Grupa Polaków wróciła z Wuhan do ojczyzny. Choć lekarze zapewniają, że ani jedna z osób nie ma infekcji, to cała grupa pozostanie póki co w szpitalu we Wrocławiu na obserwacji. W ciągu dwóch dni będzie wiadomo, czy nie przywieźli do Polski koronawirusa.
– W grupie Polaków z Wuhan nie ma osoby z jakąkolwiek infekcją – poinformował w niedzielę wieczorem podczas spotkania z dziennikarzami komendant 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu pułkownik dr Wojciech Tański. To właśnie do tej placówki trafili Polacy, którzy zostali ewakuowani samolotem z Wuhan do Europy.
Grupa 30 Polaków przyleciała do Wrocławia, bo jak stwierdzają lekarze, właśnie tam jest szpital, w którym najłatwiej było poddać ich kwarantannie. Na miejscu wszystkich przebadano i położono na oddziale chorób zakaźnych. – Tam nie ma dostępu żadna inna osoba, trzeba posiadać specjalne identyfikatory, żeby się dostać na ten oddział – stwierdził Tański. W ciągu 48 godzin mają być znane wyniki badań.
– Oprócz wsparcia personelu szpitala mamy wsparcie sanitariuszy, ratowników, pielęgniarek z wojskowego szpitala polowego we Wrocławiu. O tym, jak długo pacjenci zostaną w szpitalu, będzie decydował ich stan kliniczny. Gdyby w trakcie obserwacji wykryto jakieś niepokojące objawy, to pacjenci będą dodatkowo izolowani w ramach już izolowanego oddziału – wyjaśnił komendant na spotkaniu z dziennikarzami.
Polacy wrócili do kraju z Wuhan ogarniętego epidemią spowodowaną przez groźny koronawirus. Wirus rozprzestrzenia się po całym świecie. Jak napisał korespondent Polskiego Radia w Pekinie Tomasz Sajewicz, z powodu wirusa zmarło już 361 osób, stwierdzono ponad 17 tysięcy przypadków zachorowań i tylko 486 chorych udało się jak na razie uleczyć.