
Podczas spotkania z wiceszefową Komisji Europejskiej, zaniepokojonej upartyjnianiem sądów przez PiS i resztę Zjednoczonej Prawicy, minister Ziobro wręczył jej artykuł prof. Rzeplińskiego, który ukazał się w 2004 roku w "Gazecie Wyborczej". Chciał w ten sposób pokazać Jourovej, że sądy były negatywnie oceniane na długo przed nastaniem obecnego rządu. Tekst profesora faktycznie jest krytyczny, ale to tylko część prawdy. Pozostała część – o której członek rządu PiS już nie wspomniał – jest taka, że Rzepliński zaproponował zupełnie inne rozwiązanie problemu, niż sterowanie sądami przez polityków.
"Zatelefonować do męża/żony w supermarkecie na sąsiednie stoisko, to sędzia umie, ale zadzwonić do innej instytucji, aby od razu ustalić, co się dzieje zeświadkiem, tego już polski sędzia nie potrafi!" – czytamy we wstępie. Dalej następuje wyliczenie negatywnych zjawisk, za które część sędziów jest odpowiedzialna lub przymyka na to oko. Chodzi o korupcję, pracę lub prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, a także przestępstwa pospolite. Autor zaznacza, że patologie są nośnym medialnie tematem, ale dotyczą mniejszości sędziów. Jak bowiem podkreśla profesor "większość sędziów pracuje uczciwie" i obrywa rykoszetem za wybryki lub zaniechania kolegów.
Tych sędziów, którzy nie chcą bądź nie umieją, nikt tego nie nauczył. Nikt nie nauczył etyki pracy: wdomu, szkole lub harcerstwie. Nikt nie nauczył organizacji pracy w czasie aplikacji
Profesor był zdania, że nie potrzeba dodatkowych pieniędzy z budżetu państwa na zastosowanie zaproponowanych przez niego rozwiązań. "Trzecia władza jest według mnie władzą najważniejszą. Było oczywiste już dla starożytnych Egipcjan, że mądry i uczciwy sędzia naprawi swymi wyrokami złe prawo, a zły i nieuczciwy zdegeneruje dobre prawo".
Dla twórców amerykańskiej konstytucji było oczywiste, że mądry i uczciwy sędzia jest lekarstwem na szaleństwa zdarzające się politykom.
