"Wszyscy już wiedzą". Gowin nie ma złudzeń – pomysł PiS na wybory 10 maja nie wypali
redakcja naTemat
30 kwietnia 2020, 10:34·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 kwietnia 2020, 10:34
– Nie da się zorganizować wyborów korespondencyjnych 10 maja, wszyscy to już wiedzą – ogłosił w czwartek lider Porozumienia Jarosław Gowin.
Reklama.
PiS wciąż prze do wyborów korespondencyjnych 10 maja, a politycy partii rządzącej utrzymują, że ten termin nadal jest aktualny. Innego zdania jest jednak Jarosław Gowin, były wicepremier i koalicjant PiS.
– Dziś już chyba nikt w to nie wierzy.(...) Im bliżej 10 maja, tym dla wszystkich będzie oczywiste, że wyborów korespondencyjnych w tym terminie się nie da przeprowadzić – stwierdził w Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma-Dziewiąta.
Według niego nie jest możliwe przygotowanie głosowania korespondencyjnego nawet do 17 maja. – 23 maja to może być, z dużym znakiem zapytania, pierwszy termin, kiedy wybory korespondencyjne mogłyby się odbyć – ocenił.
Gowin odniósł się także do doniesień Onetu, według których trwają próby przekupienia posłów Porozumienia, by zagłosowali za wyborami korespondencyjnymi. Przypomnijmy, że jeśli kilku parlamentarzystów Porozumienia zagłosuje wraz z opozycją i sprzeciwi się wyborom korespondencyjnym, pomysł ten upadnie.
Gowin utrzymuje, że żaden z jego posłów "nie da się zastraszyć lub kupić". – Niezależnie od tego, jak kto będzie głosował, to do wszystkich mam zaufanie. To głosy tych polityków Porozumienia, którzy zagłosują tak jak ja, rozstrzygną o wyniku tego głosowania (dot. wyborów korespondencyjnych - red.) – skomentował.
Jak podaje Onet, opisując kulisy negocjacji z posłami Porozumienia, politycy obozu władzy stosują dwie sprawdzone metody — marchewkę i kij. Marchewka to w tym przypadku ministerialne stanowiska albo bardzo dobrze płatne posady w spółkach państwowych po złożeniu mandatu – i oczywiście zagłosowaniu za wyborami. Z kolei kij to m.in. sugestie, że prokuratura przygląda się działalności biznesowej niektórych ludzi Gowina. Portal w kilku różnych źródłach potwierdził, że ostrzeżenie dostał jeden z posłów, który w przeszłości pracował w dużej spółce państwowej.