Epidemie to popularny motyw w filmach - szczególnie horrorach. Jednak nie każdy film o groźnym wirusie musi mieć zaraz związek z krwiożerczymi zombie. Takie scenariusze są atrakcyjne, ale oklepane i... mało realne? Zupełnie inaczej wyglądają w obliczu całkiem namacalnego koronawirusa z Chin.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Oscarowy reżyser (statuetka za "Traffic", ale też autor trylogii o grupie "Oceana") zgromadził na ekranie prawdziwą plejadę gwiazd, którą będzie starał się uśmiercić: Matt Damon, Jude Law, Laurence Fishburne, czy Kate Winslet.
W tym realistycznym i wielowątkowym thrillerze o pandemii wirusa, który zabija w kilka dni po zarażeniu, najciekawsze jest jednak zakończenie. Nie chcę go zdradzać (można je zobaczyć na YouTube), ale pokazany w nim jest łańcuch rozprzestrzeniania wirusa. Pojawia się nawet nietoperz - czyli, jeden z domniemanych "winowajców" obecnej epidemii w Chinach.
12 małp
Reż. Terry Gilliam, 1995 r.
Pozwolę sobie na osobiste wtrącenie i napiszę, że to jeden z moich ulubionych filmów dzieciństwa. Bruce Willis? Jest. Post-apokalipsa? Jest? Podróże w czasie? Są. Szokujący plot twist? Jest. Więcej do szczęścia mnie nie potrzeba, choć sam film jest raczej pesymistyczny. Do 2035 roku nieznany wirus zdziesiątkował ludzkość. Przetrwał tylko jeden procent populacji, ocaleni żyją w podziemnych bunkrach.
Za rozprzestrzenianie zarazy podejrzewana jest tajemnicza grupa terrorystyczna. Cole (Bruce Willis) jest wysyłany w przeszłość, by zdobyć próbkę wirusa. I jak to z podróżami w czasie bywa - sytuacja się delikatnie komplikuje.
Ludzkie dzieci
Reż. Alfonso Cuarón, 2006 r.
Zaim Alfonso Cuarón podbił serca krytyków i Akademii Filmowej "Grawitacją" i "Romą", nakręcił trochę zbyt mało doceniony przez szerszą publiczność dramat społeczno-wojenny wpisujący się w nurt science-fiction. Ekranizacja powieści P. D. Jamesa to zupełnie inne spojrzenie na epidemię.
W tym świecie ludzie w niewyjaśniony sposób stracili zdolność reprodukcji (choć wątek "tradycyjnej" epidemii grypy też się pojawia). Jednak aktualność filmu przejawia się również w kontekście Brexitu i kryzysu imigracyjnego - filmowa Anglia odcina się od świata. Brzmi znajomo, prawda? "Ludzkie dzieci", jak na tego reżysera przystało, jest również doskonały od strony wizualno-technicznej, jeszcze bardziej potęgującej nieprzyjemny obraz ponurej wizji świata.
28 dni później
Reż. Danny Boyle, 2002 r.
Obiecałem, że nie będzie tu nic o zombie... i nie ma. Choć zachowanie zarażonych ludzi w redefiniującym gatunek filmie przypominają bezmózgie bestie. "28 dni później" jest jednak za dobre, by się tu nie znaleźć. To trzymający w napięciu od początku do końca survival horror, w którym główny bohater (Cillian Murphy) budzi się ze śpiączki w świecie owładniętym przez epidemię wirusa "agresji".
Boyle w swoim stylu nakręcił zupełnie nieprzewidywalny, brutalny, obdarzony świetnym soundtrackiem film, który z miejsca stał się kultowy. Jego sequel, "28 dni tygodni później", również warto obejrzeć, bo reżyser nie zwalnia szaleńczego tempa.
Epidemia
Reż. Wolfgang Petersen, 1995 r.
Kiedy myślimy o filmie o epidemii, od razu przed oczami pojawia się ikoniczny Dustin Hoffman w żółtym skafandrze. Wciągający thriller sprzed ćwierć wieku wstrzelił się w idealny moment i dzięki temu zyskał ogromną popularność. W latach 1994-1996 w Afryce miały miejsce trzy epidemie gorączki krwotocznej spowodowanej wirusem Ebola.
Większość spośród prawie pół tysiąca zainfekowanych osób zmarło. W filmie inny wirus, fikcyjny Motaba, przedostaje się do USA przez zarażoną małpę. Z Afryki. "Epidemia" dziś może trochę trącić myszką i schematycznością, ale nadrabia doskonałymi kreacjami aktorskimi.