Niezłomny – tak lubi się określać i takim chciałby być postrzegany Andrzej Duda, gdy mówi o potrzebie walki z pozostałościami po PRL i potrzebie dekomunizacji. Przypominamy słowa prezydenta, które dziś brzmią jak ponury żart. Andrzej Duda mianując Stanisława Piotrowicza na sędziego TK sam przekreślił wszystkie wcześniejsze zapowiedzi i deklaracje.
– Wierzę w to głęboko, że większość mieszkańców Gdyni jest oburzona, że do dzisiaj w Sądzie Najwyższym orzekają ludzie, którzy w stanie wojennym wydawali wyroki na podziemie, są i to zostało udowodnione. Wierzę w to, proszę państwa, że będziemy mieli silną, wolną i sprawiedliwą Polskę, silną, wolną i sprawiedliwą, wolną od komunistów i postkomunistów – powiedział Andrzej Duda.
Prezydent na przełomie sierpnia i września przebywał na terenie Trójmiasta. Przygotowywał się do uroczystych obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, spotykał z mieszkańcami, tłumaczył potrzeby reformy sądownictwa. Momentami można było odnieść wrażenie, że próbował przekonać do niej nie tylko zebranych, ale i samego siebie. Duda nie unikał mocnych słów, oskarżeń, z marsową miną kiwał głową. I mówił...
Ślubowanie w zaciszu gabinetu
– Należy naprawić wymiar sprawiedliwości w Polsce, żeby ludzie nie mówili, że sądy w Polsce są niesprawiedliwe i nieuczciwe – stwierdził w pewnym momencie prezydent. Dziś te słowa brzmią jak kpina. W czwartek prezydent Duda nominował na sędziów Trybunału Konstytucyjnego Krystyną Pawłowicz, Jakuba Stelinę i Stanisława Piotrowicza na sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Szczególnie nominacja dla Piotrowicza budzi wiele emocji. Prezydent, który tyle mówi o potrzebie dekomunizacji, przyczynił się do tego, że członkiem trybunału został były komunistyczny prokurator. Żaba, którą teraz będzie musiał przełknąć Andrzej Duda, urosła do gigantycznych rozmiarów.
Ślubowanie nowych sędziów odbyło się z dala od kamer, w ciszy gabinetu w Belwederze. Uroczystość bardziej przypominała spotkanie przy kawie i ciasteczkach, niż przyjęcie ślubowania sędziów bądź co bądź bardzo ważnego dla systemu prawa trybunału. Nawet jeśli PiS udało się ten trybunał zdegradować do roli "ochroniarza" rządów "dobrej zmiany".
– To jest smutny dzień. Smutny dzień dla tych, którzy są za demokratycznym państwem prawa. Ale pan prezydent Duda i jego obóz polityczny, którzy z taką radością, niezłomnością mówią o dekomunizacji, dzisiaj nie chcieli się pochwalić. Dobrze, że jest grudzień i ciemno się robi dużo wcześniej, to już pod osłoną nocy, po południu mógł pan prezydent przyjąć te nominacje bez błysków fleszy – skomentował ostatnie wydarzenia Władysław Kosiniak-Kamysz w programie "Kropka nad i".
Próżno szukać na Twitterze prezydenta zdjęć Dudy przyjmującego ślubowanie. Zamiast tego prezydent pochwalił się na Instagramie fotografią wykonaną w tym samym miejscu, w którym kręcono jedną ze scen komedii romantycznej "Notting Hill".
Czyżby Duda wstydził się tego, że musiał przyjąć ślubowanie Piotrowicza? A może po prostu zdał sobie sprawę z tego, że na pół roku przed wyborami takie działanie odbije się negatywnie na jego sondażach. Duda walkę o dekomunizację wyniósł na swoje sztandary. Dziś podarte i brudne powiewają gdzieś w kącie.
Usuwanie reliktów PRL
– Urodziłem się w 1972 r. w Polsce, która znajdowała się w sowieckiej strefie wpływów, w której karierę można było zrobić w zasadzie tylko wtedy, kiedy ktoś się zapisał do komunistycznej partii i grzecznie słuchał ludowej władzy, która była jedyną wyrocznią. I tak też się działo przez wiele lat – mówił w czerwcu tego roku Andrzej Duda. Piękne te słowa zostały wypowiedziane w centrum współczesnej demokracji, podczas wspólnej konferencji prasowej z Donaldem Trumpem w Białym Domu.
Prezydent opowiadał dziennikarzom i zgromadzonym gościom, jak to za komuny w Polsce ludzie byli trzymani w więzieniach. – Ludzie byli katowani, ludzie byli zabijani w czasie stanu wojennego i później także, czy to w sposób otwarty, czy to skrytobójczy – wspominał Duda.
– Nie tak dawno, bo kilka lat temu ze zdumieniem odkryłem, że w polskim Sądzie Najwyższym znajduje się cała grupa sędziów, którzy orzekali jako sędziowie należąc przed 1989 r. do komunistycznej partii, orzekali nawet w czasie stanu wojennego skazując ludzi na więzienie – powiedział prezydent na konferencji.
Kiedy go zapytano o reformę Sądu Najwyższego, powiedział, że "jeżeli Polska ma być rzeczywiście demokratyczna, wolna i suwerenna i ma być takim krajem, jakim chcemy, żeby była dla naszych dzieci, to na litość boską, ci ludzie muszą odejść w stan spoczynku". Na koniec zapewnił, że podjęto działania zmierzające do usunięcia reliktów PRL z polskiego wymiaru sprawiedliwości.
– Chcemy, by do Sądu Najwyższego i wymiaru sprawiedliwości przyszło nowe pokolenie, najlepiej urodzone po 1989 roku. Oczywiście w SN to niemożliwe, ale chcielibyśmy, by do SN przyszli ludzie, którzy karierę zawodową rozpoczęli już w tej Polsce, która jest wolną Polską, po 1989 r.. Ludzie niezwiązani z komunistyczną przeszłością, którzy nie współpracowali z komunistycznymi służbami specjalnymi, którzy wychowali się już w innej Polsce – mówił z kolei Duda podczas swojego wykładu, jaki można było wysłuchać w Zurychu rok temu.
"Zaszczyty dla związanych z PRL"
"Z okazji zaprzysiężenia przez Prezydenta Dudę prokuratora Piotrowicza na sędziego TK przypominam fragment uzasadnienia ustawy o SN, które dwa lata temu przedstawiał sam Prezydent Duda" – napisał na Twitterze sędzia Marcin Matczak.
– Często powtarza się, że w Sądzie Najwyższym przeprowadzona została dekomunizacja i nie zasiadają tam osoby, które angażowały się w działalność PZPR. Tymczasem okazuje się, że istotnie doszło po 1989 roku do dekomunizacji SN, ale niestety osoby które były związane z PZPR zostały powołane do pełnienia zaszczytnego obowiązku sędziego Sąd Najwyższego już w wolnej Polsce – mówił Duda dwa lata temu, co mu teraz bezlitośnie przypomniał Matczak.
"W tym uzasadnieniu Prezydent wykluczał ze stanu sędziowskiego osoby będące aktywnymi działaczami PZPR w czasie stanu wojennego. Dzisiaj do tego stanu taką osobę samodzielnie włączył. Niestety, jest to działanie, którego w żaden sposób, ani prawny, ani polityczny, ani ludzki nie da się wytłumaczyć" – przekonuje sędzia.
Bo dziś coraz bardziej widoczne staje się to, że walka o dekomunizację polskiego wymiaru sprawiedliwości to tylko hasło, pod którym PiS i prezydent ukrywa realne działania zmierzające do przejęcia kontroli nad wymiarem sprawiedliwości. Politycy Jarosława Kaczyńskiego za nic mają kardynalną zasadę trójpodziału władzy. Nie jest ważna przeszłość tego czy innego sędziego bądź prokuratora. Ważne, po której stronie się dziś opowiada.
Nominowani przez władz komunistyczne
Widać to dobitnie przy okazji wyroku TSUE w sprawie Polski. Znów prezydent mówił o komunistach w polskim wymiarze sprawiedliwości. – Można się dopatrzeć ukrytego stanowiska, że kwestie, o które pytał SN, są kwestiami politycznymi, które powinny zostać rozstrzygnięte w kraju i Trybunał nie będzie tych spraw za Polaków przesądzał. Są w Sądzie Najwyższym sędziowie z poprzedniej epoki, którzy wolą być nominowani przez władze komunistyczne niż przez rząd wolnej Polski – komentował wyrok TSUE.