www.shutterstock.com

Zdrabniamy często nieświadomie. Robimy tak mówiąc do dzieci i zwierząt oraz okazując uczucia. Czy infantylizowanie języka służy mu? A do czego może służyć nam?

REKLAMA
Zdrabnianie zaczyna się na poziomie pierwszych kontaktów z rodzicami, jeszcze w pieluchach. Już wtedy słyszymy „a ti ti”, „malutkie moje słodziutkie słoneczko”. – Pamiętajmy, że podstawowym środowiskiem kształtowania mowy dziecka jest rodzina. Jeżeli bliscy dorośli z otoczenia malucha nieustannie będą mówili w sposób niepoprawny czy zdrobniały, to dziecko bez wątpienia przejmie od nich te cechy – mówi psycholożka, Elżbieta Frątczak dla portalu wspolczesna.pl. Dlaczego więc nadużywamy zdrobnień?
Blogerka naTemat o zdrobnieniach. Czytaj.

Wynika to z pewnością z prostoty uczuć, które nami kierują w stosunku do ukochanego malucha, czytaj: „maluszka”. Odmawia się mu poprawnej polszczyzny i słownictwa na rzecz infantylnego języka, mającego sprawić radość opiekunom. Mickey Wyrozębski, projektantka marki MOZCAU oraz prywatnie mama 3-letniej Lulu nigdy nie nadużywała tego typu określeń. – Traktuję moje dziecko poważnie, bo sama chcę być tak traktowana. To nie oznacza, że nie zwracam się do Lulu pieszczotliwie – mówi projektantka. – Używam w stosunku do córki określeń „kochanie” czy „królewno”, ale nigdy nie mówię słów, które nie niosą za sobą żadnego znaczenia – dodaje.
Polecamy też: Manuela Gretkowska nago, śpiewający Jacek Cygan. Czyli przegląd telewizyjnych programów kulturalnych

– Ludzie, gdy pragną się dostosować do rozmówcy, często zaczynając seplenić, przekręcać słowa czy właśnie infantylizować wypowiedzi – mówi socjolog i językoznawca, Jacek Wasilewski. – To jest błędne myślenie, dziecko chciałoby usłyszeć rozmowę w normalnym brzmieniu, gdyż w razie licznych zdrobnień ma dodatkowe zadanie poza nauką mówienia. Musi tłumaczyć liczne „ti ti” na język polski – dodaje.

Zdrobnienia pełnią trzy podstawowe funkcje. Pierwszą jest zaklinanie rzeczywistości, także łagodzenie przekazu. Tak jest chociażby z wplataniem w wypowiedzi określeń typu „mam pytanko” czy „mam kłopocik”. Podobne zwroty służą odwróceniu uwagi od rzeczywistego „problemiku”.
Drugą funkcją jest wyrażenie swojego emocjonalnego stosunku do przedmiotów martwych lub innych osób. W tej kategorii prym wiodą „pieniążki”. – Zwłaszcza w Krakowie to słowo jest niezwykle popularne – dodaje Wasilewski. Kochankowie używają zdrobnień, by podkreślić wartość części ciała („nosek”, „usteczka”) drugiej osoby. To również infantylizacja, ale pozytywna, przyjmująca postać adoracji.
Trzecią jest infantylizacja odbiorcy. – Gdy chcemy umniejszyć rolę rozmówcy, potraktować go pobłażliwie, jego przywary czy cechy często opisujemy zdrobnieniami – mówi językoznawca. W ten sposób okazujemy brak szacunku, kpimy z drugiej osoby mówiąc o jej „dziwnym kapelusiku” czy „przekrwionych oczkach”.

Gdy idziemy do sklepu i słyszymy, że ktoś przed nami prosi o „chlebuś”, mamy prawo dziwnie odebrać tę wiadomość. – To bardzo dziwaczny błąd stylistyczny – mówi Wasilewski. Nadawanie zdrobnień i lokowanie pokładów uczucia w bochen chleba ze sklepu pod domem jest co najmniej dziwne.
Internauci w większości nie pozostawiają suchej nitki na „słoneczkach” i „kiciach”, umieszczając zdrobnienia w sferze kiczu, gdzieś pomiędzy Ich Troje a Paulo Coelho. Sam fanpage Nienawidzę zdrobnień i przesłodzonych słówek lubi pięć i pół tysiąca osób. Fanpage strony zdrobnienia.pl, gdzie można wyszukać i dodać pieszczotliwe synonimy słów lubi półtora tysiąca. Sama strona jest wyposażona w wyszukiwarkę, dzięki której dowiedziałem się, że zdrobnienia mojego imienia to m.in. Patuń, Patonek czy Patrysiuniek. Chyba zostanę jednak przy tradycyjnym Patryku.