Od śmierci Magdy Prokopowicz, szefowej fundacji Rak'n'Roll minęły dwa miesiące. Jej mąż, Bartek Prokopowicz opowiada, jak wygląda jego życie po śmierci Magdy. Przekonuje, że nie było łatwo, ale wierzy, że razem z dziećmi będzie szczęśliwy.
W czerwcu wszystkich poruszyła wieść o śmierci Magdy Prokopowicz. Szefowa fundacji Rak'n'Roll do końca walczyła z chorobą. Nie tylko swoją, pomagała też innym. Jednym z jej najgłośniejszych sukcesów jest kampania fundacji "Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi".
Jej mąż, Bartek Prokopowicz, polski operator filmowy i reżyser opowiedział magazynowi "Male Men" o tym, jak wygląda jego życie po śmierci żony. Mówi, że nieraz było między nimi ciężko, lecz gdy odchodziła, byli "pogodzeni, przytuleni". Został sam z dziećmi - Leosiem i Honią. Przekonuje, że one są teraz najważniejsze.
Bartek Prokopowicz przyznaje, że zdarza mu się płakać razem z dziećmi, ale też śmiać się z nimi. "Leoś jest pomocnym dzieckiem, łatwym w obsłudze" – mówi. Bartek ma na głowie całą rodzinę. Codziennie chodzą na grób Magdy. Nie kładą na nim żadnej płyty, czekają, aż wyrośnie ogród, bo są przekonani, że tego właśnie by chciała.
Na grobie ma też stanąć rzeźba anioła. Leoś chce, by uwzględniono drobną modyfikację. Jego zdaniem anioł powinien mieć "chomiczka". Bartek Prokopowicz ze śmiechem mówi o pomyśle syna.
Przyznaje, że bardzo tęskni za żoną. Przywołuje te dobre wspomnienia, sprzed nasilenia choroby. Mieli oboje dać sobie z nią radę, wyszło inaczej. Za życia Magdy Bartek Prokopowicz nie angażował się w działalność fundacji, lecz teraz traktuje to jako "jej spuściznę". Chce pomóc mężczyznom, którym zmarły żony. Twierdzi, że czasem w takich sytuacjach trzeba odreagować, bo człowiek nie może wszystkiego w sobie magazynować.
Przyznaje, że jest mu ciężko i czuje się samotny. Nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Miał być "blask fleszy", a jest "rozwieszanie prania i robienie jajecznicy". Ale zawsze był, jak to określa, "kurem domowym". Bartek Prokopowicz cieszy się, że jego praca pozwala mu na spędzanie czasu z dziećmi.
Przyznaje, że przez chorobę Magdy różnie im się w życiu układało. Niejednokrotnie nazwała go "sk***synem czy wyrzuciła z domu.
Teraz ze łzami w oczach opowiada, że nie chce cofnąć czasu, chce żyć i być szczęśliwym. Bartek Prokopowicz przyznaje, że być może Magda dała mu szansę na zmianę, by otworzyć się na ludzi, nie być "arogantem".
Dla mnie najważniejsze jest teraz, żebym był szczęśliwy w końcu. To był progowy miesiąc, dużo się wydarzyło. Ale cieszy mnie myśl, że teraz wszystko w moich rękach. To fajna świadomość dla 40 latka. Będę szczęśliwy. Z Leośkiem i Honią. Będę dbał o siebie. Rzuciłem palenie, ostatniego papierosa zapaliłem 3 tygodnie temu, na plaży z dzieciakami. Ostatnio paliłem już dwie paczki dziennie, i nie jest tak, że nie chce mi się zapalić, ale zaraz myślę: no i co, zapalisz jednego, zaraz drugiego i już z Leośkiem nawet na longboardzie nie pojeździsz, bo zadyszka cię złapie przy sznurowaniu buta.
Bartek Prokopowicz
w rozmowie z magazynem "MaleMen"
Pamiętam, że kiedy wiosną Magda była w szpitalu, poczułem, że muszę się zresetować. Poszedłem do "Regeneracji", no i jak to facet urżnąłem się piwkiem. Od razu jakaś życzliwa dusza doniosła na fejsie: "No ładnie! Żona w szpitalu, a on się bawi w "Regeneracji".
Bartek Prokopowicz
w rozmowie z magazynem "MaleMen"
Na początku myślałem, że Magda musi być strasznie wkurw***, że umarła. Na świat, na Boga, na to , że przegrała. Taki miała charakter. Magda nie za bardzo wierzyła, dopiero w ostatnich miesiącach zaczęła zwracać się ku Bogu, dziękować, a nie tylko obwiniać i oskarżać. To mnie napawa optymizmem.
Bartek Prokopowicz
w rozmowie z magazynem "MaleMen"
Magda często powtarzała swoim podopiecznym, żeby żyć tak, jakby każdy dzień miał być ostatnim… Tylko mnie to tak wkur***: bo czemu, Madzia, nie było tak u nas?! To mnie najbardziej boli. Bywało naprawdę źle.