Europoseł PSL Adam Jarubas po zwycięstwie Andrzeja Dudy w wyborach w 2015 roku przyjął propozycję pracy w Narodowej Radzie Rozwoju przy prezydencie RP. Jednak dziś nie wspomina dobrze przyjęcia tej oferty.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Jarubas był kandydatem PSL w poprzednich wyborach i właśnie po nich dostał od ich zwycięzcy zaproszenie do Narodowej Rady Rozwoju. Jak wyjaśnił w rozmowie z Onetem, poczuł się wtedy doceniony i zdecydował się także dlatego, że uważa się za państwowca.
– Nie ukrywam, że to też trochę łechtało moją próżność. Poza tym koledzy z PiS mieli z tym problem, bo cały czas mówili, że się do niczego nie nadaję, a potem nagle ich prezydent zaprasza mnie do współpracy. Jednak z czasem zaprzestałem aktywności w Narodowej Radzie Rozwoju – powiedział Onetowi Jarubas.
– Przyznam, że mam do dziś kaca z tego powodu – mówi. Dodaje, że odszedł z NRR, gdy zorientował się, że "prezydent Duda całkowicie wszedł w rolę kompletnie niesamodzielnej głowy państwa". Jarubas zrezygnował z członkostwa w NRR w 2016 roku.
W kontekście rezygnacji z członkostwa w NRR głośno było o takiej samej decyzji Piotra Burasa, dyrektora European Council of Foreign Relations i znawcy stosunków polsko-niemieckich. W liście do Dudy w 2015 roku wyraził swój sprzeciw wobec działań prezydenta związanych z Trybunałem Konstytucyjnym. Buras wspominał, że w ten sposób została zburzona jego ufność, iż prace Rady dalej będą służyły celom, które jej przyświecały.