
Reklama.
Gdyby Kancelaria Sejmu uznała za nieważne trzy głosy oddane na sędziego z Olsztyna Macieja Nawackiego, to ten nie dostałby się do KRS. Z 28 podpisów, które udało mu się zebrać, jeden z nich złożył on sam, a bez trzech kolejnych nie zebrałby wymaganych 25 głosów.
Ale tak samo było przecież u Leszka Mazura. Jednak przy jego liście pojawiła się adnotacja Kancelarii, żeby nie brać pod uwagę trzech pozycji, bo ci sędziowie wycofali swoje poparcie. Jak tłumaczy to sam szef neo-KRS?
– W moim przypadku wyglądało to tak, że jednego dnia trzy osoby podpisały mi się na liście "na szybko", ale już dzień później zgłosiły wątpliwości – zdradził portalowi Onet.pl sędzia Leszek Mazur.
– Nie posuwałem się w moim rozumowaniu wtedy do kwestii, czy podpisy można wycofać, czy nie. Nie powstał problem, bo moja lista nie była zagrożona. I bez tych wycofanych miałem dość głosów – stwierdził sędzia. Dodał także, że Kancelaria też nie widziała problemów w wycofanych z jego listy trzech podpisach. Co ciekawe, w takiej samej sytuacji był sędzia Nawacki, ale urzędnicy nie skreślili nazwisk trzech sędziów, którzy wycofali swoje poparcie.
źródło: Onet.pl