Góralskie chaty, blaszane barki, a może motelowe zajazdy? Możliwości jest wiele. Przez Polskę jeździ się długo, więc chcąc nie chcąc trzeba jeść po drodze. Gdzie się zatrzymać? Komu ufać? Na co zwracać uwagę? Od rana wraz z naszymi czytelnikami badamy Polskę w trasie. Zaglądamy za zakręty, zjeżdżamy z głównej drogi i poznajemy leśne parkingi w poszukiwaniu ginących smaków golonek czy flaczków. Zjedź i zjedz.
Polska barem stoi. Nie mamy autostrad, nie mamy tras szybkiego ruchu i pięknych stacji benzynowych. Cóż, do zachodnich standardów nam daleko. Zamiast wypucowanych tras, mamy za to lokalny koloryt. Zajazdy, hoteliki, restauracyjki. Jak Polska długa i szeroka. Na każdym kilometrze ktoś próbuje nas nakarmić. Wiadomo, głodny Polak, to zły Polak, a za kierownicą nerwy lepiej trzymać na wodzy.
Gastronomiczne trendy zmieniają się tak, jak polskie drogi. Z roku na rok jest coraz bardziej światowo i elegancko. Jeszcze niedawno przy drodze stały tylko blaszane budki z frytkami i żurkiem, potem pojawiły się bary w samolotach i góralskie chaty, teraz przyszła era włoskich restauracji. Nie dajmy się jednak zmylić pierwszemu wrażeniu. Trasa rządzi się swoimi prawami. Leśny parking potrafi czasem zaskoczyć, tak samo jak blaszany barek TIR-owca czy podejrzany zajazd. Zanim więc przejedziesz dalej, rozejrzyj się dobrze i poznaj trzy złote zasady drogowca.
Po pierwsze: „Policja nigdy się nie myli”. Na służbie nie można pozwolić sobie na gastro ekscesy, więc miejsca, w których stołują się mundurowi muszą być czyste i sprawdzone. Poza tym, jako stali bywalcy szos, policjanci najlepiej wiedzą gdzie zjeść tanio, smacznie i szybko. W końcu służba, nie drużba, nie ma czasu na ceregiele.
Po drugie: „Parking prawdę ci powie”. Jeśli jest pełen, to dobrze, jeśli pusty, to można zacząć się niepokoić. Jeżeli połowę miejsc zajmują TIR-y, to jesteś na dobrej drodze. Trzeba tylko sprawdzić, czy wzmożona ilość ciężarówek nie jest efektem darmowego prysznica w lokalu. Jeśli tak, trzeba rozejrzeć się po otoczeniu. Ryby podawane w knajpie nie leżącej nad jeziorem, oscypki sprzedawane z dala od gór i pierogi z jagodami serwowane wśród pól, to niepokojące oznaki.
Po trzecie: „Poznaj mnie po szalecie”. Zanim zdecydujesz się jeść, idź do łazienki. Jeśli jest płatna, to znaczy, że knajpa jest popularna, czyli dobra. Jeżeli jest czysta, to znaczy, że dbają o klienta, czyli warto spróbować.
Zasady, jak widać, są proste. Oczywiście ryzyko jest zawsze, ale przestrzegając tych trzech punktów znacznie je zmniejszamy. Oprócz tego, liczy się oczywiście zapach, obsługa i menu. Nie powinno być zbyt obszerne, zawierać obcych nazw i „wielkomiejskich produktów”, takich jak mozarella czy suszone pomidory. W klasycznych barach ceny zwykle podawane są w przeliczeniu na sto gram, a pozycje z karty w ciągu dnia są wykreślane.
Na szczęście w gąszczu hot dogów ze stacji, pseudo lokali i fasfoodów uchowało się kilka miejsc, w których zatrzymać się można w ciemno. Jadąc nad morze koniecznie trzeba zaparkować pod Sieją, która mieści się we Frąknowie. Kierowcy chwalą tam szczególnie filet z okonia i zupę rybną. Ja dorzucam jeszcze grillowane sieje – świeże i chrupiące. Będąc tam, trzeba też koniecznie porozmawiać z właścicielem – konwersacja z nim zapada w pamięć.
Głodujący na trasie Warszawa – Białystok mogą spokojnie najeść się w Tank Barze, w Szumowie. Szczególnie dobre są tam śniadania, kanapeczki, omlety, jajecznice – droga po takim posiłku nabiera nowego znaczenia. Podobnie, jak po wizycie w Grill Barze Kotlin na trasie do Poznania. Bar karmi tłusto i konkretnie. Najeść można się też U Dąbka jadąc do Bydgoszczy, choć ostatnio podobno bardzo tam podrożało. Różne recenzje zdobywa też znana Karczma Bida pod Lublinem i kultowi już „Krakowiacy i Górale” na Zakopiance. Wciąż jednak te miejsca warto sprawdzać. Podobnie jak „Pod Wierzbą” w drodze do Świecka, kuchnie polową za Ostrowem Mazowieckim czy "Pod Wieprzem" na trasie do Lublina.
Smakowitych barów zapewne jest znacznie więcej. My polecamy te, które znamy. Czekamy więc na wasze kolejne propozycje i recenzje. Cokolwiek jednak by się nie działo, i jak bardzo nie bylibyśmy głodni, jedno jest pewne. Wystrzegajcie się stacji benzynowych. Życie w trasie potrzebuje przygód, odkryć i zaskoczeń. A na stacji zaskoczyć nas może już tylko cena za litr. Smak zunifikowano.