"W tej potyczce nikt pomóc ci nie może". Była dziennikarka Trójki tak opisywała swoją walkę
redakcja naTemat
23 stycznia 2020, 11:15·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 stycznia 2020, 11:15
W porannym "Zapraszamy do Trójki" pożegnano w czwartek Maję Borkowską – dziennikarkę, która przez wiele lat była związana z tą audycją. W nocy rodzina dziennikarki poinformowała o jej śmierci. "Z ogromnym żalem informujemy, że Maja przegrała walkę z okrutną chorobą. O terminie pogrzebu poinformujemy jutro" – napisały jej mama i siostra.
Reklama.
Maja Borkowska od 1996 r. była związana z radiową Trójką. W 2016 r. sama postanowiła odejść z redakcji, gdy przedstawiciele "dobrej zmiany" zaczęli przy Myśliwieckiej robić czystki.
"Może 20 lat to już zbyt długo? Może nie powinno się kochać czegoś aż tak mocno... Ale to było moje miejsce na ziemi. Moje radio. A przede wszystkim było i jest to radio Słuchaczy i to Im należy się największy szacunek. Dziękuję za wszystko" – pisała wówczas, żegnając się z Trójką.
Wtedy też zaczęła pisanie swojego bloga. Zatytułowała go "Bez wstydu. O wszystkim, w prostych słowach". Dzieliła się swoimi wspomnieniami, refleksjami, przeżyciami. Gdy w 2018 r. dowiedziała się, że ma raka, pisała o swojej walce z chorobą.
"Wszystko jest tak nierealne, że po prostu czekasz kiedy się obudzisz"
"Stoisz na korytarzu w Centrum Onkologii, które do tej pory było jak mityczna kraina z koszmaru sennego, obserwujesz kobiety w chustkach na głowach, kobiety w perukach, i nadal myślisz, że to one są chore, nie ty. Wszystko jest tak nierealne, że po prostu czekasz kiedy się obudzisz i wszystko będzie w porządku. Niestety.
Kolejne skierowania, kolejne badania. Obiecujesz sobie, że nie będziesz się mazgaić i jest ci strasznie głupio, że mażesz się w poczekalni przed gabinetem, więc za wszelką cenę starasz się robić to tak, żeby nikt nie widział. A wokół ciebie mnóstwo ludzi. Wszyscy oni albo już to przeszli, albo właśnie zaczynają tę drogę, tak jak ty.
Mnóstwo osób okazuje ci wsparcie. Wiesz, że możesz na nie liczyć, wiesz, że ci pomogą, a mimo to wydaje ci się, że nigdy nie byłaś tak samotna. Że jesteś tylko ty i ta cholerna choroba.
Znajdą się też oczywiście w twoim otoczeniu tacy, którzy nie przejdą tej próby, ale wiesz doskonale, że nie możesz mieć o to pretensji. Nie każdy potrafi, i zresztą nie każdy musi, okazać wsparcie, odnaleźć się w tej sytuacji.
Właściwie potrzebujesz najbardziej żeby ludzie po prostu byli. Żeby wszystko było tak jak wcześniej. Normalnie. Żeby nikt, na kim ci zależy, nie zniknął z twojego życia
Ale tak naprawdę w tej potyczce nikt pomóc ci nie może. Musisz ją stoczyć w pojedynkę".
Wpis z 3 września 2018 r.
Rób wszystko, żeby żyć normalnie
"Każdy oczywiście reaguje na terapię inaczej. Jedni przechodzą wszystko ciężej, inni delikatniej. Ale zaprogramowanie się na szablon: 'Jestem chory. Nie mam siły. Nie wstanę' w niczym pomóc nie może.
Rób wszystko, żeby żyć normalnie. Nie przesypiaj dni. Nie chodź w piżamie. Spotykaj się z ludźmi, a jeśli naprawdę nie masz siły, zapraszaj ich do siebie. Chcesz poczytać? Zrób to na ławce przed domem. W wyniku chemioterapii tracisz włosy? Kup naprawdę fajną perukę. Taką, którą z przyjemnością będziesz nosić. Można to zawsze potraktować jako element własnego stylu, swego rodzaju ekstrawagancję. Żeby te sztuczne włosy nie były dla ciebie symbolem własnej niemocy, a wręcz przeciwnie – fantazji.
Ktoś może mi zarzucić, że 'łatwo się mówi'. Ale sama staram się właśnie tak działać. I obserwuję ludzi, którzy tak właśnie postępują".
Wpis z 19 września 2018 r.
"Żyj tak, żeby niczego nie żałować"
"Gdyby chorobę potraktować jak eksperyment, mogłaby z tego powstać naprawdę ciekawa praca naukowa. Oczywiście prace różniłyby się między sobą – w zależności od autora – ale mam wrażenie, że wiele wniosków mogłoby być podobnych.
Na początek zastrzeżenie – w tym tekście nie ma pretensji, wyrzutów, ani żalu. Są tylko spostrzeżenia; w większości zresztą niewiarygodnie pozytywne i podtrzymujące na duchu.
Przede wszystkim uderza to, jak bardzo prawdziwe okazują się banały. Począwszy od 'Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie', przez 'Żyj tak, żeby niczego nie żałować', po 'Nie zakładaj z góry…'. Banały zawsze mnie drażniły, a tu nagle okazuje się, że życie jest ich pełne."
Wpis z 15 marca 2019 r.
"Dopiero po czyjejś śmierci uświadamiamy sobie"
"Oczywiście jeśli sam jesteś po 'zdrowotnych przejściach', zaczynasz też zastanawiać się nad czasem, który tobie pozostał. Czy zmienić coś w swoim życiu? Czy rzucić wszystko i zacząć od nowa? Czy może przestać się wreszcie przejmować wszystkim i na każdym kroku? Przestać rozważać każde słowo przed jego wypowiedzeniem? Zwłaszcza, gdy chodzi o ludzi nam bliskich.
Czy śmierć kogoś, kto zasługuje na twoją pamięć powinna czegoś uczyć? Pewnie tak. Na przykład tego, żeby mówić ludziom jak są dla nas ważni. Jak cenimy ich pomoc, ich przyjaźń, ich obecność w naszym życiu. Tyle się mówi o tym, że dopiero po czyjejś śmierci uświadamiamy sobie, ilu rzeczy nie powiedzieliśmy tej osobie. Ilu gestów nie wykonaliśmy. Sama wiele razy tego doświadczyłam. I chyba nawet rzecz nie w tym, żeby żałować słów wypowiedzianych, bo skoro padły najwyraźniej też były potrzebne. Rzecz w tym żeby nie wstydzić się wyrażać emocji".
Wpis z 6 czerwca 2019 r.
W nocy ze środy na czwartek rodzina Mai Borkowskiej poinformowała o jej śmierci. Dziennikarka zmarła w wieku 44 lat. Przez 20 lat pracowała w radiowej Trójce. Później przez krótki czas przedstawiała serwisy informacyjne w Polskim Radiu 24.
Stamtąd została wyrzucona przez "dobrozmianową" dyrekcję, bo w gorącej atmosferze dyskusji o ustawie IPN odważyła się poinformować w wiadomościach, że opozycja szykuje własny projekt. "Nieszczególnie stać mnie na brak pracy, ale jeszcze mniej stać mnie na firmowanie tego wszystkiego swoim nazwiskiem" – pisała na w lutym 2018 r., gdy doszło do ponownego rozstania z Polskim Radiem.