Dr Sandra Lee zasłynęła w internecie filmami dla ludzi o mocnych nerwach i pustych żołądkach. Cóż może być bowiem przyjemnego w oglądaniu wyciskania pryszczy lub wycinania kaszaków? A jednak nie brakuje osób, którzy śledzą jej zabiegi z wypiekami na twarzy. Niektórzy są od tego uzależnieni. Dr Pryszczylla, bo tak po polsku brzmi jej ksywka, wyjaśnia przyczyny tego fenomenu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
O "kulcie pryszcza" pisaliśmy już w 2016 roku. Wydawać by się mogła, że moda na oglądanie filmików z tryskającą ropą, od których robi się słabo, dawno minęła. Nic z tych rzeczy. Łączna liczba wyświetleń na kanale dr Lee powoli dobija do dwóch miliardów (!), a w telewizji TLC możemy śledzić drugi sezon jej programu. Nasuwa nam się pewnie wiele pytań, na wszystkie odpowie dr Sandra Lee.
Ile osób regularnie śledzi twoje filmy na YouTube?
Od dawna nie sprawdzałam, ale ostatnio miałam już ponad 13 milionów na wszystkich moich profilach w mediach społecznościowych, w tym 6 milionów na YouTube. To jakiś obłęd. W końcu to tylko wyciskanie pryszczy.
Jacy ludzie oglądają wyciskanie pryszczy?
Chyba nie da się stworzyć uniwersalnego profilu widza. Oglądają mnie ludzie różnych narodowości, ras i religii. To uniwersalna rozrywka, każdy może stać się “popaholikiem” (ang. “pop” i– wyciskać”). To dlatego treści o tej tematyce cieszą się dużą popularnością.
Z moich obserwacji wynika, że sporą część społeczności, która mnie ogląda stanowią ludzie, których obszar zainteresowań obejmuje kosmetyki i pielęgnację skóry, wizaż, tatuaże. Ogólnie rzecz biorąc osoby, które przywiązują wagę do zdrowia i wyglądu skóry.
Co cieszy mnie najbardziej, są w tej grupie również zainteresowani medycyną, głównie młodzi ludzie. I wielu, wielu innych popaholików. Lubię spotykać takich ludzi. W mojej rodzinie jest ich wielu. Możecie sobie wyobrazić jak wyglądają spotkania rodzinne...
Czy wiesz dlaczego wyciskanie pryszczy urosło dziś do rangi uzależnienia?
Nie mam pojęcia, ale to fascynujące. Włączasz film, myśląc, że spojrzysz tylko raz, z ciekawości. Nagle mijają trzy godziny, a Ty wciąż oglądasz kolejny i kolejny odcinek. To uzależnia. W komentarzach pod moimi filmami często czytam opinie, że to relaksujące i że wielu użytkowników ogląda je do poduszki. Da się to wytłumaczyć.
Ekstrakcja pryszcza lub cysty odzwierciedla uchodzący z nas stres, który pod wpływem siły z zewnątrz fizycznie z nas "wypływa". W ten sposób mamy wrażenie, że wszystko wraca do normy. Nie byłam świadoma tego fenomenu dopóki nie zaczęłam być aktywna w mediach społecznościowych. Ludzie naprawdę czerpią satysfakcję z oglądania takich zabiegów. To niesamowite.
Czy sama również oglądasz wyciskanie pryszczy w sieci?
Nie oglądam. Temat wyciskania pryszczy sprowadzam jedynie do mojej pracy w gabinecie lekarskim. Mam 15-letniego syna, który od jakieś czasu ma w lewym uchu wągra. Jest niewielki, prawie niedostrzegalny, ale ja go widzę.
Oczywiście proszę syna by obserwował siebie i uważał na tę drobną zmianę skórną. Dostrzegam ją za każdym razem, gdy odwożę syna do szkoły, ale nie czuję potrzeby usunięcia go. Podobnie jest podczas konsultacji z pacjentem. Mam pewną intuicję w tej materii i wiem, która ekstrakcja spodoba się moim widzom. Czuję wtedy pewien rodzaj ekscytacji wiedząc, że mogę się tym z nimi podzielić za pomocą kamery.
Co zainspirowało cię do nagrywania twojej pracy i dzielenia się nią z innymi?
To był czysty przypadek. Zaczęło się od założenia konta na Instagramie. Miał być takim maleńkim okienkiem do mojego świata, przez które ludzie mogli zaglądać by zobaczyć jak wygląda praca dermatologa. Wtedy udostępniłam krótki film przedstawiający ekstrakcję wągrów, czego – podkreślam wyra zazwyczaj dermatolodzy nie wykonują.
Wiemy jak to się robi, ale nie należy to do zakresu czynności medycznych podczas typowej wizyty w gabinecie. Film wzbudził ogromne zainteresowanie, a z kolei reakcja sieci na post przykuła moją uwagę. Już wtedy wiedziałam, że to będzie duża rzecz. Od tamtej pory staram się co jakiś czas dodawać filmy o tej tematyce.
Czy zakładając kanał na YouTube wiedziałaś, że twoje filmy z wyciskania pryszczy będą aż tak popularne?
Nie, nigdy nie pomyślałabym, że będę udzielać wywiadu mediom z Polski, Serbii, czy Finlandii na temat mojego zawodu. Czy to nie cudowne? Po prostu zrobiłam to, co podpowiadało mi serce. Nie widziałam wcześniej w sieci filmów o pryszczach, więc nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić jak zareagowaliby na nie internauci. Zaryzykowałam i opłaciło się. Później spokojnie obserwowałam jak kanał się rozrasta.
To uczucie, gdy ludzie wyrażali swoje zainteresowanie moimi filmami, było niesamowite. Chcieli coraz więcej pryszczy! Liczba obserwatorów rosła z dnia na dzień, a co ciekawe wśród nich było zarówno wielu fanów wyciskania, jak i tych, u których to budzi odrazę. Klikają "subskrybuj" i tagują znajomych w komentarzach, by ci również mogli zobaczyć coś obrzydliwego – tak działa ten schemat. Żeby rozluźnić atmosferę przed zabiegiem często opowiadam pacjentom, którzy znają mnie z YouTube taki żart, że jestem teraz częścią "popkultury" (ang. "pop" – wyciskać pryszcza). Zabawne, ale moich synów to w ogóle nie bawi.
Co twoi synowie reagują na to, czym się zajmujesz?
Jak to typowi nastolatkowie. Będą przewracali oczami tak czy inaczej. Czasem żartuję, mówiąc że jestem YouTuberką albo influencerką. Wtedy krzywią się i mówią "przestań, nie jesteś". Nawet gdy ktoś z ich znajomych chce mnie poznać, bo ogląda moje filmy, synowie mówią "wydaje ci się, że ją lubisz, bo jej nie znasz". Tak to wygląda. Mimo wszystko wiem, że mnie kochają i wspierają. Dlatego staram się ich nie zawstydzać i dbam by mieli normalne dzieciństwo.
Oglądają twój program?
Niespecjalnie. Nie namawiam ich do tego. Jeden z nich szczególnie nie może znieść tego, co dzieje się na ekranie. Mówi “przepraszam, ale nie dam rady na to patrzeć”. Drugi czasem obejrzy jakiś odcinek. To nastolatkowie, wolą oglądać inne filmy na YouTube, np. takie, na których inni ludzie grają w gry komputerowe.
Jesteś zaskoczona popularnością "Dr Pryszczylly"?
Tak. Na początku obawiałam się, że nie będzie to już to samo, czym dzieliłam się w mediach społecznościowych i ludzie nie będą chcieli tego oglądać. Zaczęłam udostępniać swoje filmy jakieś trzy, może cztery lata zanim pojawił się program "Dr Pryszczylla" i już wtedy moje treści cieszyły się popularnością. Były czymś nowym, nikt wcześniej nie udostępniał tak specyficznej wiedzy online. A jednak załapało i pojawiało się coraz więcej fanów mojej “twórczości”.
Wtedy właśnie pojawiło się TLC/Discovery i zaproponowało nowy format dzielenia się moją pracą i pasją. Byłam nieco sceptycznie nastawiona, bo w przeciwieństwie do YouTube czy Facebook nie tylko ja odpowiadałam za realizację filmów. Ale zaryzykowałam i wcale tego nie żałuję.
Jaki jest główny cel twojego kanału i programu telewizyjnego? Co chcesz przekazać widzom?
Chcę pokazać jak przeprowadza się zabiegi dermatologiczne i jak opiekuję się swoimi pacjentami. Ich bezpieczeństwo traktuję priorytetowo i nie ma znaczenia, czy nagrywają nas kamery, czy nie.
Nie chcę by ktokolwiek poczuł się wykorzystany. Że jest jedynie anonimowym obiektem doświadczalnym, który służy mi do "telewizyjnych sztuczek", czy że próbuję zarobić na nim pieniądze. W programie możemy usłyszeć historię każdego z pacjentów – dokładnie tak samo, jak ja poznaję historię innych w moim gabinecie.
Chcę też pokazać, że my, dermatolodzy, zajmujemy się też czymś więcej niż wyciskaniem pryszczy. Wykonujemy przede wszystkim skomplikowane, mające duży wpływ na realne zdrowie zabiegi. Dlatego zarówno w programie, jak i na kanale zobaczycie wycinanie tłuszczaków, kaszaków, diagnozowanie nowotworów, usuwanie blizn keloidowych.
Chirurgia to największa część mojej praktyki lekarskiej, u innych dermatologów również. Dzięki programowi mogę pokazać jak wiele robimy, a do tego dzielę się tym, co kocham robić.
Czego możemy spodziewać się w nowym sezonie twojego programu "Dr Pryszczylla"?
Jeszcze więcej wystrzałowych pryszczy i poruszających historii! Widzowie to kochają, ten format się po prostu nie nudzi. Przede wszystkim dlatego, że każdy odcinek jest inny, ale też dlatego, że ten content po prostu tak ma. To jak oglądanie horrorów albo jazda kolejką górską – wydaje ci się, że doświadczasz w kółko tego samego, ale po wszystkim znów stajesz w kolejce po więcej.
Na początku jest nieco przerażająco, ale finał jest wręcz satysfakcjonujący. Czujesz moment euforii, który gratyfikuje wcześniejsze niezbyt komfortowe odczucia. Po prostu usiądź wygodnie i włącz TLC.
Czy wykonywanie czynności lekarskich przed kamerami jest trudne?
Zdecydowanie tak. W gabinecie nagrywają nas trzy kamery. Mam na sobie mikrofon. Nie znam wcześniej swoich pacjentów, nie znam wcześniej ich przypadłości, co na co dzień się nie zdarza. Muszę szybko diagnozować przypadek, bo filmujemy.
Na szczęście mam już ponad 10 lat doświadczenia za sobą. Podobno po takim czasie stajesz się prawdziwym specjalistą w swojej dziedzinie. Wciąż łatwo dostosowujesz się do innowacji, które niesie ze sobą dermatologia – narzędzia, nowe metody diagnostyczne i leczenia. Z drugiej strony nie czujesz zmęczenia zawodem – rutyny, wypalenia. Ta pewność siebie pozwala mi wykonywać zabiegi najlepiej jak potrafię, nie przejmując się kamerami.
Czy uważasz, że lekarze innych specjalizacji też powinni być obecni w mediach społecznościowych?
Nie widzę takiej konieczności, ale z pewnością to trend, który zostanie z nami na dłużej. Zainteresowanie takimi treściami wśród młodych ludzi nie słabnie – to widać. W sieci można dziś sprawdzić opinie o danych specjalistach, zakresie usług i dostępności dla pacjentów. Dla branży to dobra reklama, dla młodych – szansa na znalezienie lekarza, który spełni ich oczekiwania.
Dawniej korzystaliśmy z książek telefonicznych, później z Google. Teraz nastała era mediów społecznościowych, w których znajdziesz niemalże każdy biznes. Ludzie oczekują, że znajdą tam twoją klinikę czy gabinet. To daje nam większe możliwości bo pozwala na interakcję z pacjentami, którzy chcą cię lepiej poznać: jaką jesteś osobą, jak wygląda twoja praktyka, jak wygląda twój gabinet, jak rozmawiasz z pacjentami itd. Budujemy zaufanie jeszcze przed wizytą.
Muszę jednak przyznać, że nie każdy lekarz potrafi skorzystać z tej szansy. Być może obawiają się tej transparentności, nie chcą dzielić się z innymi prywatnymi informacjami. Poniekąd to rozumiem.
Czy przy twoim zawodzie jest jeszcze coś, co wzbudza twoje obrzydzenie?
Nie, nie ma nic, co wzbudzałoby we mnie takie emocje. To chyba kwestia przyzwyczajenia. Na początku mojej praktyki lekarskiej zniechęcały mnie zabiegi stóp. Nie przepadałam za tym, zwłaszcza gdy chodziło o chore paznokcie, dotknięte np. grzybicą. Tak więc większość pacjentów z takimi schorzeniami przejmował mój mąż, również dermatolog. Doskonale radzi sobie z tymi przypadłościami. Dziś to dla mnie żaden problem. Dopóki mam rękawice, maseczkę i okulary nie straszne mi żadne wyzwanie lekarskie.
Twój największy sukces?
Każdy odcinek programu “Dr Pryszczylla” jest pewnego rodzaju sukcesem. Nie zawsze udaje mi się zapamiętać każdego pacjenta, bo codziennie wykonuję kilkanaście różnych zabiegów. Dlatego traktuję każdy z odcinków jako dowód dobrze wykonanej pracy – mojego zespołu i mojej własnej. To, co czyni te zabiegi sukcesem, to fakt, że mogłam zmienić czyjeś życie na lepsze.