– Moja praca to ręczna robota, tak powiedziała mi jedna z moich klientek. Tutaj po drugiej stronie zawsze jest człowiek – mówi Anna Guzior-Rutyna. Rozmówczyni naTemat to swatka i coach, która już od prawie siedmiu lat zawodowo łączy ludzi w pary, dlatego dobrze wie, jakie błędy najczęściej popełniamy, gdy próbujemy tworzyć związki.
Około trzystu. Mam też trzynaście ślubów na koncie, a przynajmniej o tylu wiem. Na niektórych ślubach byłam.
Jak działa to całe swatanie?
Można zapisać się przez stronę internetową, ale najczęściej jest to jednak kontakt osobisty. Spotykamy się albo u mnie w biurze, albo dojeżdżam do klienta. Poznaję tę osobę, pytam, kogo szukamy, dowiaduję się, jakie ma wymagania i pokazuje oferty ze zdjęciami. Później umawiam na randki. To wszystko oczywiście w wielkim skrócie.
To jest jakiś schemat działania, a tak zupełnie po ludzku, jak pani łączy w pary?
Rozmawiam z tą osobą, próbuję poznać jej historię. Mówię oczywiście o ludziach, których poznaję osobiście i osobiście łączę. Jeżeli np. jest to wdowa, to pytam ją, czy jej małżeństwo było szczęśliwe. Nie biorę za pewnik, że skoro jest wdową, to przepełnia ją smutek. Może przecież być i tak, że ją bił, że był dla niej niedobry.
Jeśli zgłasza się do mnie panna, po prostu pytam, dlaczego jest panną. Zawsze jest jakiś powód. Weźmy choćby kobietę, która ma 50 lat i jest starą panną, co teraz modnie nazywa się singielką. Być może nie chodziła na randki, być może skupiła się na pracy, może musiała zajmować się rodzicami, a może zakochała się kiedyś nieszczęśliwie. Różnie bywa.
Nie wrzucam wszystkich do jednego worka. Pytam, dopytuję, czytam między wierszami, wyłapuję pewne rzeczy. Niech mi pani wierzy, że po tylu latach potrafię wychwycić coś istotnego. Jeśli ktoś mi powie, że szuka kogoś, w takim i takim wieku, o takim i takim wzroście, to też staram się działać tak, żeby obraz tej drugiej połówki stał się bardziej ludzki.
Chodzi o to, że niektórzy w 100 proc. wiedzą, jak ta osoba powinna wyglądać, jaka powinna być. Mają taki model w głowie, ale to nie jest sklep. Nie mam na półce ofert, dlatego próbuję stworzyć człowieka z krwi i z kości.
Czuje pani dużą odpowiedzialność za tych ludzi, za to, czy będą szczęśliwi? Swatanie nie wydaje się łatwym zajęciem.
Sama jestem po przejściach, więc czuję ten ciężar. Nie chcę, żeby ktoś kogoś skrzywdził. Jesteśmy jednak dorosłymi ludźmi i każdy wie, że może zostać zranionym, odrzuconym.
Rzeczywiście nie jest to łatwe. Dlatego też przygotowałam kampanię "Bezpieczna randka". Bardzo leży mi na sercu bezpieczeństwo randkujących. Chodzi zwłaszcza o ranki internetowe. Jeśli ktoś przyjdzie do biura i zapisze się osobiście, to znam tego człowieka i tak bardzo się nie boję, ale dzieje się różnie, dlatego startuję z działaniami.
Akcja #Bezpiecznarandka zakłada współpracę z policją, zajęcia z samoobrony, spotkania z psychologiem. W każdej ze swoich książce piszę o bezpieczeństwie, o tym, jak się zachować np. kiedy poznajemy człowieka na imprezie. Nie można wchodzić do jednego samochodu, nie można zostawić drinka bez opieki.
Te pary, między którymi coś zaiskrzyło, wracają do pani z taką informacją?
Bardzo często. Dzwonią zazwyczaj wtedy, kiedy mam doła, bo uważam, że nic mi nie wychodzi. Bywa tak, że klientka nie jest na 100 proc. pewna czy chce iść na spotkanie, a ja podświadomie czuję, że to jest to.
Kiedy idziemy na randkę i szybko pijemy kawę, żeby po godzinie uciec, to wiadomo, że nie zaiskrzy. Są jednak i takie randki, że ludzie po pięć godzin gadają. To jest piękne.
Co jest istotne, kiedy chce pani dobrać ludzi w pary?
Na pewno system wartości. Jeśli jedna strona chce założyć rodzinę, a druga niekoniecznie, to absolutnie nie ma sensu łączyć takich osób. Ważne jest też podejście do wiary. Nie chodzi o to, aby koniecznie wierzyć w to samo, ale rzeczywiście jest wtedy łatwiej.
Istotny jest też sposób, w jaki lubimy spędzać wolny czas. Domator nie dogada się z kimś, kto ma żyłkę podróżnika. Nie można również zapomnieć o temperamencie. Chodzi jednak o to, że te dwie osoby nie mogą być takie same. Jeśli ktoś będzie bardzo spokojny i taka będzie też ta druga osoba, to się po prostu zanudzą.
Jaka jest przewaga swatki nad portalami randkowymi?
Moja praca to ręczna robota, tak powiedziała mi jedna z moich klientek. Tutaj po drugiej stronie zawsze jest człowiek. Poza tym wyszukując kogoś na portalu, tracimy czas. Tracimy czas, pisząc miesiącami z kimś, kto w ogóle nie ma zamiaru się z nami spotkać.
Czasem na takich portalach są osoby, które chcą się po prostu dowartościować. Może to być człowiek, który ma żonę i siedząc obok niej, wysyła zdjęcie, na którym nie miał jeszcze piwnego brzuszka, innej kobiece. Tylko po to, żeby ktoś go skomplementował.
U mnie jest też mniejsza szansa, że trafi się na oszusta matrymonialnego. Przede wszystkim – nie wiem, czy tak można o sobie mówić – mam intuicję i trochę tych par połączyłam. Zawsze człowiek wygra z maszyną.
Na portalu ktoś może też napisać, że jest szczupły, że jest wysoki, a jak przyjdzie do mnie, to widzę, że jest to nieprawda. Albo, jeśli przychodzi do mnie ze zdjęciem sprzed 10 lat, to pytam, czy nie ma aktualnego. Oczywiście wygląd nie jest najważniejszy, ale i kobiety i mężczyźni zwracają na to uwagę.
W pani ofercie jest też "Analiza singla". Co to takiego?
Jeśli jednak ktoś przez 10 lat szuka drugiej połówki i nie potrafi jej znaleźć, a naprawdę uruchomił już wszystkie możliwości, to coś jest nie tak. To jest taka usługa, kiedy rozmawiam z człowiekiem i pytam go o jego życie, o to jak wyglądają jego randki, o poprzednie związki. Po takiej analizie osoba ta zawsze dostaje ode mnie informację zwrotną, nie zawsze miłą. Mówię, jakie popełnia błędy.
Co wynika z tych analiz, jakie błędy popełniamy najczęściej? Dlaczego tak trudno nam znaleźć tę drugą osobę?
Najczęstszym błędem jest to, że ludzie nie mają czasu i odkładają związek na później. Kobieta myśli, teraz kariera, teraz coś tam jeszcze i nie ma czasu na szukanie partnera. Kolejny błędem jest też sytuacja, kiedy ona w końcu decyduje się na spotkanie, ale każe czekać na siebie dwa tygodnie.
Podczas randek kobiety pytają, ile mężczyzna zarabia, to też nie jest dobre. Kobiety bardzo często idą też na pierwszej randce do łóżka. Nie jestem za tym, żeby czekać do ślubu, bo towar trzeba sprawdzić przed. Trzeba się dopasować, ale nie na pierwszej randce, bo ta randka jest wtedy z reguły ostatnią.
Bardzo często się zrażamy, skoro gdzieś nam się nie udało, to wrzucamy wszystkich do jednego worka. Mogą też być nieprzepracowane sprawy, poważniejsze kwestie. Spotkałam się z wdową, która wierzyła, że jeśli pójdzie na randkę, to zdradzi zmarłego męża, kobieta zdradzona uważała, że dalej będzie zdradzana. Współpracuję też z psychologiem, bo wszystkiego nie mogę rozwiązać sama.
Skąd to swatanie się u pani wzięło? Mówi się przecież, ze to ginący zawód.
Dowiedziałam się, że to ginący zawód, kiedy Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie zaprosił mnie na spotkanie z cyklu "Ginące zawody". Organizatorzy obawiali się, czy ktokolwiek będzie w ogóle zadawał pytania, a okazało się, że straciłam po tym głos. Było tyle pytań przez trzy godziny, a później jeszcze bardziej intymne zadawane po spotkaniu.
Wcześniej zajmowałam się finansami, ale zawsze to we mnie było. Mam taką niepoprawną duszę romantyczki. W moim domu nie było takiego wzorca, ale zawsze czytałam książki, pisałam wiersze, pamiętniki, listy miłosne za pieniądze. Umawiałam na randki koleżanki, udawałam dziewczynę mojego kuzyna, żeby wzbudzić zazdrość w innej dziewczynie. Cały czas to we mnie żyło. Swatałam mojego męża, ale wyswatałam go ze mną, zamiast z koleżanką.
Jestem też po przejściach, więc jednocześnie jestem dowodem na to, że można ponownie ułożyć sobie życie. Jestem dziś szczęśliwa, ale też rozumiem te kobiety, które coś przeżyły.
Oczywiście wiele razy chciałam rzucić swatanie, bo to nie jest tak, że wszyscy przychodzą z kwiatami. Są tacy, którzy mówią: pani Aniu to pani wina, że ktoś nie chce się ze mną umówić. Co ja mam jednak zrobić? Związać taką osobę, która nie chce? Nie chodzi o fizyczność, ktoś po prostu może szukać innej osoby i tyle. Trzeba to zaakceptować.
Pani pomaga zrobić ten pierwszy krok, ale później trzeba radzić sobie samemu.
Czasami jest jednak trudno o ten pierwszy krok, bo nawet jeśli stanęłabym na rzęsach, a ktoś nie chce się spotkać, to i tak tego nie zrobi. Zdarza się więc i tak, że ktoś ma pretensje do mnie: Pani Aniu ta osoba mi się podoba, a pani powinna ją zachęcić do spotkania ze mną. Nie mogę zmusić kogoś do spotkania. To i tak by się zemściło.
Bycie samotnym jest mocno przereklamowane. Niech mi pani wierzy, ja naprawdę nie wierzę, że są szczęśliwe singielki, czy szczęśliwi single. Takich jeszcze nie spotkałam. Spotykam ludzi, którzy przychodzą do mnie, przekraczają próg i widzę tę samotność, pustkę.
Nie mówię tak, dlatego, że jestem swatką. Często powtarzam, nie chcesz przyjść do mnie, to idź gdziekolwiek, żyj, spróbuj. Z własnego doświadczenia wiem, jak czuje się człowiek samotny, jak czuje się taki który jest w związku, ale i w nim czuje się samotny. Na szczęście wiem też, jak czuje się człowiek, który jest z kimś, przy kim rozkwita, przy kim więcej mu się chce. Miłość dodaje skrzydeł.
Jestem swatką, ale najpierw jestem człowiekiem, kobietą, żoną. Z mężem chodzimy regularnie na randki. Mamy troje dzieci, ale dbamy o ten związek. Jesteśmy 12 lat po ślubie, a 14 lat razem i można normalnie funkcjonować.
"Jak znaleźć mężczyznę i dobrze wyjść za mąż", to tytuł pani ostatniej książki. Dobrze, że mamy tak duże wymagania?
Mamy wymagania i bardzo dobrze, że je mamy. My już też nie jesteśmy takie ciche i spokojne, nie siedzimy w domu pod miotłą. Mamy prawo mieć wymagania. Mężczyzna nam nie zaimponuje tym, że dobrze zarabia. Musi się nagimnastykować.
Myślę, że dobrze, że mamy wymagania, bo gdybyśmy się godziły tylko na byle jakiego faceta, tylko dlatego, że jest facetem i ma gacie, to już chyba lepiej kupić sobie wibrator i być samą.