Irańczycy w nocy wystrzelili pociski w kierunku dwóch amerykańskich baz. W jednej z nich stacjonują także polscy żołnierze. Centrum Operacyjne MON poinformowało jednak, że polscy żołnierze są bezpieczni.
Irańskie rakiety spadły na bazy w Erbilu w irackim Kurdystanie oraz Al-Asad, jedną z największych amerykańskich placówek w Iraku. Również tam od lipca 2019 roku służbę pełni 150 polskich żołnierzy.
Centrum Operacyjne MON jeszcze w nocy poinformowało PAP, że polscy żołnierze są na szczęście bezpieczni. Jak poinformował korespondent TVN24 w Waszyngtonie, żołnierze wiedzieli o ataku wcześniej. – Kiedy odbywał się atak na dwie amerykańskie bazy Al-Asad oraz Irbil, żołnierze byli w schronach. Oni byli na ten atak przygotowani – przekazał Marcin Wrona.
Irańska telewizja państwowa przekazała za to inne informacje. Według niej w ataku zginęło około "80 amerykańskich terrorystów", ponadto zniszczono sprzęt wojskowy USA.
Według CNN na amerykańskie bazy spadło trzynaście pocisków. Zdarzenie miało miejsce około godziny 1:30 czasu lokalnego, czyli tuż przed północą czasu polskiego.
Wystąpienie Donalda Trumpa w tej sprawie spodziewane jest dzisiaj o poranku czasu waszyngtońskiego, czyli po południu w Polsce. Do tego momentu amerykańska administracja zdąży zebrać dokładne dane o stratach. Wiadomo jednak, że nie ucierpieli żołnierze.
Irański atak na amerykańskie bazy to odwet za zamach na generała Kasima Sulejmaniego, który został zabity w ataku rakietowym w Bagdadzie w zeszłym tygodniu. Jego śmierć wstrząsnęła arabskim światem, a Iran zapowiedział odwet. Pierwsze pociski na amerykańskie cele w Iraku spadły już w sobotę. Ponadto iracki parlamentu w specjalnej rezolucji opowiedział się za opuszczeniem tego kraju przez wojska USA.