaje zlecenie od wysoko postawionych imperialistów. Maluch, który dysponuje już Mocą. O co w tym wszystkim chodzi? Internet ma już swoje teorie.
Pierwsza teoria: Baby Yoda to... dziecko Yody. Kto byłby jego matką? W filmowych "Gwiezdnych wojnach" oprócz Yoda pojawia się inna przedstawicielka jego rasy – kobieta o imieniu Yaddle, która w "Mrocznym widmie" zasiadała w Radzie Yedi. Niewykluczone, że to ona i Yoda są rodzicami malucha. Dużego wyboru tu nie ma, to po prostu jedyni znani kandydaci. Zresztą Mistrz Yoda nie wydawał się fanem romantycznych związków.
Druga teoria: Baby Yoda to klon Mistrza Yody. Wydaje się nieprawdopodobne? Cóż, technika klonowania jest dostępna w świecie "Gwiezdnych wojen", sam Imperator Palpatine klonował się nie raz, nie mówiąc już o całej armii klonów. Po co komuś drugi Mistrz Yoda? Tego nie wiadomo, ale na pewno może to mieć związek z jego imponującymi umiejętnościami w zakresie Mocy.
Trzecia teoria: Baby Yoda to po prostu dziecko, które z Mistrzem Yodą nie jest wcale powiązane. Być może jest sierotą, być może porwano go od rodziców, zważywszy na to, że było silnie strzeżone przez strażników, zanim dotarł do niego Mandalorian. Dlaczego bohater otrzymał zlecenie, by go odnaleźć? Niewykluczone, że Imperium chce go zdobyć ze względu na to, że Maluch jest czuły na Moc.
Obojętnie, jakie jest pochodzenie Baby Yody, jedno jest pewne. Internet już nigdy nie będzie taki sam, jak przed pojawieniem się tego uroczego malucha. W niespokojnym świecie, w którym codzienne wiadomości potrafią odebrać człowiekowi wszelką nadzieję, potrzebujemy szczęścia i radości. A mały Yoda dostarcza je i to w nadmiarze.