Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz odpowiada na komentarz rosyjskiego ambasadora ws. piątkowego wezwania do MSZ.
Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz odpowiada na komentarz rosyjskiego ambasadora ws. piątkowego wezwania do MSZ. Fot. Gabriela Piętka / MSZ

Polski MSZ w trybie pilnym wezwał w piątek rosyjskiego ambasadora w Warszawie. Według relacji naszych dyplomatów Siergiej Adriejew usłyszał słowa ostrego sprzeciwu wobec tego, co ostatnio głoszą najwyższe władze w Moskwie. Rosyjski ambasador po wyjściu z ministerstwa pozwolił sobie na drwinę. Zasugerował, że wiceminister, który poinformował o spotkaniu, nie ma pojęcia, co mówi. "Gotowi jesteśmy tłumaczyć rosyjskim dyplomatom prawdę historyczną tak długo, jak będzie trzeba" – odpowiada wiceszef polskiego MSZ.

REKLAMA
Polsko-rosyjskie relacje napięte były już od dłuższego czasu. Ostatnie dni to wyraźne ich pogorszenie. Władimir Putin raz po raz atakuje Polskę, sugerując współpracę przedwojennych władz w Warszawie z hitlerowskimi Niemcami. Twierdzi przy tym, że niemiecko-sowiecki pakt Ribbentrop-Mołotow był właściwie bez znaczenia.
Na tę serię oskarżeń zareagował resort spraw zagranicznych, wzywając w trybie pilnym rosyjskiego ambasadora na rozmowę. – Ostatnie twierdzenia najwyższych przedstawicieli władz rosyjskich pokazują, że do rosyjskiej wyobraźni historycznej świadomie i agresywnie próbuje wprowadzać się stalinowską narrację dziejową – ocenił wiceminister Przydacz, mówiąc o "próbach zakłamywania historii".
Zupełnie inną relację ze spotkania przedstawił rosyjski dyplomata w rozmowie z agencją TASS. Andiejew zasugerował, że minister Przydacz nie wie, co mówi, bo nie było go na omawianym spotkaniu. Zapewnił przy tym, że słowa, o jakich jest mowa w polskim komunikacie, w ogóle nie padły. – Jeśli takie wypowiedzi padły, to stało się to poza moją wizytą w MSZ – zadrwił dyplomata.
Wiceminister Marcin Przydacz na komentarz rosyjskiego ambasadora odpowiedział krótko. Do paru zdań dołączył zdjęcie niemieckich generałów Heinza Guderiana i Mauritza von Wiktorina oraz sowieckiego kombryga Siemiona Kriwoszeina, odbierających defiladę Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu 22 września 1939 r.
"W odpowiedzi na komentarz amb. Andriejewa mam tylko jedną uwagę: gotowi jesteśmy tłumaczyć rosyjskim dyplomatom prawdę historyczną tak długo, jak będzie trzeba. Do czasu, kiedy pogodzą się z tym, że świat nie zapomni paktu Ribbentrop–Mołotow i parady sowiecko-hitlerowskiej w Brześciu" – napisał Przydacz po polsku i po angielsku.
Nie tylko Polskę rosyjskie władze w ostatnim czasie próbują uczyć swojej wersji historii. Moskwa oburzyła się faktem, że czeski parlament uchwalił nowe święto upamiętniające rocznicę inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. "Absolutna bezczelność" – tak na rosyjskie oświadczenie zareagował czeski prezydent Miloš Zeman.