Nastoletnie ciąże. W ostatnim czasie to temat coraz częściej poruszany przez media. We wrześniu, w MTV rusza kolejna edycja programu o nieletnich matkach, który opowiada o trudach i urokach wczesnego macierzyństwa. Stacja lansuje program jako edukacyjny i ważny społecznie. Czy amerykański format ma realny wpływ na polską rzeczywistość?
„Brałaś pigułki?” – pyta ze słodką miną brunetka. „Używałaś kondomów?” – dodaje druga. Taylor z rozbawieniem odpowiada: „No co ty”. Potem obie przyjaciółki śmieją się mówiąc: „Nie mogę w to uwierzyć”. O dziwo 16-letnia Taylor, bohaterka „Licealnych ciąż”, powtarza to zdanie za nimi. W końcu, w jej świecie seks bez zabezpieczenia i ciąża nie łączą się ze sobą.
Rozkoszna nastolatka nie wydaje się wcale przygnębiona swoją sytuacją. W końcu ma mamę, która świetnie ją rozumie, co idealnie pokazuje kolejna scena, kiedy to Taylor w urodziny słyszy od matki: „Nie mam nic dla ciebie. Ciąża to twój prezent”. Co prawda nieplanowany, nie znaczy to jednak, że niemiły. W kolejnych minutach programu towarzyszymy dziewczynie i jej 15-letniemu chłopakowi w urządzaniu dziecięcego pokoiku, wybieraniu ubranek i szykowaniu się do porodu. Jest kolorowo i całkiem fajnie. Co prawda mama dziewczynki cały czas mówi jej, że macierzyństwo to nie zabawa, ale w krytycznych momentach wyciąga portfel i płaci za córkę. Przecież to tylko dziecko.
„Licealne ciąże” to program niejednoznaczny. Niby dokument, ale miejscami rażąco sztuczny. Zaplanowany na wzruszenia i oburzenia. Przygody nastolatków w każdym programie wyglądają dość podobnie. Dramaturgia też wydaje się być pod kontrolą. Trzeba w końcu utrzymać widza przed telewizorem, więc co kilka minut musi dojść do podręcznikowego wręcz zwrotu akcji. Trudno wciągnąć się w program z tą świadomością. Jeszcze trudniej uwierzyć w edukacyjny charakter „Licealnych ciąż”.
– Wątpię, żeby tego typu programy miały jakiś większy wpływ na nastolatki w Polsce – mówi mi Anna Wolna z fundacji „Ponton”. – Nie oszukujmy się, amerykańska rzeczywistość jest odmienna od naszej. W tego typu programach macierzyństwo pokazywane jest jako sposób uniezależnienia się od rodziców. Bycie matką jest tam modne. Często można usłyszeć: „Zrobiłam sobie dziecko, bo potrzebowałam kogoś do kochania”. W Polsce nie spotykamy się z takimi przypadkami. Wręcz przeciwnie, nastoletnie matki uzależniają się od swoich rodziców. Nie dostają pomocy od państwa, więc są skazane na ojca czy matkę. W ogóle mam poczucie, że pokazywanie tego typu filmów nastolatkom jest ryzykowne. Nigdy nie wiadomo, jak zostaną one odczytane. Dla jednych to przestroga, dla innych zachęta. W końcu świat w programie w gruncie rzeczy jest ciepły i przyjazny – dodaje Wolny.
Świat „Licealnych ciąż” rzeczywiście mocno odbiega od naszej rzeczywistości. Być może program miałby większe szanse, gdyby akcja rozgrywała się w Polsce. Stacja mimo wahań nie zdecydowała się jednak przenieść formatu na nasz grunt. – Rozważaliśmy opcje wyprodukowania polskiej edycji „Nastoletnich matek” – tłumaczy Jerzy Dzięgielewski, dyrektor programowy MTV. – Taka produkcja z jednej strony wymaga miesięcy dokładnego researchu oraz przygotowań, ale przede wszystkim znalezienia odpowiednich bohaterów, którzy odważą się zaprosić kamery do swoich domów, pokazać swoja historie w autentyczny i szczery sposób. Niestety, okazało się, że w tej chwili w Polsce nie ma jeszcze osób, które zgodziłyby się wziąć udział w takiej produkcji i były mentalnie przygotowane na wszelkie konsekwencje, które z tego wynikają. W Polsce to ciągle temat tabu. I coś, o czym trzeba głośno mówić – dodaje Dzięgielewski.
Ze zdaniem MTV nie do końca jednak zgadza się Anna Wolny. – Sytuacja nastoletnich matek jest dziś o wiele lepsza, niż jeszcze kilkanaście lat temu. Nasze społeczeństwo powoli dojrzewa do trudnych tematów. Coraz liberalnie podchodzimy do seksu przedmałżeńskiego i jesteśmy bardziej otwarci. Oczywiście nadal zdarzają się przypadki ukrywanych ciąż, ale jest ich mniej – mówi Wolny.
Wpływ na ocenę tego zjawiska mają też na pewno media. Przykładem może być głośny film „Juno”, czy wchodzący do kin w styczniu 2013 „Baby Blues” Katarzyny Rosłaniec, który opowiada o nastolatce, która świadomie zaszła w ciążę. Dzięki takim produkcjom o problemie robi się głośno. Znów jednak pojawia się pytanie, czy rozgłos to, to na czym nam zależy? W obu filmach sytuacja dziewczyn, mimo kłopotów i małych problemów, jest dość kolorowa. Jeszcze bardziej niepokojący wydaje się zapowiadający "Baby Blues" tekst, w którym możemy przeczytać: "Chciałam mieć dziecko, bo wszystkie gwiazdy mają dziecko. Fajnie jest mieć kogoś do kochania"
Ironicznie skonstruowana przestroga? A może zachęta? Trudno ocenić. Tak samo, jak program "Licealne ciąże". Problem nastoletnich ciąż oczywiście będzie istniał niezależnie od kina, telewizji i popkultury. Pytanie tylko, jak będziemy go postrzegać. Granica między akceptowalnym a modnym może okazać się bardzo cienka.