Na warszawskich Odolanach jeszcze pozostało według starych zasad. Ale to wyjątek. Efekt jest taki, że w dniu kolędy lokatorzy cichutko siedzą w swoich mieszkaniach, by czasem ksiądz nie usłyszał, że ktoś w środku jest. Coraz więcej parafii decyduje się na wizytę duszpasterską po nowemu. W ten sposób obu stronom oszczędza się nieprzyjemności.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Pukajcie, a będzie wam...
W parafii pw. Miłosierdzia Bożego na blokowisku we wrocławskim Gądowie zgłoszenia elektroniczne zostały już zamknięte. Na to czas był jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Ale kto chce przyjąć księdza po kolędzie, jeszcze może go zaprosić. Właśnie – to mieszkaniec zaprasza księdza, a nie ksiądz wprasza się do mieszkania.
"W razie chęci zgłoszenia wizyty duszpasterskiej, prosimy o bezpośredni kontakt w kancelarii, bądź zakrystii" – czytamy na stronach parafii. To już kolejny rok, gdy tamtejszy proboszcz zdecydował się na takie rozwiązanie.
Księża odwiedzają wyłącznie te rodziny, które zgłoszą wolę ich przyjęcia. No, bo po co pukać tam, gdzie z góry wiadomo, że i tak nic z tego nie będzie?
W Szczecinie w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w parafialnym biuletynie narzekano, że "bywają klatki schodowe w kamienicach, czy blokach, gdzie na piętnaście rodzin, kolędę przyjmują dwie". I w tym roku wprowadzono zmianę – ksiądz z kolędą przyjdzie tylko tam, gdzie w ubiegłym roku duszpasterza wpuszczono do środka.
"Chętnie odwiedzimy także nowych parafian, a także tych, którzy dotychczas kolędy nie przyjmowali. Prosimy o zgłoszenie się" – napisano na parafialnej stronie internetowej.
"Pedofila nie wpuszczę"
Księża chodzący po kolędzie przyznają, że z roku na rok - szczególnie w dużych miastach - przybywa mieszkań, w których nie są mile widziani. – Pukając do drzwi czasem człowiek się nasłucha. Niektórzy powiedzą: "Nie, dziękuję, do widzenia" i tyle. Ale są tacy, którzym to nie wystarcza. Już w progu krzyczą na całą klatkę, że wszyscy księża to pedofile, a on pedofila do domu nie wpuści – mówi mi, chcąc zachować anonimowość, ksiądz posługujący w jednym ze średniej wielkości miast wojewódzkich.
U niego pod tym względem proboszcz nie zamierza wprowadzać żadnych nowinek. Tradycja do tradycja. – Pewnej racji nie sposób mu odmówić – przyznaje. – Jako księża jesteśmy posłani do wszystkich, nie tylko do tych, którzy nas zaproszą – tłumaczy.
W sprawie kolędy - zaproszenie osobiste
W parafii Opatrzności Bożej w Warszawie Wilanowie (czyli na tzw. Lemingowie) proboszcz zdaje sobie sprawę, że nie ma co kolędować od drzwi do drzwi – pukać, wydzwaniać, całować klamkę lub narażać siebie i wikariuszy na ewentualne nieprzyjemne komentarze tych, którzy wizyty księdza sobie nie życzą. Kolęda odbywa się tylko w tych mieszkaniach, gdzie ksiądz zostanie zaproszony.
Parafia w pełnej nowych bloków części Wilanowa prowadzi - jak to określa proboszcz ks. Tadeusz Aleksandrowicz - dwa rodzaje kontaktu duszpasterskiego w ramach wizyty u naszych parafian w domach. Pierwszy rodzaj kontaktu to wizyta, do której dochodzi średnio raz na cztery lata. Ona trwa od października do czerwca z przerwą na ferie zimowe, a zawiadomienia o planowanej wizycie wrzucane są do skrzynek na listy.
Co innego z samą tzw. kolędą. Ona odbywa się co roku w styczniu i lutym. I w tym przypadku ksiądz puka tylko do tych, którzy chcą go przyjąć i z tym zaproszeniem sami pofatygują się do kościoła. "Zgłoszenia na coroczne wizyty przyjmujemy po Mszach św. w niedziele lub w tygodniu w zakrystii" – informuje parafia.
Nowe bloki traktuje się inaczej
W parafii pw. Świętych Apostołów Jana i Pawła na warszawskim Gocławiu zastosowano podobne rozwiązanie, ale nie wobec wszystkich wiernych. Do tych z nowo wybudowanych bloków skierowano odrębną prośbę.
"UWAGA: Mieszkańców bloków przy ulicy Międzyborskiej, Nowaka Jeziorańskiego, którzy chcą przyjąć księdza z wizytą duszpasterską prosimy o wywieszenie na drzwiach karteczki z napisem: 'czekamy na księdza' lub 'zapraszamy księdza'. Za pomoc serdecznie dziękujemy" – podkreślono w ogłoszeniach parafialnych.
W Krakowie-Czyżynach mieszkańcy nowych bloków też są traktowani inaczej niż starzy parafianie.
"Mieszkańcom nowych bloków (w których jeszcze nie było kolędy) lub które nie zostały jeszcze w pełni zasiedlone, lub w których w ostatnich latach kolęda miała miejsce tylko w kilku mieszkaniach, proponujemy zgłoszenie drogą elektroniczną chęci przyjęcia kapłana z wizytą duszpasterską. Kapłan przyjdzie więc tylko do tych mieszkań, które zostaną zgłoszone" – informuje parafia św. Judy Tadeusza wymieniając listę adresów, gdzie ksiądz bez zaproszenia nie zajrzy.
Nie przyjmiesz księdza? Licz się z konsekwencjami
Dla księży nowe bloki z nowymi parafianami to zawsze duże wyzwanie. Ale to działa w obie strony. Na warszawskich Odolanach proboszcz parafii św. Wawrzyńca działa według tradycyjnej metody, pukając do wszystkich mieszkań. Nieprzyjęcie księdza po kolędzie - jak opowiada mi Bartek, który mieszka tu od paru lat - może mieć swoje konsekwencje.
Gdy ksiądz zapukał do jego drzwi, Bartek grzecznie otworzył i powiedział, że dziękuje, ale kolędy nie przyjmuje. – Duchowny mruknął coś pod nosem, odhaczył parafkę w notesie i jeszcze zanim skończyłem mówić, odwrócił się na pięcie i poszedł do drzwi obok. W normalnej rzeczywistości sprawa by się już skończyła, ale ciąg dalszy nastąpił pół roku później – opowiada.
Żadne tłumaczenia, że ona z tą sytuacją nie miała nic wspólnego, nie pomagały. Dopiero przy kolejnej wizycie jakoś udało się jej załatwić zaświadczenie, ale co się nasłuchała, to jej.
Kolęda? Więc udajemy, że nas nie ma
Sąsiedzi z Odolan dzielą się wieloma takimi opowieściami. Jak ocenia Mariusz, proboszcz jest dość twardogłowy i wspólne mieszkanie bez ślubu jest dla niego nie do przyjęcia. – Przez trzy lata z narzeczoną udawaliśmy, że w trakcie kolędy nas nie ma w domu. Cisza, muzyka wyłączona, telewizor wyłączony, nawet za bardzo nie gadamy. Byle żeby w domu było cicho, jak nagle rozlegnie się "puk, puk" – opowiada.
Ale cała ta dziecinada z ukrywaniem się przed księdzem może mieć swoje konsekwencje. Mariusz zna też historię kolegi, który przed ślubem postanowił dać zapowiedzi w parafii na Odolanach.
– Chłopak poszedł do proboszcza po zapowiedzi, a ksiądz do niego z pytaniem, czy on tu naprawdę mieszka. Kolega mówi, że tak. A wtedy ksiądz, że on przez X lat na kolędzie go nie widział i dlatego nie da mu zapowiedzi przedślubnych – opowiada. Skończyło się to tak, że przyszły pan młody musiał biegać do Urzędu Miasta po zaświadczenie o zamieszkaniu i tłumaczyć, że to na żądanie proboszcza.
Ważna ilość czy jakość?
Takie historie pokazują, do czego niektórym proboszczom służą parafialne księgi uzupełniane właśnie podczas wizyt duszpasterskich. I że często kolęda jest właśnie po to – aby postawić w rubryczkach parę krzyżyków, odebrać kopertę i tyle. Często na więcej, na jakąś sensowną rozmowę, nie ma czasu. Bo przecież jeszcze tyle drzwi, do których trzeba zapukać.
Gdyby składać wizytę tylko tam, gdzie ksiądz zostanie przyjęty, byłoby więcej czasu na spotkanie. Mniej ważna byłaby ilość, istotniejsza stałaby się jakość tej wizyty.
I jeszcze jedna ważna kwestia – dałoby się wtedy dogadać co do godziny wizyty. W większości parafii kolęda zaczyna się o 16.00 czy o 16.30. A powiedzcie sami – kto dziś pracuje w takich godzinach, że o czwartej popołudniu jest w domu gotowy do przyjęcia księdza?
"Przyjęcie kapłana do swego domu jest aktem publicznego wyznania wiary, oraz znakiem jedności i żywej więzi z Kościołem. Odmówienie kolędy kapłanowi jest wyrazem braku identyfikacji z Kościołem, co za tym idzie - wyrażeniem zgody - na odmówienie też jakiejkolwiek posługi duszpasterskiej.
(...) Są takie rodziny, które ciągle pożyczają krzyż i świece u sąsiadów, nie ma też kropidła, wody święconej. Księża nie będą nosili ze sobą kropideł jak też i wody święconej.
(...) O ile jest to możliwe, niech będą obecni w domu wszyscy domownicy - oczywiście w stroju wizytowym i w obuwiu, a nie w kapciach. Jeśli domownicy przyjmują „na boso” kapłana - jest to wyraz najwyższej pogardy.
Nie pozwalajmy dzieciom czy młodzieży, by w czasie wizyty kolędowej wychodziły z domu: na basen, trening, naukę języka, do kolegi czy koleżanki. Odwiedziny kapłana są raz w roku - i wszystko można pogodzić ze sobą. Dzieci niech przygotują zeszyty z religii, zaś młodzież maturalna zaświadczenia o uczęszczaniu na katechezę.
Podtrzymujmy stary, piękny zwyczaj, kiedy to przed dom lub mieszkanie wychodził na spotkanie kapłana - gospodarz, czyli głowa rodziny.
Zadbajmy też o psy. Niech wcześniej będą zamknięte w odpowiednich pomieszczeniach. Pies, który dotyka łapami komży księdza - nie jest wyrazem powitania, lecz wyrazem niedbalstwa ze strony gospodarzy. (...)" Czytaj więcej
Po lekturze tej instrukcji trudno nie zadać sobie pytania, co będzie jeśli sposób przeprowadzania kolędy nie ulegnie zmianie. Czy czasem za ileś lat księżom nie pozostanie głównie dobijanie się do zamkniętych drzwi?
Reklama.
Moja była dziewczyna, która kiedyś była zameldowana pod tym adresem, potrzebowała zaświadczenia do bycia chrzestną. Poszła do tej parafii z prośbą o jego wystawienie, a wtedy ksiądz zapytał o nazwisko i adres, wyciągnął zeszycik, sprawdził co i jak, po czym stwierdził: "Nie dość, że żyjecie w grzechu pod jednym dachem, to księdza po kolędzie nie przyjmujecie, a teraz chcecie zaświadczenie? Nie ma, dziękuję do widzenia".
Chętnie byśmy go przyjęli, ale wiemy, że skończyłoby się awanturą. Kiedyś mi nawet nie dał rozgrzeszenia przez wspólne mieszkanie i tak to trwało dwa lata, aż do ślubu.