7 miesięcy – tyle trwał przewód doktorski Patryka Jakiego, europosła Solidarnej Polski i byłego wiceministra w rządzie PiS. Czy taki czas trwania przewodu jest czymś normalnym czy niestandardowym? Zdaniem doktorów i doktorantów z którymi rozmawiał naTemat, Jaki obronił pracę w niespotykanym tempie. – To kompletne zagięcie czasoprzestrzeni – mówi nam jedna z doktorek. Odmiennej opinii jest prof. Jemielniak. Ale zastrzeżeń jest więcej.
Na początku garść faktów: Patryk Jaki chciał się doktoryzować na Uniwersytecie Opolskim. Jak ustalił Tomasz Ławnicki z naTemat okazało się jednak, że plany polityka spaliły na panewce – w czerwcu uczelnia odmówiła europosłowi. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zdaniem naukowców praca Jakiego z zakresu więziennictwa wymagała poprawy i uzupełnienia, ale polityk nie chciał tego zrobić.
Wygląda na to, że Jaki przewidział te trudności, bo już trzy miesiące przed decyzją UO – w kwietniu – otworzył przewód doktorski na innej uczelni: Akademii Sztuki Wojennej. To szkoła założona przez byłego ministra Antoniego Macierewicza, która powstała w miejsce zlikwidowanej Akademii Obrony Narodowej. 7 miesięcy po otwarciu przewodu doktorskiego, Patryk Jaki obronił na niej pracę zatytułowaną "Służba więzienna w systemie bezpieczeństwa RP" – nieco inaczej niż ta, której chciał bronić na Uniwersytecie Opolskim. Recenzentami byli pracujący w Akademii Sztuki Wojennej specjaliści z dziedziny lotnictwa.
Patryk Jaki jako wiceminister sprawiedliwości w gabinecie Zbigniewa Ziobro odpowiadał właśnie za więziennictwo. Teraz jest wykładowcą Wyższej Szkoły Kryminologii i Penitencjarystki założonej przez... Zbigniewa Ziobrę.
"Nie znam takiego trybu"
A więc czy 7 miesięcy to zwykły czas trwania przewodu doktorskiego? Troje z czworga naszych rozmówczyń i rozmówców twierdzi, że nie. – To zawrotna szybkość – mówi Anna, która jest doktorantką na jednej z najbardziej znanych polskich uczelni. Podkreśla, że nawet jeśli doktorant otwiera przewód z pracą dopiętą na ostatni guzik – a przecież nie ma wymogu, by praca była już gotowa – to musi zdać egzaminy: kierunkowy, z dziedziny dodatkowej, a także językowy.
Zdaniem Anny fakt, że wszystkie formalności (od egzaminów, przez zrecenzowanie kilkusetstronicowej pracy i wreszcie obronę) załatwiono na uczelni w zaledwie 7 miesięcy, świadczy o specjalnym traktowaniu Patryka Jakiego.
Paweł, który jest doktorem nauk humanistycznych z Warszawy, wspomina, że jego przewód doktorski – a otworzył go już po napisaniu pracy – trwał 12 miesięcy. – Mój przewód w rok to już ekspresowe tempo. A 7 miesięcy? Trudno mi to sobie wyobrazić. Ktoś musiał stawać na rzęsach – ocenia.
Zofia, doktorka nauk społecznych, która broniła się na jednym z największych uniwersytetów w Polsce, szybko liczy, że w jej przypadku od momentu otwarcia przewodu do zdobycia stopnia doktora minęło 17 miesięcy. – Moi koledzy czekali znacznie dłużej – przyznaje. O przypadku, by komuś zajęło to tylko 7 miesięcy, zwłaszcza gdy w tym czasie przypadały wakacje, nie słyszała. – Może w przypadku prac z nauk ścisłych, takich jak chemia czy fizyka, da się to zrobić. Ale w dziedzinie nauk humanistycznych? Nie znam takiego trybu. To kompletne zagięcie czasoprzestrzeni – śmieje się Zofia.
Innego zdania jest prof. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego. – 7 miesięcy od otwarcia przewodu do obrony to normalna sytuacja na wielu uczelniach, bo często zakłada się, że przewód jest otwierany, kiedy praca jest już prawie napisana – mówi wykładowca. Zwraca jednak uwagę na inną kwestię. – Zdecydowanie bardziej alarmujące jest coś zupełnie innego: jak to jest możliwe, że ktoś otwiera przewód na jednej uczelni, a jednocześnie na innej czeka na decyzję w tej kwestii? Czy chodzi o dwa różne doktoraty? – pyta prof. Jemielniak.
"Czy ktoś w ogóle czytał tę pracę?"
Dlaczego przewód może trwać wiele miesięcy również w sytuacji, gdy praca jest już ukończona, a doktorant przygotowany do zdawania egzaminów? – Rada wydziału wyznacza i zatwierdza każdy kolejny krok na drodze do stopnia doktora, w tym konieczne egzaminy. Termin obrony jest wyznaczany na samym końcu, gdy doktorant spełni wszystkie wymogi – tłumaczy Zofia.
Paweł dodaje, że nawet większe znaczenie niż częstotliwość, z jaką zbiera się rada wydziału, ma fakt, że recenzenci pracy doktorskiej potrzebują czasu, by ją dokładnie przeczytać i wydać o niej opinię, od której zależy, czy student zostanie dopuszczony do obrony, czy – jak Patryk Jaki na Uniwersytecie Opolskim – nie.
Recenzja to niebagatelne zadanie w przypadku tekstów naukowych, które mają po kilkaset stron, zwłaszcza że recenzenci – specjaliści w swojej dziedzinie – mają zwykle mnóstwo innych obowiązków zawodowych: wykładanie, tworzenie własnych tekstów, ocenianie prac innych studentów... – Moi recenzenci potrzebowali kilku miesięcy na to, by się zapoznać z moją pracą i sporządzić swoje opinie – mówi Paweł. Za tym bardziej niewiarygodne uznaje to, że cały przewód doktorski Jakiego trwał 7 miesięcy. – Czy recenzenci w ogóle czytali tę pracę? – zastanawia się.
Zofia wspomina, że podczas 17 miesiący jej przewodu doktorskiego jej recenzenci uwinęli się z czytaniem pracy w zaledwie 3 miesiące. – Moja promotorka wyjeżdżała za granicę, więc wszyscy spięli się tak, bym nie musiała się bronić dopiero rok później – mówi doktorka.
Lotnictwo a więziennictwo
Promotorem pracy Patryka Jakiego na Akademii Sztuki Wojennej został płk nawig. dr hab. Bogdan Grenda, ekspert w dziedzinie lotnictwa wojskowego. Zrecenzowanie jej przypadło prof. dr hab. inż. Marianowi Kopczewskiemu, specjaliście w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, oraz dr hab. inż. Jackowi Krzysztofowi Nowakowi, który w swojej pracy badawczej skupia się na kwestii dowodzenia lotnictwem. Jak lotnictwo ma się do więziennictwa, czyli tematu pracy doktorskiej Patryka Jakiego?
"Zarzut o tym, że recenzenci nie zajmowali się służbą więzienną jest absurdalny. W Polsce ani w Europie nie ma doktoratów ze 'służby więziennej' - są z nauk o bezpieczeństwie (nauk społecznych). Recenzenci są wybitnymi znawcami w tym zakresie" – napisał do nas po jednej z publikacji o jego doktoracie Patryk Jaki. Nasi rozmówcy nie podzielają jednak jego argumentacji.
– Taki dobór promotora i recenzentów jest bardzo dziwny – ocenia Anna. – W komisji mają zasiadać osoby kompetentne. Jeśli ktoś pisze pracę doktorską z niszowej dziedziny, to wtedy nawet miesiącami szuka się naukowców z zagranicy, którzy mogliby ją zrecenzować – dodaje doktorantka.
Tak właśnie było w przypadku Zofii – ponieważ w Polsce nie było wystarczającej liczby ekspertów specjalizującej się w dziedzinie, którą zgłębiała w pracy doktorskiej, do składu uczelnianej komisji zaproszono naukowców z zagranicy. – To częsta praktyka – tłumaczy Zofia. Nie przemawia do niej też argument europosła, że recenzenci jego pracy znają się na bezpieczeństwie narodowym. – Bezpieczeństwo narodowe to zbyt szeroka dziedzina, by ktoś mógł być ekspertem od wszystkiego. Skoro to są specjaliści od lotnictwa, to o służbie więziennej wiedzą tyle co ja, więc równie dobrze ja bym mogła być recenzentką Patryka Jakiego, bo przecież chodzi o nauki społeczne – śmieje się Zofia.
Po chwili poważnieje. – Sama szybkość zrobienia tego doktoratu powinna zapalić u ministra Gowina czerwoną lampkę. W normalnych okolicznościach liczyłabym na to, że prawidłowość przyznania stopnia doktora zostanie zweryfikowana, ale to nie są normalne okoliczności – podsumowuje.