Od ponad tygodnia policja w Polsce ma nowe zadania związane z epidemią koronawirusa. O jednej z takich interwencji napisali w środę funkcjonariusze z Sosnowca. Jedna z mieszkanek miasta z podejrzeniem koronawirusa sprawiła spore zamieszanie i napsuła nerwów nie tylko policjantom, ale także lekarzom i urzędnikom w lokalnym sanepidzie.
Policjanci z Sosnowca musieli się zmierzyć we wtorek wieczorem z potencjalnie niebezpieczną dla nich sytuacją. Jedna z mieszkanek miasta nie chciała zastosować się do instrukcji, które telefonicznie przekazał jej pracownik Sanepidu. Odmówiła mu, kiedy kazał jej pojechać do szpitala zakaźnego i chciała udać się na najbliższy SOR.
Sytuacja była poważna, ponieważ kobieta twierdziła, że w sobotę wróciła do kraju na pokładzie jednego z ostatnich samolotów, a obecnie ma objawy wskazujące na rozwiniętą infekcję COVID-19. Do akcji musiała więc wkroczyć policja.
Funkcjonariusze natychmiast ruszyli na jej poszukiwania. Bardzo szybko ustalili dane kobiety i nawiązali z nią kontakt. Nakazali jej bezwzględne pozostanie w tym miejscu i do czasu przyjazdu specjalistycznej karetki ze szpitala zakaźnego zabezpieczali miejsce, by uniemożliwić kobiecie jego opuszczenie.
W tym samym czasie ustalono wszystkie osoby, z którymi kobieta mogła mieć kontakt. Sprawa nie była prosta, ponieważ mieszkanka Sosnowca nie mówiła całej prawdy. Służby powiadomiły je o zaistniałej sytuacji i nakazały im postępować zgodnie z procedurą.
Przypomnijmy, że policjanci mają teraz pełne ręce roboty z osobami, u których podejrzewa się zakażenie koronawirusem. Funkcjonariusze muszą pilnować, czy nie wychodzą one z domów i nie naruszają zasad kwarantanny domowej. A z tym nie jest najlepiej, bo według ostatnich danych średnio co drugi Polak nie przestrzega kwarantanny.