Propozycje rządu, które mają chronić biznes przed skutkami epidemii koronawirusa, są zdaniem przedsiębiorców niewystarczające, a niektóre po prostu śmieszne. Ważniejszy jednak w tym momencie, jak mówi naTemat.pl Bartosz Bieszyński, koordynator sztabu kryzysowego firm z branży eventowej i turystycznej, jest czas, którego przedsiębiorcy już prawie nie mają, bo ich firmy chylą się ku upadkowi.
Kiedy w Polsce zdiagnozowano pierwszego pacjenta zakażonego koronawirusem, przedsiębiorcy z branż eventowych i turystycznych postanowili działać. Od tygodni obserwowali, jak epidemia niszczy rynek w Chinach, a potem w Europie. Dlatego powołali sztab kryzysowy, na czele którego stanął Bartosz Bieszyński, były CEO grupy marketingowej San Markos.
Już kolejnego dnia uczestniczyli w rozmowach z rządem w sprawie przyszłej pomocy dla przedsiębiorców, którzy ucierpią przez wywołany koronawirusem kryzys. Wielokrotnie do tej pory przedstawiali swoje stanowisko rządzącym, ale jak się okazuje, ci ich nie do końca słuchali. To, co ogłosił w środę Mateusz Morawiecki, zdaniem Bieszyńskiego, nie zgadza się z ich postulatami.
***
Ile szacunkowo może stracić cała branża przez kryzys?
Bartosz Bieszyński: Mam przyjemność koordynować kilka sektorów od branży turystycznej, czyli podróże bliskie i dalekie, przewodników, przewoźników autokarowych, po całą branżę MICE, czyli eventy, konferencje, targi, festiwale typu Opener, koncerty, teatry, targi oraz branżę hotelarską. To ogromne pieniądze, a przede wszystkim kilkaset tysięcy miejsc pracy i unikalne "know how" wypracowywane latami.
Zrobiliśmy krótkie kalkulacje, które miały pokazać, ile potrzeba nam pieniędzy, żeby przez pół roku wytrwać i mieć na minimalne koszty stałe. Nie mówię tutaj o żadnym zarobku. Po postu ile potrzeba nam pieniędzy, żeby wytrwać i poczekać na lepsze czasy. Wyszło, że potrzebowalibyśmy minimum 7,5 mld zł.
W której branży jest obecnie najgorzej? Kto najmocniej ucierpiał przez epidemię koronawirusa?
Generalnie to wszędzie są dramatyczne spadki i po prostu zamrożenie jakiejkolwiek działalności. Zaczęło się od transportu autokarowego już na początku roku, bo Polska jest liderem na skalę europejską jeśli chodzi o przewozy turystów z Chin. Te firmy już praktycznie nie istnieją. Potem kryzys dotknął eventy i wyjazdy biznesowe. Wszystkie korporacje odwołały wydarzenia, konferencje, wyjazdy i koncerty.
Potem była branża rozrywkowa i targowa, która obecnie leży na łopatkach. Po wprowadzeniu zakazów zgromadzeń poleciały targi, koncerty i imprezy masowe. To są setki milionów złotych strat w samych biletach koncertowych, a sama branża targowa przez 3 miesiące straci 250 mln zł! Teraz walczą jeszcze biura turystyczne, które notują duże spadki w obrotach, ale rezerwy finansowe pozwalają im się jeszcze utrzymywać. Jakbym miał podsumować jednym słowem to, co się obecnie dzieje, to powiedziałbym, że jest dramat.
Dokładnie, a przecież zbliża się koniec miesiąca. Dla przedsiębiorców to czas wypłat i regulowania zobowiązań wobec państwa, m. in. zapłata VAT-u za luty. Czy pomoc rządu, którą przewiduje się najwcześniej na początek kwietnia, nie jest za bardzo spóźniona?
Jest bardzo późno, bo kluczowy w tym momencie jest właśnie czas. Wydaje nam się, że rząd i instytucje państwowe nie zdają sobie chyba z tego sprawy.
A jak pan i przedstawiciele pana branży zareagowaliście na propozycje zawarte w zaproponowanej przez premiera Mateusza Morawieckiego tzw. Tarczy Antykryzysowej?
Tarcza przede wszystkim nie wystarczy. Zacznijmy od nastrojów, które były i nadal są nerwowe. Czasu mamy tak naprawdę niewiele, bo 11 dni. Zbliża się, tak jak pan wspomniał, okres wypłat i rozliczania kosztów stałych. Jeśli pracodawca nie ma perspektyw na nowe zlecenia, to w najlepszym wypadku będzie po prostu ciął koszty, czyli zwalniał, wypowiadał umowy czynszów, najmów, leasingów itd. Nie oglądając się na państwo.
Sytuacja jest dramatyczna i co warto podkreślić, powstała ona nie z naszej winy, dlatego tym bardziej rząd powinien się zmobilizować, żeby nam pomóc. Bo rynek zamarł w tej chwili. Jak mówiłem: hotele nie mają nowych zapytań, biura podróży notują kilkudziesięcioprocentowe spadki zainteresowania, eventy i wyjazdy biznesowe są odwołane przez wielkie korporacje do końca września, targi stoją, koncertów nie ma.
Jeżeli za 11 dni nie będą wdrożone przez rząd jakiekolwiek pomysły, to przedsiębiorcy, którzy nie dostaną wsparcia od państwa i nie będą widzieli perspektyw na rynku, będą ciąć koszty stałe, żeby przetrwać, a i tak nie będą mieli pewności, czy przetrwają.
Rozumiemy, że społeczeństwo jest teraz skupione na swoim bezpieczeństwie i jest to jak najbardziej słuszne i tutaj rząd powinien w pierwszej kolejności działać. Ale drugą najpilniejszą kwestią do załatwienia jest pomoc przedsiębiorcom, bo jak za cztery tygodnie opadnie kurz po walce z koronawirusem, to okaże się, że dziesiątki, jak nie setki tysięcy Polaków będą bez pracy i bez perspektyw, bo rok 2020 jest dla całej szeroko rozumianej branży turystyczno-rozrywkowej rokiem straconym.
No tak, bo teraz mamy tylko zapowiedzi ze strony rządu, a na działania trzeba czekać, bo wiele z zaproponowanych rozwiązań wymaga konkretnych rozporządzeń i ustaw.
W naszym kraju niestety tak to wygląda, bo na przykład rząd w Belgii już wdrożył przepisy dla branży kulturalno-rozrywkowej. Jeśli dany koncert lub inne wydarzenie zostanie przeniesione na inny termin, to klienci, którzy kupili na nie bilety, nie dostaną zwrotu pieniędzy, tylko voucher. To bardzo pomocne rozwiązanie, bo pomaga firmom zachować płynność finansową.
Wydaje nam się, że rząd nie czuje tej presji czasu. Bo z naszej strony jest ona ogromna. U nas nie ma pytań "kiedy będzie pomoc rządu?", tylko "gdzie dostanę tani kredyt?", "do którego okienka w ZUS mam się zgłosić, żeby zawiesić działalność?", "gdzie mam zadzwonić, żeby dostać dofinansowanie do wynagrodzenia?".
My czasowo jesteśmy już na zupełnie innym etapie niż nasz rząd. Nasze firmy, dorobek całego naszego życia może zniknąć już teraz, zaraz, a nie za miesiąc, czy dwa. Niedługo pójdzie taka fala zwolnień i cięć w naszej branży, że długo się z tego kryzysu będziemy zbierali jeżeli w ogóle uda nam się pozbierać.
Rząd wyłożył na stół pakiet pomocowy i chce was bronić Tarczą Antykryzysową. Nie boicie się, że złamie się ona przy pierwszym uderzeniu?
Rzeczywiście solidna to ona nie jest. Cieszymy się, że są jakiekolwiek propozycje ze strony rządu, ale umówmy się, że niektóre z nich w ogóle nie odpowiadają realiom w którym się znaleźliśmy. Pierwsze z brzegu: odroczenie płatności składek ZUS jest całkowicie niepoważne. My postulujemy abolicję składkową i podatkową przez kolejne 6 miesięcy. Proszę zwrócić uwagę na naszych bratanków z Węgier – oni już to wprowadzili w życie! Z naszej strony na pewno będzie abolicja CIT, bo nie będziemy mieli żadnych przychodów.
Weźmy na przykład takiego pilota wycieczki. Jeśli jest obrotny, to mógłby zarobić od 8 do 10 tysięcy złotych, od których zapłaciłby podatek i składki. Ale że nie ma zleceń, to nie zarobi nic. Teraz państwo proponuje mu jednorazową pomoc w wysokości 2 tysięcy złotych. ZUS odroczą mu na trzy miesiące. Jeśli przez ten czas się nie odkuje, a wszystko wskazuje na to, że nie, to z czego zapłaci skumulowany ZUS?
Już teraz słyszymy że większość pilotów zastanawia się nad zawieszeniem działalności lub zgłoszeniem się na bezrobocie – to będą dużo większe koszty dla państwa niż inwestycja w zatrzymanie tych osób! Szczególnie, że zależy nam na zatrzymaniu tych osób na rynku – po co mają szukać teraz pracy np. W Islandii?
Dalej – mini kredyt w wysokości 5 tysięcy złotych dla najmniejszych przedsiębiorstw i firm pod warunkiem, że nie będą zwalniały pracowników. Wystarczy przecież usiąść z kalkulatorem i policzyć. Wiadome jest, że bardziej będzie się opłacało zwolnić pracownika, niż dostać te 5 tysięcy złotych. To jest abecadło przedsiębiorczości.
Rząd chce, żeby państwo wzięło na siebie firmowe leasingi? Bardzo dobrze, bo mamy przecież firmy autokarowe z leasingami, sprzęt nagłaśniający w agencjach eventowych jest też w leasingu. Pytanie tylko: kiedy i gdzie trzeba się zgłosić? Brakuje w tym wszystkim konkretów i przede wszystkim wzięcia pod uwagę aspektu czasu, którego po prostu nie mamy.
Właśnie, bo po ogłoszeniu pakietu pomocowego dla przedsiębiorców pojawiło się mnóstwo opinii, że brakuje w nim konkretnych rozwiązań i usłyszeliśmy jedynie ogólniki i okrągłe liczby...
Jedna osoba z naszej branży powiedziała, że to wszystko nadaje się do pocięcia na konfetti. Naprawdę ten poziom emocji jest dramatyczny. Ludzie są zdesperowani. Oni nie wiedzą, czy przetrwają najbliższe trzy tygodnie. Obawiam się, że to przedsiębiorcy będą umierali szybciej, niż osoby zakażone koronawirusem i na większą skalę, bo tempo wdrażania rozwiązań pomocowych, abstrahując od ich treści, jest absolutnie za wolne w stosunku do realiów rynkowych.
Rząd spóźnił się z nimi o co najmniej trzy tygodnie. A to co zaproponował jest po prostu na ten moment kształtu ustawy (której jeszcze nie znamy) nieodpowiednie do potrzeb.. Pomysł z dopłatami w wysokości 40 proc. do wynagrodzenia? Znowu sięgniemy po kalkulator. Po przeliczeniu pracownik dostanie 1200 złotych. My wnioskujemy, żeby ta pomoc była utrzymana przynajmniej na poziomie pensji minimalnej przez okres 6 miesięcy bez żadnych warunków wejściowych.
Mówienie przedsiębiorcy, że dostanie 1200 zł na osobę, odroczony zostanie mu ZUS i nadal będzie mógł wziąć drogi kredyt, to nie jest pomoc, bo tej firmy za miesiąc po prostu nie będzie. My teraz jesteśmy na takim etapie, że ludzie naprawdę analizują opcje bankructwa, zawieszenia działalności czy też zgłoszenia się do urzędu pracy jako bezrobotny.
A były już jakieś bankructwa?
Są już bankructwa, zwolnienia, ograniczenia pensji i nie tak jak mówił pan premier, że na poziomie 20 proc. Nie. U nas są cięcia płac o 50, 60 proc. i więcej. Niektóre firmy mówią pracownikom wprost, że zapłacą im tylko tyle, żeby wystarczyło im na rachunki i jedzenie. Jak będzie dalej tak ogólnikowo ze strony rządu, to nie skończy się to dobrze.
Nasze postulaty to abolicja składkowa ZUS i wszystkich podatków na sześć miesięcy, pensja minimalna, a nie dopłata 40 proc. od średniej krajowej, jednorazowa pomoc w wysokości 100 proc. średniej pensji nie przez miesiąc, a przez 6 miesięcy, oraz tańsze i bardziej dostępne kredyty. A to wszystko powinno zostać wprowadzone tak jak 500 plus, czyli w dwa tygodnie został postawiony system IT, przeszkoleni ludzie i to od razu zaczęło działać.
Będziemy do samego końca postulować i walczyć o jak najlepsze warunki pomocy od państwa i ich jak najszybsze wdrożenie w życie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że od tego zależy gospodarczy byt tysięcy Polaków.
***
Bartosz Bieszyński – były prezes grupy marketingowej San Markos, Master Brand, SG Marketing i Trendmark oraz były prezes Walk Events. Od marca 2020 koordynator sztabu kryzysowego branży MICE.