Jarosław Gowin uważa, że wszyscy już wiedza, iż wybory 10 maja się nie odbędą
Jarosław Gowin uważa, że wszyscy już wiedza, iż wybory 10 maja się nie odbędą Fot. Sławomir Kamiński / AG
Reklama.
PiS wciąż prze do wyborów korespondencyjnych 10 maja, a politycy partii rządzącej utrzymują, że ten termin nadal jest aktualny. Innego zdania jest jednak Jarosław Gowin, były wicepremier i koalicjant PiS.
– Dziś już chyba nikt w to nie wierzy.(...) Im bliżej 10 maja, tym dla wszystkich będzie oczywiste, że wyborów korespondencyjnych w tym terminie się nie da przeprowadzić – stwierdził w Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma-Dziewiąta.
Według niego nie jest możliwe przygotowanie głosowania korespondencyjnego nawet do 17 maja. – 23 maja to może być, z dużym znakiem zapytania, pierwszy termin, kiedy wybory korespondencyjne mogłyby się odbyć – ocenił.
Gowin odniósł się także do doniesień Onetu, według których trwają próby przekupienia posłów Porozumienia, by zagłosowali za wyborami korespondencyjnymi. Przypomnijmy, że jeśli kilku parlamentarzystów Porozumienia zagłosuje wraz z opozycją i sprzeciwi się wyborom korespondencyjnym, pomysł ten upadnie.
Gowin utrzymuje, że żaden z jego posłów "nie da się zastraszyć lub kupić". – Niezależnie od tego, jak kto będzie głosował, to do wszystkich mam zaufanie. To głosy tych polityków Porozumienia, którzy zagłosują tak jak ja, rozstrzygną o wyniku tego głosowania (dot. wyborów korespondencyjnych - red.) – skomentował.
Jak podaje Onet, opisując kulisy negocjacji z posłami Porozumienia, politycy obozu władzy stosują dwie sprawdzone metody — marchewkę i kij. Marchewka to w tym przypadku ministerialne stanowiska albo bardzo dobrze płatne posady w spółkach państwowych po złożeniu mandatu – i oczywiście zagłosowaniu za wyborami. Z kolei kij to m.in. sugestie, że prokuratura przygląda się działalności biznesowej niektórych ludzi Gowina. Portal w kilku różnych źródłach potwierdził, że ostrzeżenie dostał jeden z posłów, który w przeszłości pracował w dużej spółce państwowej.