
Reklama.
Liczba w porównaniu z danymi choćby z Polski nie jest olbrzymia. A w zestawieniu z Rosją, gdzie dziennie przybywa ponad 8 tys. zakażonych, to praktycznie niewidoczna kropla w morzu. A jednak z jej powodu o Korei Południowej już głośno w mediach na całym świecie.
Dla kraju, który – jak się wydawało – praktycznie pokonał wirusa, to przełom. Największy dobowy wzrost liczby nowych przypadków COVID-19 od 53 dni. Tylu zachorowań nie odnotowano tu od 5 kwietnia. Wtedy było ich 81. Teraz – 79.
Przez ten czas były dni, gdy nowych zakażeń dziennie było już tylko kilkanaście, kilka, nawet zero, i kraj szykował się na powrót do normalności. Jednak coś zaczęło się zmieniać około 10 maja. Liczba zakażeń przekroczyła wtedy dwadzieścia. 27 maja było ich już 40. A dzień później niemal dwa razy więcej.
Szybko pojawiły się obawy przed drugą falą zakażeń.
Nowe ogniska zakażeń w Korei
Czy wzrost może mieć związek z poluzowaniem obostrzeń dotyczących dystansu społecznego? W całej Europie, również w Polsce, właśnie znoszone są takie restrykcje. Wielu uważa, że być może za szybko.Korea zaczęła znosić obostrzenia od 6 maja. Etapowo rozpoczęło się otwieranie parków, bibliotek, szkół.
Teraz, jak się okazało, zaleceń dotyczących dystansu nie przestrzegano tam, gdzie odkryto największe ostatnio ognisko koronawirusa. To centrum dystrybucji firmy Coupang w Bucheon koło Seulu. "Firma miała nie wymagać od pracowników noszenia maseczek i zachowania odległości 2 metrów. Niektórzy pracownicy mieli pracować nawet jeśli mieli objawy koronawirusa" – opisuje "Guardian".
Centrum zostało zamknięte i zdezynfekowane. Przeprowadzono testy tysięcy pracowników.
Nowe ogniska pojawiły się też w pierwszej połowie maja w klubach i barach w rozrywkowej dzielnicy Itaewon w Seulu. "Gdy władze poluzowały obostrzenia dotyczące społecznego dystansu, w barach pojawiły się tłumy" – pisze agencja AP. Do dziś zakaziło się tam ponad 200 osób.
Czy to może być lekcja dla innych, którzy za szybko rezygnują z obostrzeń? Być może.
– Musimy zmaksymalizować społeczny dystans w rejonach, gdzie jest wirus, zmusić ludzi do unikania obiektów publicznych i zatłoczonych miejsc – mówił teraz na wieść o nowych przypadkach Jeong Eun-kyeong, szef Koreańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom.
Przypadek Korei pokazuje jednak coś jeszcze. Jest obawa przed drugą falą zakażeń. Ale jest też szybka reakcja na nią.
Nowe obostrzenia w Seulu
W kraju, gdzie wirusa prawie już miało nie być, nagle 561 szkół w całym wstrzymało się z planowanym niedługo otwarciem.W Seulu, gdzie zanotowano najwięcej przypadków, wprowadzono już nowe obostrzenia. Zdecydowano zamknąć parki, muzea, galerie sztuki, państwowe teatry. Pracodawcy zostali wezwani do zorganizowania "elastycznego systemu pracy". Zalecono też zamknięcie barów i klubów.
Minister zdrowia zaapelował także do mieszkańców stolicy, by w mieście i okolicy, unikali niepotrzebnych zgromadzeń. By chorych pracowników pracodawcy zwolnili do domu. – Najbliższe dwa tygodnie będą znaczące – mówił Park Neung-hoo.
Obostrzenia mają obowiązywać do 14 czerwca. Jeśli do tego czasu nic się nie zmieni, restrykcje mogą być rozszerzone na resztę kraju.
Ile przypadków koronawirusa w Korei
Korea Południowa nie zamknęła kraju, jak większość państw w Europie. Nie zamrożono gospodarki, nie kazano ludziom zostać w domach. Postawiono za to na masowe testy i śledzenie zakażonych obywateli, a cały świat z niedowierzaniem obserwował statystyki, które od nich napływały.Jeszcze 3 marca zanotowano tam ponad 850 nowych przypadków koronarowirusa w ciągu doby, potem zaczął się spadek.
Czytaj także: W Korei Południowej wyhamowali epidemię. Pierwszy raz od dawna nie wykryto lokalnych zakażeń
Koreę stawiano za przykład, jak można sobie poradzić. Wszędzie podkreślano też, że społeczeństwo jest zdyscyplinowane i stosuje się do zaleceń – zachowania dystansu, nosi maseczki, dezynfekuje dłonie.
Do dziś w 51-milionowym kraju zanotowano ponad 11 tys. przypadków i 269 zgonów.