Politycy PiS zlekceważyli zakaz gromadzenia się w czasie epidemii i dużą grupą z Jarosławem Kaczyńskim na czele udali się pod pomnik smoleński w Warszawie. Tym samym narobili problemów policjantom, którzy już sami nie wiedzą, jak tłumaczyć ludziom tę sytuację.
– Otrzymaliśmy setki sygnałów od policjantów w kraju z prostym pytaniem: co my teraz mamy mówić ludziom, gdy będziemy podejmować interwencje? – przyznaje w rozmowie z Onetem asp. sztab. Rafał Jankowski, szef NSZZ Policjantów.
I dalej tłumaczy: – A przed takim problemem codziennie stają tysiące policjantów, kiedy muszą podjąć interwencję wobec nawet trzech osób poruszających się chodnikiem lub siedzących na ławce czy w każdej innej sytuacji związanej z epidemią.
Funkcjonariusz nie ma wątpliwości, że najważniejsi politycy w kraju oraz przedstawiciele mediów powinni dawać dobry przykład społeczeństwu.
– Nie mam wątpliwości, że marszałek Sejmu, premier, politycy, jak i przedstawiciele mediów wykonując swoją pracę pokazali, jak nie należy się zachowywać wtedy, kiedy na świecie szaleje pandemia – wyjaśnił.
Jankowski stwierdził, że ktoś, kto przygotowywał scenariusz i czuwał nad przebiegiem uroczystości, "powinien ustawić się w kolejce po rozum". – A na pewno powinien zająć się nim Główny Inspektor Sanitarny – dodał.
Przypomnijmy, że politycy PiS podczas obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej w Warszawie pokazali, jak złamać ograniczenia nakładane w walce z koronawirusem. Pod pomnikiem zjawiło się kilkunastu polityków, co już naruszyło zakaz zgromadzeń publicznych.
Mało tego, Jarosław Kaczyński i jego "świta" nie starali się nawet zachowywać od siebie nakazanego 2-metrowego dystansu, o którym dzień wcześniej przypominał obywatelom premier Mateusz Morawiecki.