
Reklama.
Poseł, który pokazał naTemat pasek wynagrodzeń, prosi o niepodawanie jego nazwiska. – Nie chcę potem komentarzy, że się skarżę i grymaszę, bo jestem od tego jak najdalej. Denerwuje mnie jednak, że wszyscy myślą, że zarabiamy jakieś kokosy. Niektórzy nawet twierdzą, że skoro zasiadamy w Sejmie, to jesteśmy milionerami, a to nieprawda – mówi polityk.
Na dowód pokazuje dokument z Kancelarii Sejmu, na którym wyszczególnione są składniki jego grudniowej wypłaty.
Okazuje się, że szeregowy poseł – taki, który nie jest szefem komisji (lub jego zastępcą) i nie dostaje dodatków za udział w pracach kilku wybranych sejmowych organów – dostaje na rękę 5 890 zł.
Do tego dochodzi 2 500 zł diety parlamentarnej – to pieniądze na pokrycie wydatków związanych z pełnieniem funkcji posła. Jest jeszcze 14 200 zł na prowadzenie biura poselskiego (podwyższone właśnie o 1 000 zł z wyrównaniem za styczeń). Rozmówca naTemat podkreśla, że nie jest to jednak nieformalny dodatek do pensji, bo wydanie każdej złotówki trzeba uzasadnić. – Kwotę na utrzymanie biura rozliczam na podstawie rachunków i umów o pracę lub zlecenia, a także faktur – mówi poseł.
– Mam za co żyć i pieniądze spokojnie starczają mi do pierwszego. Na nic się nie skarżę. Po prostu drażnią mnie legendy o wysokości naszych pensji – konkluduje "szeregowy poseł".