Od śmierci Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat mijają równe 2 lata. Żona himalaisty, Anna Solska-Mackiewicz, udzieliła szczerego wywiadu, w którym zdradziła, jak z tragedią poradziła sobie jej rodzina. – Jeśli on gdzieś jest i nas widzi, to ogromnie cierpi – powiedziała wdowa.
W rozmowie z portalem eDziecko.pl Anna Solska-Mackiewicz wyznała, że jej dzieciom wciąż trudno jest pogodzić się ze stratą ojca. – Zarzut porzucenia dzieci, który po śmierci Tomka tak wiele osób powtarzało, jest najcięższy i chyba najbardziej zasadny. Przecież nie można tego robić dzieciom. Nie można, ale nikt tego nie chciał (…) On nas nie chciał opuszczać. Był przekonany, że nic się nigdy nie stanie – wyjaśniła wdowa po Tomaszu Mackiewiczu.
Jak sama podkreśliła, mąż zawsze zawracał ze szczytu, jeśli sytuacja tego wymagała. Z dalszej wspinaczki często rezygnował ze względu na swoje dzieci. – Zawsze czuł wielką odpowiedzialność za nie. Wierzę, żę kiedyś mu wybaczą, że kiedyś zrozumieją i Tomek stanie się dla nich takim kompasem na dalszą życiową drogę – dodała.
– Nie umiem zdjąć im z ramion tego żalu i cierpienia. Ani też zmyć z Tomka winy opuszczenia dzieci, chociaż bardzo bym chciała – przyznała.
Śmierć na ośmiotysięczniku
Przypomnijmy, Tomasz Mackiewicz został na Nanga Parbat na wysokości ponad 7000 metrów podczas schodzenia z góry. Denis Urubko i Adam Bielecki, a także pomagający im Piotr Tomala i Jarosław Botor, uratowali Elisabeth Revol.
Himalaistka długo przebywała w szpitalu we Francji, gdzie lekarze walczyli o to, by nie amputować jej odmrożonych kończyn. O akcji ratunkowej Polaka nie mogło być mowy, uniemożliwiała ją fatalna pogoda.