
Jarosław Gowin jest w ogniu krytyki, głównie za sprawę Amber Gold. "Tygodnikowi Powszechnemu" opowiada, że wszystkiemu winna jest "niedrożność państwa". Zapewnia, że katolickiej mafii wewnątrz rządu nie tworzy i nie jest krzyżowcem. Dodatkowo twierdzi, że laicyzacja i małżeństwa homoseksualne są "chorym człowiekiem współczesnego świata".
Od dawna powtarzam, że po 1989 roku zbudowaliśmy państwo według modelu dokładnie odwrotnego do tego, jaki jest Polsce potrzebny. Nasze państwo jest zarazem wszechobecne i rozlazłe. To moloch, który poprzez niezliczone regulacje, kontrole i urzędy ogranicza wolność. Jednocześnie nie potrafi załatwić do końca żadnego problemu.
Przekonuje, że w obliczu afery "ma niezłą ścieżkę zdrowia". Twierdzi, że od odpowiedzialności nie ma zamiaru się uchylać, ale w grę wchodzi szereg innych czynników. Nie szuka też winnych na siłę. Zarzeka się, że nic co dotyczy Amber Gold nie zostanie zbagatelizowane przez państwo.
To jest jak na polu bitwy, gdzie rycerze zawsze ochraniali wodza. W rządzie trzeba ochraniać premiera. Ministrowie są od tego, żeby brać kłopoty na klatę.
Dementuje pogłoski o jego konflikcie z premierem. Minister tłumaczy też, że niekoniecznie laicyzacja czy legalizacja małżeństw homoseksualnych nieuchronnie nastaną w naszym kraju.
Nie ulegajmy iluzji tzw. postępu. Relatywizm moralny czy laicyzacja to nie są nieuchronne prawa dziejowe. Przeciwnie: Europa z opustoszałymi świątyniami czy parami homoseksualnymi zawierającymi śluby to raczej chory człowiek współczesnego świata.
Minister pyta też retorycznie, odnosząc się do osoby Leszka Millera, "czy zawsze faceci o twardych łokciach muszą brać górę nad facetami o szerokich horyzontach"? Utrzymuje też, że premier konsekwentnie realizuje założenia swojego expose. Nikt nie wierzył, że uda im się to zrobić, a tymczasem "podniesiono wiek emerytalny, rozwiązano problem emerytur mundurowych, rozpoczęto pracę nad deregulacją i karty nauczyciela.
Jeden z polityków Platformy powiedział mi, że uprawiam kaukaski model polityki: nie rozstaję się z granatem, którym, zaatakowany gotów jestem rozsadzić siebie i napastników. Coś jest na rzeczy...
Dementuje pogłoski o katolickim ugrupowaniu w rządzie premiera Tuska. Przyznaje, że wrzesień będzie ciężkim miesiącem w polityce. Ataki na Donalda Tuska i jego syna są gorsze niż niejedna afera. Twierdzi, że z biegiem lat zmienił się wizerunek PiS, a bez Ludwika Dorna, Radosława Sikorskiego czy Kaziemierza Marcinkiewicza PiS stał się bardzo radykalnym ugrupowaniem. Zajął także stanowisko stosunku do Janusza Palikota.
To Hun Atylla, tyle że w wersji buffo. Ale nie lekceważę jego błazenad. To groźny nihilista, który niszczy nie tylko politykę, ale też tkankę polskiej kultury.
Cały wywiad można przeczytać w najnowszym numerze "Tygodnika Powszechnego".
