Wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jest na tyle cenny, że musi być chroniony przez samego prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Tak przynajmniej wynika z podjętych działań po tym, jak "Gazeta Wyborcza" ujawniła zdjęcie prezesa PiS spieszącego do mieszkania Julii Przyłębskiej.
Szefem UODO jest Jan Nowak, działacz PiS i były warszawski radny tej partii. W 2019 r. głosami Zjednoczonej Prawicy został wybrany na szefa instytucji, zajmującej się m.in. ochroną danych.
Jak się okazało, jednym z pierwszych zadań Nowaka było stanie na straży wizerunku Jarosława Kaczyńskiego. A wszystko zaczęło się od tekstu "Gazety Wyborczej", w którym ujawniono, że prezes PiS regularnie gości w służbowym mieszkaniu prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Dokładniej, w chronionym apartamentowcu przy al. Szucha.
W tekście wspominano o "nowym ośrodku władzy" oraz wizytach składanych tam także przez Mateusza Morawieckiego. Jak podaje "Wyborcza", przed publikacją tekstu Służba Ochrony Państwa przeprowadziła kontrolę w budynku, a pracownicy zostali poinstruowani o ochronie danych osobowych.
Po publikacji artykułu do akcji wkroczył sam prezes UODO. Według tygodnika "Polityka" Nowak zaczął działać, bo ktoś złożył zawiadomienie. Rzecznik instytucji nie chciał ujawnić, kto był autorem tego pisma. Wiadomo jednak, że zawiadomienie dotyczyło "nieprawidłowości w procesie przetwarzania danych osobowych w związku ze stosowanym monitoringiem w nieruchomości".
Chodzi o ilustrację tekstu "Wyborczej": na zdjęciu z monitoringu widać Kaczyńskiego wchodzącego do apartamentowca. Prezes UDODO zarządził kontrolę trzech podmiotów, które mogły mieć dostęp do obrazu z kamer. Skończyły się one nałożeniem kar, ale rzecznik UODO nie odpowiedział na pytanie o powody sankcji.
Przypomnijmy, że swoją znajomością z Julią Przyłębską Jarosław Kaczyński chwalił się nawet w rozrywkowym programie "Pytanie na śniadanie", gdzie mówił o prezes TK jako o swojej przyjaciółce. Jak stwierdził, jest ona "jego towarzyskim odkryciem ostatnich lat".