– Żaden polityk nie jest zainteresowany mówieniem rzeczy niepopularnych. Dziś popularny jest social i rozdawanie, a nie inwestowanie w przyszłość – mówi Artur Tusiński, burmistrz Podkowy Leśnej. W rozmowie z naTemat opowiada, jakie zmiany wprowadza w swojej miejscowości, aby uniknąć tragedii. Słowo "tragedia" nie jest w tym przypadku przesadą, bo niebawem może zabraknąć nam wody do picia.
Musimy oszczędzać wodę. Teoretycznie wszyscy o tym wiemy, ale jakoś większości osób nie spędza to snu z powiek. Przecież na razie woda leci z kranu, jest czym podlewać trawniki... Dlaczego oszczędzanie wody jest tak ważne z perspektywy zwykłego mieszkańca Podkowy Leśnej lub jakiejkolwiek innej miejscowości?
Najbardziej drastyczna jest perspektywa braku wody do picia. To może się wydarzyć... Jeżeli nie będziemy robili nic, a zmiany degradujące środowisko będą nadal zachodziły w tak szybkim tempie, to można powiedzieć, że za chwilę będziemy taką drugą Australią Środkową. Za butelkę pitnej wody trzeba będzie płacić duże pieniądze. To jest coś, czego nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić.
Jeśli mówimy o Australii, to od razu na myśl przychodzą pożary. U nas już na początku kwietnia mówiło się o suszy.
Całkiem niedawno niedaleko Podkowy Leśnej zaczął się palić kompleks Lasów Chojnowskich, szczęśliwie go ugaszono. Gdyby jednak ogień doszedł do Magdalenki, doszedł do nas, to mielibyśmy ogromną tragedię. W Podkowie wszyscy mieszkamy w lesie, gdyby ogień zaczął trawić korony przesuszonych sosen i innych jeszcze suchych po zimie drzew, to pożar rozprzestrzeniałby się błyskawicznie. Wszyscy byśmy płonęli.
Jeśli prześledzimy historyczne dane meteorologiczne z ostatnich 58 lat, ze stacji meteorologicznych w Warszawie i okolicach, i porównamy okresy utrzymywania się pokrywy śnieżnej oraz jej grubość, to okazuje się, że zjechaliśmy z około 100 dni, w czasie najlepszych zim, do 0 tej zimy. Pokrywa śnieżna zatrzymywała wilgoć w glebie, a później powoli topniejąc stale zasilała warstwy wodonośne, lokalne cieki, stawy i mokradła.
Coraz grubsza jest też ta warstwa gleby, która się pyli. To pokazuje skalę i tragedię tego zjawiska, bo jeśli faktycznie zapłonie wszystko, a poszycie nie ma tej naturalnej wilgotności, to znajdziemy się w piekle.
Duża część z nas ostatnio była oburzona zakazem wejścia do lasu, zakazem wprowadzonym w związku z epidemią. Nie zdajemy sobie sprawy, że jeśli nie zaczniemy działać, to być może z powodu zagrożenia pożarowego będziemy tak ograniczani znacznie częściej?
Jeśli chodzi o zakaz wejścia do lasu w związku z epidemią, to uważam, że był to nieprzemyślany zakaz. Prawdą jest jednak to, że nie szanujemy przyrody. Dziś rano podczas biegania w lesie trafiłem na kilka miejsc ze śmieciami, a to ktoś pił piwo, a to ktoś rzucił jakiś papier. Takie zachowanie to proszenie się o kłopoty. Szkło i promienie słoneczne mogą spowodować samozapłon i tragedia gotowa.
Wszyscy powtarzają, że trzeba zacząć działać, ale w Podkowie Leśnej poza gadaniem jest właśnie działanie. Jakie rozwiązania wprowadziliście?
Zdajemy sobie sprawę z ograniczeń. Rzeki przepływają przez gminy, to jest nasza wspólna sprawa i na poziomie jednego samorządu problemów nie rozwiążemy. Nie ma takiej gminy, w której można znaleźć źródło rzeki i jej ujście. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na działania w skali mikro, zajęliśmy się tym, na co mamy wpływ.
Tradycyjne drogi gruntowe, przy tym natężeniu ruchu, są co roku łatane różnego rodzaju materiałami. Samochody, które jeżdżą po drogach tłuczniownych, powodują wytwarzanie tzw. filtra, czyli takiego bardzo drobnego pyłu, który w momencie zetknięcia z wodą tworzy coraz to grubsze warstwy nieprzepuszczalne.
Takie drogi wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z drogami ekologicznymi, ponieważ nie wsiąka w nie woda. Sięgnąłem więc do pomysłów Amerykanów z połowy lat 90. Zacząłem projektować drogi, które są dosyć niestandardowe, jak na polskie warunki. Oczywiście trzeba było jeszcze znaleźć drogowców, którzy dadzą się przekonać do takich rozwiązań..
Jakie to rozwiązania?
Priorytetem jest zatrzymanie i zmagazynowanie maksymalnie dużej ilości wody opadowej z całego pasa drogowego. W Podkowie Leśnej problemem są wąskie pasy drogowe chronione wpisem do rejestru zabytków całego układu urbanistycznego. Wiąże się to z koniecznością zainwestowania większych pieniędzy w urządzenia i technologie.
Projektujemy drogi z odgiętą osią jezdni, z wykorzystaniem naturalnych spadków i geometrii terenu. Całość wody opadowej staramy się skierować w jedną stronę, zawsze do pobocza chłonnego. Pobocze jest wypełnione grubym tłuczniem, więc woda hamuje, a skoro hamuje i płynie wolniej, to zaczyna wpływać pod kamienie i wsiąkać. Z kolei pod kamieniami jest drenaż którym woda spływa do studzienek rewizyjnych i do skrzynek rozsączających, rozłożonych pod całym pasem drogowym.
Jest jeszcze inny efekt takiego działania. Po każdym nawalnym deszczu, na rogu ulic Topolowej i Akacjowej, można było brodzić do połowy łydki w wodzie. Zalane były posesje. Aby pozbyć się wody z zalanych piwnic, garaży, przepompowuje się ją do kanalizacji ściekowej – w drodze są też studzienki – cała woda opadowa spływała do oczyszczalni ścieków, która jest poza Podkową Leśną, a później była wyrzucana do rzeki, która też jest poza Podkową. W bilansie wodnym była to dla nas woda kompletnie stracona. Od 4 lat, od kiedy wykonano przebudowę, nie zdarzyło się podtopienie.
Należy pamiętać, ze drogi o nawierzchni gruntowej, na których stagnuje woda, są nieprzepuszczalne. Teraz dzięki zastosowanym rozwiązaniom tę wodę magazynujemy, a ona później infiltruje w głąb. W każdej przebudowywanej od 2015 r. ulicy mamy zbiorniki retencyjnych, docelowo zaplanowaliśmy ich ponad sto w całym mieście.
Woda, retencjonowana w zbiornikach infiltruje zasilając warstwę wodonośną, z której pobieram później wodę do stacji uzdatniania wody. To jest pierwsze działanie.
Jakie są kolejne?
Kolejne działanie to myślenie o rowach melioracyjnych i przebudowywanie wszystkich przepustów w ten sposób, aby woda nie spływała, tylko była przetrzymana. Chcemy docelowo urządzenia wodne wyposażyć w tak zwane przepustozastawki z możliwością regulacji.
Istotną sprawą jest też nowoczesny system zdalnego odczytu wodomierzy z nakładkami dwukierunkowymi. Proponujemy mieszkańcom, aby montowali na licznikach do tzw. podlewania ogrodów elektrozawory, które będą sterowane wspomnianą nakładką i sygnałem z miasta.
Chodzi o to, aby podlewać ogród tylko wtedy, kiedy jest wystarczająca ilość wody w wodociągu i wtedy, kiedy jest sucho, a nie wtedy, kiedy padał deszcz. To jest taki futurystyczny pomysł, który jest realizowany powoli od zeszłego roku.
Kompletnie zmieniamy też podejście do nasadzeń. Koniecznością jest odejście od niektórych gatunków, które są wodolubne, na rzecz takich, które tej wody nie potrzebują aż tyle.
Co z mieszkańcami? Rozumiem, że te zmiany musi dopełniać jakaś edukacja, poszerzanie świadomości.
Wiele osób mieszkających w takich miejscowościach, jak Podkowa, w domach jednorodzinnych, kocha swoje ogrody. Bardzo często montują przeróżne systemy nawadniania. Przeprowadzając pomiary widzimy, że zużycie wody w niektórych systemach różni się aż o 70 proc.
Elementem edukacji będzie też udostępnienie danych z naszych systemów. Mamy taką techniczną możliwość, żeby pokazać, że np. ja Artur Tusiński zużyłem w tym miesiącu ze swoją rodziną tyle i tyle wody, a średnia ilość dla Podkowy to jest tyle i tyle. Liczby też robią wrażenie.
Chcemy również wyłapywać deszczówkę. Lada moment przy rynnach, spustach z budynków miejskich, postawimy zbiorniki do tego służące. Wiem, że jeśli nie ma deszczu to nie ma deszczówki, ale proszę mi wierzyć, że jakikolwiek opad powoduje, że te zbiorniczki po 360 litrów napełniają się błyskawicznie. Dach jest powierzchnią nieprzepuszczalną, dosyć dużą i tę wodę będziemy mogli później użyć do podlewania.
Jako Podkowa Leśna przygotowujemy opracowanie – podręcznik dobrych praktyk i inspiracji w zakresie przeciwdziałania skutkom suszy. Jego adresatami byliby samorządowcy, jednostki edukacyjne i mieszkańcy.
Działania w Podkowie Leśnej są prowadzone od 2015 roku, czy już widać jakieś efekty?
Tego nie widać. My działając punktowo, na miarę naszego budżetu, mamy te działania zbyt wolne w stosunku do postępującej degradacji środowiska. Poza tym jesteśmy w tych działaniach sami.
Jeśli mówimy, że dokładamy świadomie do konstrukcji dróg, a w gminie obok zostały zaprojektowane tak, żeby jak najszybciej pozbyć się wód opadowych, to są dwie przeciwstawne filozofie.
Nie ma żadnej polityki dotyczącej stawów, oczek wodnych. Jeżeli wzięłaby pani mapę Podkowy i okolic z początków lat 90. to na tych terenach było mnóstwo torfowisk. Ludzie pamiętają, że jeszcze w latach 70. były wybijające wiosną i jesienią źródła wody. Postępująca urbanizacja, planowanie przestrzenne pomijające uwarunkowania i ochronę środowiska doprowadziły do ich likwidacji i zmiany stosunków wodnych. Stawy zostały zasypane.
Czyli brakuje wsparcia systemowego?
Oczywiście. Nasze miasto od 2 lat nie może ustalić stawek za wodę. Zaproponowaliśmy różnicę w opłatach za wodę pomiędzy stawką z wodomierza głównego, z którego bierzemy wodę do picia, mycia, gotowania itd, a stawką z wodomierza tylko do podlewania ogrodu. Proponowaliśmy żeby stawka za podlewanie ogrodów była dużo wyższa niż stawka za wodę do picia.
Wychodzę z założenia, że pieniądze są bardzo dobrym bodźcem w myśleniu o oszczędzaniu, także zasobów środowiska. Z tej różnicy moglibyśmy finansować inne inwestycje przeciwdziałające brakom wody.
Poza wsparciem systemowym ważna jest współpraca pomiędzy różnymi szczeblami samorządu i zewnętrzne źródła finansowania. Powinniśmy skupić wysiłki na retencjonowaniu wody, budowie zbiorników, renaturyzacji bagnisk i mokradeł, odtworzeniu w dużej części zbiorników wodnych.
Takim pomysłem było w Podkowie Leśnej odtworzenie stawu w Parku Miejskim – obecnie zablokowane przez pseudoekologiczne lokalne stowarzyszenie – nawet gdy środki prowadzące do osiągnięcia celu opierają się na częściowo sztucznym podtrzymaniu zasobów, pod warunkiem osiągnięcia korzyści dla środowiska. Istotą jest wyłączenie z możliwości jakiejkolwiek zabudowy dużych obszarów, gdzie woda mogłaby zalegać, a następnie płynąć dalej.
Problem w tym, że gro polityków, duża część samorządowców, w ogóle nie widzi problemu. Dla wielu to odległa przyszłość, abstrakcja.
Ten temat moim zdaniem jest ważniejszy niż dzisiejsza epidemia, dlatego że bez wody nikt z nas nie przeżyje. To jest zero-jedynkowa sytuacja. My jako Polacy, ale chyba w ogóle, jako ludzie, lubimy pochylić się nad problemem, gdy doszło już do nieodwracalnych konsekwencji.
Ekolodzy mówią o przyszłości, o przeciwdziałaniu, ale żaden polityk nie jest zainteresowany mówieniem rzeczy niepopularnych. Dziś popularny jest social i rozdawanie, a nie inwestowanie w przyszłość. To jest problem i z tego trzeba sobie zdawać sprawę.
Jeśli ktoś obudzi się teraz i będzie chciał przygotować się do lata tak, aby uniknąć pewnych konsekwencji, to jest w stanie zrobić coś na ostatnią chwilę?
Nie da się, bo trzeba podjąć szereg działań. To wymaga też podjęcia niepopularnych decyzji. Pomijam, że nie pada deszcz, a jak nie będzie deszcz padał, to żadne nasze działania nie dadzą efektu.