Mama Klaudii zorganizowała zbiórkę, aby dziewczynka trafiła pod opiekę specjalistów w prywatnej klinice.
Mama Klaudii zorganizowała zbiórkę, aby dziewczynka trafiła pod opiekę specjalistów w prywatnej klinice. Fot. archiwum prywtane

Ta walka trwa od dwóch lat. Klaudia chce odebrać sobie życie. Gdy jest w domu, nawet do toalety nie chodzi sama, bo bliscy boją się, że będzie chciała się skrzywdzić. Zaburzenie z którym boryka się dziewczynka, to zespół stresu pourazowego. Mimo wizyt u specjalistów jej stan się nie poprawia. Jedyną nadzieją, zdaniem jej mamy, jest leczenie w prywatnej klinice. To jednak kosztuje

REKLAMA
"Dzisiaj czuję się okropnie. Czemu nie mogę się zabić? Czemu oni nie dadzą mi spokoju? Leżę na łóżku i mam ochotę płakać i się drapać. Wszystko mi się zawaliło. Czasami, gdy gadam z lekarzami, zastanawiam się czy oni mnie w ogóle rozumieją. Chciałabym wrócić już do domu, Chyba będę oszukiwać, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę wrócę do domu i się zabiję" – to jeden z ostatnich listów, który Klaudia Mrówka napisała do swojej mamy. Takich wiadomości jest jednak więcej.
"Walczymy z tym od dwóch lat"
Strój do gimnastyki, sportowe buty i materac do ćwiczeń – wszystko to czeka na Klaudię w domu. Czeka aż Klaudia wróci do zdrowia. Choć dziewczynka wybrała profil humanistyczny w liceum, to właśnie sport jest tym, z czym chciała związać swoją przyszłość.
– Poszła do liceum do klasy humanistycznej, ale musiała przerwać naukę. Po tym, co się stało, zamknęła się w sobie... Wzięła tabletki. Nigdy nie sprawiała problemów – mówi w rozmowie z naTemat Wioletta Mrówka, mama dziewczynki.
Kobieta zgadza się opowiedzieć historię tej walki, bo jak podkreśla, chce ratować swoje dziecko. – Gdy była w szpitalu, często była przypięta pasami do łóżka. Pilnowali jej, żeby niczego sobie nie zrobiła – wyjaśnia.
Dramat rodziny rozpoczął się dwa lata temu. W życiu wtedy 14-letniej Klaudii wydarzyła się tragedia. Ktoś ją skrzywdził. Efektem tamtych zdarzeń jest zespół stresu pourazowego. Ze względu na dobro dziewczynki jej mama nie chce podawać szczegółów związanych z tą sprawą.
Wioletta Mrówka
fragment opisu zbiórki na stronie pomagam.pl

Dwa lata temu wydarzyła się tragedia w jej życiu. Policja umorzyła sprawę a moja córka nadal milczy i nie chce zeznawać. Ma problem z odżywianiem się, są miesiące kiedy nie chce jeść. Kiedy przebywa w domu musimy jej pilnować. Nie może nawet sama korzystać z toalety. Nauczanie w 8 klasie kończyła będąc w domu.

– Nie jadła, słabła, dzwoniliśmy na pogotowie, oni ją zabierali i przywozili z powrotem. Nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Dopiero gdy trafiła do szpitala na dłużej, po 3 miesiącach powiedziała psycholog, co się wydarzyło. Sama nie może chodzić do toalety, chce popełnić samobójstwo. Cały czas się o nią boimy i od dwóch lat walczymy z tą chorobą – opowiada Wioletta Mrówka.
W trakcie tych dwóch lat było i tak, że Klaudia na dłużej wróciła do domu. Nie dała jednak rady. – "Mamuś było źle, ale teraz jest jeszcze gorzej" – mówiła mi. Cięła się, a w szpitalu, gdzie nie ma czym zadać sobie bólu, drapie się do krwi – słyszę od jej mamy.
"Drepcze w kałuży i nie może z niej wyjść"
Rodzice Klaudii szukali pomocy u różnych specjalistów. Dziewczyna spotykała się i z psychologiem i z psychiatrą. Ze względu na jej stan, spotkania te powinny być jednak częste i regularne. Wioletta Mrówka bierze nocne zmiany, jej mąż pracuje w ciągu dnia jednak budżet rodziny jest w stanie udźwignąć jedynie kilka prywatnych wizyt w miesiącu.
– To musi być terapia nie raz w tygodniu. To jest tak jakby pani powiedziała człowiekowi bez nóg, żeby chodził, tak samo jest właśnie z Klaudią. Pani psycholog stwierdziła, że ona drepcze w kałuży i nie może z niej wyjść – mówi Mrówka.
Wioletta Mrówka chciałaby, żeby cierpienie jej córki się wreszcie skończyło. Szukając ratunku znalazła prywatną klinikę, która zdaniem mojej rozmówczyni jest jedyną nadzieją na to, że uda się przywrócić Klaudii chęci do życia.
Wioletta Mrówka
fragment opisu zbiórki na pomagam.pl

Dla mojej córki widzę tylko jedną pomoc w prywatnej klinice, mieści się ona koło Warszawy, są to ogromne koszty dla mojej rodziny, ponieważ jeszcze mam 6 dzieci. Bracia młodsi w wieku 12 i 8 lat bardzo tęsknią, gdy córka przebywała w szpitalu zrobiliśmy jej swój pokój, aby w chorobie mogła mieć spokój i ciszę. Leczyliśmy ją prywatnie u psychologa i psychiatry ale bez żadnych rezultatów. Drugi rok Klaudia święta i wigilię spędza w szpitalu. Ręce i nogi córki są podrapane i pocięte ze względu na chorobę.

Miesięczny pobyt w klinice to koszt 12 tys. zł. Dziewczynka musiałaby przebywać w ośrodka około 3 miesięcy (w ciągu jednego miesiąca miałaby tam 100 godzin terapii). Aby dziewczynka trafiła na leczenie, rodzice Klaudii chcieli nawet sprzedać mieszkanie, ktoś jednak podpowiedział im, że warto założyć zbiórkę. Tak też zrobili.
– Jestem cały czas w kontakcie ze ludźmi z kliniki. Gdy tylko wpadnie pierwsze 12 tysięcy, to zaraz ją tam zawozimy. Klaudia też chce o siebie walczyć. Jak jej powiedziałam, że staramy się o prywatne leczenie, to później zadzwoniła i pytała: "Mamuś ile jest?" – wspomina rozmówczyni naTemat.
Mama Klaudii przyznaje, że oddałaby wszystko, aby cofnąć czas. Wtedy dostałaby drugą szansę i mogłaby ustrzec swoje dziecko przed tym, co się stało.
– Jesteśmy źli na siebie, że nie byliśmy w stanie jej uchronić... Bardzo dużo pracujemy. Mało czasu poświęcamy dzieciom, ale musimy. Nie mamy wyjścia. Może gdzieś popełniliśmy błąd. Robi się to wszystko dla dzieci, ale też gubi się kontakt z nimi. Duszę bym za nią oddała – mówi Wioletta Mrówka.