Trzy miesiące, dwa lata, a może jeszcze dłużej? Ile trzeba czasu, żeby wyleczyć zranione serce i zapomnieć o byłym partnerze? Są cztery fazy przeżywania straty, po nich życie powinni wrócić do normy. Jednak, jak przekonuje w rozmowie z naTemat terapeutka i ekspertka do spraw relacji Joanna Godecka, to od nas zależy, jak długo będą one trwały.
Joanna Godecka: Wszystko zależy od stopnia zaangażowania. Istnieje coś takiego, jak dynamika straty. Ona dotyczy właściwie wszystkich sytuacji, które są dla nas trudne i niekomfortowe. Może nam się to zdarzyć, gdy jakaś osoba umiera, odchodzi, ale może też się zdarzyć, gdy tracimy pracę.
Dynamika straty ma swoje cztery charakterystyczne fazy. Pierwszą – wracając do kwestii związków – jest zaprzeczanie tej sytuacji. Rozstajemy się, ale nie do końca w to wierzymy. Zakładamy, że on czy ona zrozumie, że to jest chwilowy kryzys, że wszystko da się naprawić.
Zachowujemy się tak, jakbyśmy nie przyjmowali tego do wiadomości. Wychodzimy z inicjatywą, proponujemy byłemu partnerowi spotkania. Kiedy jednak stwierdzamy, że to wydarzyło się naprawdę, to zwykle przechodzimy do negatywnych emocji.
Po wypieraniu zaczynamy oskarżać. Pojawia się gniew, nie lubimy już tego człowieka, odżegnujemy go od czci i wiary, przypisujemy mu złe intencje. Jest to jednak nadal faza, w której jesteśmy silnie związani z byłym partnerem.
Po tej fazie przychodzi z kolei etap w miarę wyrównanych emocji. Te negatywne zaczynają się spłaszczać, są słabsze, zaczynamy wchodzić w etap godzenia się z sytuacją. Nie czujemy się jeszcze zupełnie normalnie, ale dostrzegamy to, że musimy zaakceptować rozstanie.
Następnie mamy fazę wracania do normalności, dopuszczamy do siebie myśl, że możemy być jeszcze szczęśliwi. Zaczynamy interesować się innymi osobami i powoli patrzymy na nie, jak na potencjalnych partnerów i snujemy plany na przyszłość.
Spotkałam się z taką opinią, że trzeba 8 miesięcy, żeby zapomnieć, albo, że trzeba połowę czasu trwania związku, żeby ta osoba stała się nam obojętna. To ma sens?
Nie ma sensu. Jeżeli mówimy tak: "To musi potrwać przynajmniej pół roku", to analizujemy, że skoro rozstaliśmy się w styczniu, a jest marzec, to jeszcze nie pora na zapomnienie. Sami sobie indukujemy takie uczucia.
Niestety niektórzy nie potrafią pogodzić się ze stratą przez cale życie. Są osoby, które rozstają się z partnerem, popadają w depresję i nie mogą się z niej wyleczyć.
To jednak nie świadczy o sile miłości. To świadczy o dużym poziomie lęku i o trudności w zaakceptowaniu straty. W idealnej sytuacji jeżeli kochamy drugą osobę i kochamy siebie – tak powinno być – to przeżywamy smutek i ból, po czym wracamy do normalności, ponieważ zależy nam na sobie.
Naszym priorytetem jest to, że chcemy być szczęśliwi. Natomiast jeśli czyjeś odejście potrafi nas zdruzgotać do takiego stopnia, że nie jesteśmy w stanie wrócić do równowagi, to świadczy o tym, że nie wierzymy w przyszłość. Daliśmy się głęboko zranić, ponieważ nie mamy miłości własnej. To jest taka miłość wewnętrzna, która mówi: ok, bolało, ale teraz wstań i idź dalej.
Długość naszej żałoby po rozstaniu nie musi oznaczać, że aż tak bardzo kochaliśmy, może świadczyć o tym, że bardzo boimy się wejścia w kolejny związek.
Na tej drodze do odkochania popełniamy błędy, które sprawiają, że ten proces się wydłuża? Myślę np. o tym, że "przypadkiem", ale idziemy w miejsce, gdzie ten partner może być, albo ciągle oglądamy wspólne zdjęcia.
Wpadamy na siebie przypadkiem, idziemy na imprezę, na której na pewno będzie nasz były/nasza była ze swoją nową partnerką czy swoim nowym partnerem. Tego robić nie powinniśmy, bo to jest masochizm.
Tym bardziej, że gdy idziemy na taką imprezę liczymy na to, że ta nowa partnerka u boku naszego byłego okaże się głupia, wulgarnie ubrana i będzie się hałaśliwie śmiała. Tymczasem kiedy widzimy piękną i mądrą kobietę, to zamiast życzyć temu człowiekowi wszystkiego dobrego, to jeszcze bardziej się pogrążamy.
Nie warto śledzić tego kogoś w mediach społecznościowych, chociaż jest to takie łatwe. Powinniśmy podjąć wewnętrzną decyzję, że pozbawiamy tę relację znaczenia.
Co to oznacza?
Nie oznacza to, że mamy skreślić wszystko i uznać nasz były związek za błąd – pod warunkiem, że nie był to jakiś toksyczny związek, w którym była przemoc – oznacza to, że powinniśmy emocjonalnie odłączyć się od tej relacji, ponieważ ona nas dewastuje, a nie wzmacnia.
Jeżeli decyduję, że zwracam swojemu partnerowi wolność, ponieważ odszedł, i nie chcę tego rozpamiętywać w nieskończoność i żyć jego życiem, to po prostu nie robię tego, co wzmacnia destrukcyjne uczucia. Nie śledzę go, nie staram się mieć z nim kontaktu, ani też z jego otoczeniem.
Czas odkochiwania wydłużamy także pielęgnując w sobie złość, wysyłając wiadomości z pretensją do byłego partnera?
Na początku szukamy winy w sobie. Często zdarza mi się, że pracuję z dziewczynami, które zastanawiają się, co zrobiły źle. Myślą, że gdyby czegoś nie powiedziały, to na pewno wciąż byliby razem. Szukamy więc powodów i jednocześnie podejmujemy próby odwrócenia tej sytuacji.
Natomiast jeśli pojawiają się te obraźliwe treści, to jest to druga faza. Oskarżamy partnera, uważamy, że nas oszukał, wykorzystał i porzucił. Jednak naszym pragnieniem powinno być to, że nie będziemy w sobie podsycali takich uczuć.
Jakie są więc sposoby na zapomnienie? Słynny "klin klinem", szukamy nowej miłości?
"Klin klinem" nie jest najlepszą metodą. Dobrym podejściem do rozstania jest wyciągnięcie wniosków z poprzedniego związku. Warto zastanowić się nad tym, co sprawiło, że tamta relacja się nie udała, czy była w tym moja wina, bo przecież zazwyczaj jest tak, że przyczyniły się do tego dwie strony.
Trzeba pomyśleć czy w przyszłości mogłabym zachowywać się inaczej. To "inaczej" może dotyczyć też tego, że podjęłam złą decyzję na początku. Związałam się z osobą, z którą nie powinnam. Coś mi zaimponowało, a okazało się, że nie ma innych wartości, które były dla mnie ważne.
Spodobał mi się, bo jest przystojny, bo świetnie zabawia towarzystwo, ale nie zwróciłam uwagi na to, że nie chce się wiązać, że nie traktuje kobiet w taki sposób, w jaki ja chciałabym być traktowana.
Dopiero jak się zastanowimy i wyciągniemy trochę wniosków z danego doświadczenia, to mamy szansę zrobić coś w inny sposób, nie popełnić błędów w przyszłości. Może się okazać, że nasza relacja nie przetrwała z powodu złej komunikacji. Być może to partner nie potrafił komunikować swoich potrzeb, a później miał pretensje, że coś było nie po jego myśli.
Natomiast taki "klin klinem" często sprawia, że teatr jest ten sam, dekoracje są te same, mamy tylko zmianę w obsadzie, ale gramy nadal w tej samej sztuce, więc bardzo możliwe, że finał też będzie ten sam, czyli że będzie farsa.
Jakie są więc skuteczne sposoby na odkochiwanie się?
To może nie jest romantyczne, choć koniec miłości też nie jest komfortową sytuacją, ale warto sobie swój stan zracjonalizować. Zyskać świadomość, że w momencie, kiedy następuje taki stresujący incydent nasz układ limbiczny znajduje się w stanie pobudzenia, a to sprawia, że skala przeżyć bardzo się poszerza i dlatego czasami działamy pod wpływem pewnych impulsów.
To jest naturalny stan człowieka, który przeżywa stres, więc to, że jestem teraz taki rozedrgany, nie jest kwestią tego, że ja jestem taki nieszczęśliwy. Istotna jest też świadomość faz, które przechodzimy.
Nie chodźmy po krokach byłego partnera, tylko usuwajmy z pola naszego widzenia to, co budzi w nas silne skojarzenia. Wspólnych zdjęć nie musimy od razu kasować lub drzeć, wystarczy, że nie będziemy ich codziennie przeglądać.
Spotykam się z tym, że ludzie przeglądają całą wymianę SMS-ów. Kiedy pytam, dlaczego sobie to robisz, to często słyszę, że "jakbym wtedy nie odpowiedziała tak, to może wszystko byłoby dobrze". Nie róbmy sobie krzywdy na własne życzenie.
Bardzo często taką osobę, która od nas odchodzi, idealizujemy. Nawet jeśli nie byliśmy do końca szczęśliwi i nie uważaliśmy jej za cudowną, to gdy jest poza naszym zasięgiem, wydaje nam się ideałem. Nie chodzi też oczywiście o to, aby tę osobę zobaczyć w krzywym zwierciadle, chodzi po prostu o to, żeby spojrzeć na nią realnie.
Trzeba się zastanowić, jak to jest z naszą samooceną. Czy skala naszego cierpienia wynika z tego, że naprawdę ponieśliśmy wielką stratę, czy raczej z tego, że mamy w sobie tak wiele lęku. Spróbujmy docenić własną osobę i zauważyć, że spędzamy więcej czasu w swoim towarzystwie. Warto zrobić więc coś, co sprawi, że to własne towarzystwo stanie się dla nas atrakcyjne. Zamiast patrzeć na gwóźdź w ścianie, spróbujmy wrócić do jakichś swoich aktywności.
Musimy zrozumieć, że świat się nie zatrzymał. Próbujmy nadążać za tym, co się dzieje, poświęcając swoja uwagę ludziom, którzy są ważni i sytuacjom, które są istotne. Jeżeli mam przyjaciół, to może warto skupić się teraz na nich. Nawet spróbować pomóc im w jakiejś sytuacji, ale nie po to, aby przyczepić plaster na swoją ranę i uciec od własnych emocji, ale po to, aby dostrzec, że są inne sprawy, że życie toczy się na wielu płaszczyznach.
Pomóc może także pewna charytatywność w działaniu. Jeśli jesteś strasznie nieszczęśliwy to pójdź do schroniska dla zwierząt albo poczytaj dzieciom w domu dziecka. Po prostu daj coś z siebie. Może to będzie fajnym źródłem satysfakcji i radości.
Warto wychodzić do ludzi z myślą, że nic na siłę, ale może zjawi się nowa miłość?
Nie warto tak myśleć na początku, że pójdę na spacer, to może kogoś spotkam. Idź na spacer dla przyjemności spacerowania, po to, aby zauważyć, że kwitną kwiaty, że niebo jest piękne, a świat cudowny.
Mówiąc o tym zajmowaniu się sobą, mam na myśli także to, że jeśli np. uznałeś, że czegoś ci brakuje, że jesteś nieatrakcyjny, to jeśli pomaga ci wizyta na siłowni, to to zrób. Zapisz się na jakiś kurs malowania, czy jazdy konnej jeśli zawsze chciałeś to zrobić. To da ci frajdę.
Czyli biorąc pod uwagę ludowe mądrości, to jedna na pewno jest prawdziwa: czas leczy rany.
Można tak powiedzieć. Warto dać sobie ten czas i sensownie go wypełnić. Powinniśmy starać się osłabiać tę relację, której już właściwie nie ma. To my decydujemy o tym, co uważamy w życiu za ważne. Jeśli więc powtarzamy codziennie jak mantrę, że to była wielka miłość, którą straciłam, to oddajemy swoją energię tej sytuacji.
Jeżeli jednak mówimy, że to były piękne chwile, które zachowam w pamięci, ale teraz koncentruje się na swoim życiu i będę inwestować w swoją aktywność, to zaczynamy inaczej zarządzać sobą w tej sytuacji, w której jesteśmy.