To nie tak miało być. Marian Banaś po cichu zawarł umowę z Jarosławem Kaczyńskim i Mariuszem Kamińskim. Elementem tej umowy miała być dymisja prezesa NIK. Wydarzenia - jak wiemy - potoczyły się jednak inaczej.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Tygodnik "Wprost" pisze o szczegółach nieformalnego porozumienia, jakie władze PiS zawarły z szefem NIK Marianem Banasiem. Porozumienie nie wypaliło, ponieważ zostało złamane. Banaś zaś poczuł się oszukany.
– On zapewnił, że złoży dymisję, oni, że będzie miał po niej parasol ochronny. Obiecano mu, że informacja o spotkaniu nie wyjdzie. Tymczasem rzeczniczka partii Anita Czerwińska wydała w tej sprawie oficjalny komunikat – tak o kulisach sprawy mówi anonimowo tygodnikowi jeden z polityków PiS.
Wobec faktu, iż sprawa rozmowy ujrzała światło dzienne, Marian Banaś zmienił zdanie. Komunikat rzeczniczki PiS stawiał prezesa NIK pod ścianą.
Banaś tymczasem chciał swoją dymisję przedstawić jako własną decyzję, a nie wymuszoną przez centralę z Nowogrodzkiej. Stąd późniejszy komunikat, iż stanowiska w NIK nie zamierza opuszczać, choć był już gotów złożyć dymisję.
Źródła "Wprost" wskazują, że prezes PiS jest wręcz załamany rozwojem wypadków. – Jarosław Kaczyński jest załamany. Szuka winnych, a przede wszystkim osoby która podsunęła mu Banasia. Bo w tyle głowy pojawia mu się spiskowa teoria, że wytypowanie Banasia na szefa NIK było elementem sabotażu w PiS – mówi informator tygodnika.
Z doniesień "Gazety Wyborczej" wynika, iż w PiS trwa obecnie poszukiwanie kozła ofiarnego. Stanowisko miał stracić szef ABW Piotr Pogonowski, ale - jak pisze gazeta - "zaczął się stawiać", bo nie zamierza odpowiadać za aferę Banasia.