Studenci z Uniwersytetu Śląskiego poskarżyli się rektorowi uczelni na profesor Ewę Budzyńską. Zarzucali jej, że podczas zajęć "narzuca im poglądy homofobiczne, antysemityzm, dyskryminację wyznaniową, promuje poglądy radykalno-katolickie”. Sprawą zajęła się policja, a profesor uznano za pokrzywdzoną. Reprezentuje ją prawnik współpracujący ze stowarzyszeniem Ordo Iuris.
W marcu 2019 roku 11 studentów Uniwersytetu Śląskiego oskarżyło profesor Ewę Budzyńską o nietolerancję i homofobię. Jak relacjonowali w rozmowach z mediami, wykładowczyni podczas zajęć miała mówić m.in. że antykoncepcja to aborcja, a jej stosowanie jest zachowaniem aspołecznym.
– Uderzała wprost w osoby o innej orientacji seksualnej, i w osoby które żyją w niepełnych rodzinach. "Dziewczyna, która wychowywała się bez ojca, swojego partnera będzie traktować wyłącznie jako narzędzie do reprodukcji" – przytaczali w rozmowie z dziennikarzami TVN studenci.
Dopiero w styczniu bieżącego roku do władz uniwersytetu wpłynęła oficjalna skarga na profesor Ewę Budzyńską. Rzecznik dyscyplinarny uczelni złożył wniosek o ukaranie wykładowczyni naganą. Ta sama zdecydowała się odejść z uczelni.
Oprócz postępowania dyscyplinarnego na uczelni, dochodzenie wszczęła też katowicka prokuratura i policja. W tym poszkodowaną jest profesor Budzyńska. A studenci są przesłuchiwani z artykułu 235 Kodeksu karnego, który dotyczy fałszerstw dokumentów.
– Jeżeli organ prowadzący postępowanie stwierdziłby, że doszło do wypełnienia znamion występku z artykułu 235 k.k., to zapewne podejmie decyzję o przedstawieniu zarzutów popełnienia danego występku, a mówimy m.in. o fałszowaniu dowodów – mówi nam mecenas Bartłomiej Wojtaszek, reprezentujący studentki.
Ile trwało przesłuchanie pani Sylwii, studentki Uniwersytetu Śląskiego, którą pan reprezentuje?
Mecenas Bartłomiej Wojtaszek: – Zeznania pani Sylwii trwały przez trzy godziny i 14 minut. Sporo czasu zajęło również samo odczytanie protokołu, który został sporządzony przez funkcjonariusza policji, m.in. ze względu na jego obszerność.
Kto brał udział w przesłuchaniu?
We wczorajszym przesłuchaniu brała udział funkcjonariusz prowadzący czynności jako osoba przesłuchująca, świadek, ja jako jego pełnomocnik i pełnomocnik pokrzywdzonej.
Pełnomocnikiem pokrzywdzonej jest prawnik ze stowarzyszenia Ordo Iuris?
Tak, zgadza się. Wspomniany prawnik współpracuje z Fundacją Ordo Iuris.
Studenci zostali wezwani na podstawie paragrafu Kodeksu Karnego, który mówi o "fałszowaniu dowodów", jako pokrzywdzona w sprawie występuje profesor Budzyńska, zdziwiło to pana?
O szczegółach sprawy rozmawiać nie mogę, zwłaszcza, jeśli idzie o przebieg wczorajszych czynności.
Natomiast rzeczywiście zastanawiające może być, że informacja przekazana przez studentów władzom uczelni w związku z nieprawidłowościami, które – wedle podanych publicznie informacji – występowały w czasie prowadzonych zajęć, skutkują postępowaniem karnym i to jeszcze o występek z artykułu 235 Kodeksu karnego.
Na czyj wniosek w tę sprawę włączyły się organy ścigania?
W mediach pojawiły się informacje, że zawiadomienie zostało złożone przez osobę trzecią.
Jakie pytania zadawano podczas tego przesłuchania?
Nie mogę przytaczać treści samych pytań. Mogę natomiast wskazać, że były one bardzo szczegółowe. Pani Sylwii zadano ponad 70 pytań, natomiast drugiemu świadkowi – ponad 50. Rzeczywiście to imponująca liczba, jeśli chodzi o pytania zadawane świadkom.
Tym bardziej, że zarówno pierwsza, jak i druga pani skorzystała z możliwości swobodnej wypowiedzi w toku tych czynności.
Jak rozumiem prawnik Ordo Iuris, który reprezentuje profesor, również zadawał pytania?
Tak, oczywiście. To była znaczna liczba pytań, prawnik reprezentujący profesor zadawał ich najwięcej. Jeżeli mnie pamięć nie myli to pani Sylwii zadanych zostało przez panią mecenas 33 pytania, natomiast drugiemu świadkowi – około 20.
W jakim stanie są reprezentowane przez pana studentki?
Na pewno osoby, które wczoraj były przesłuchiwane, były bardzo zestresowane tym, że mają brać udział w przesłuchaniach na policji.
Pewnie, gdy zgłaszały sprawę do rektora uczelni, nie spodziewały się, że będą przesłuchiwane przez policję.
One od samego początku nie spodziewały się, że skorzystanie z oficjalnej możliwości złożenia skargi władzom uczelni, może spowodować postępowanie karne, w którym będą przesłuchiwane.
Dziwi pana, że tak długo trwa to przesłuchanie? Ponad trzy godziny to bardzo długo.
Tak, dziwi mnie to.
Czyli to ewidentne drążenie, zadawanie bardzo szczegółowych pytań?
Tak, pytania są szczegółowe.
W sieci piszą, że Ordo Iuris chce zastraszyć studentów. Jak pan na to komentuje?
Ciężko jest mi się odnieść do takich doniesień, ponieważ nie uczestniczyłem we wcześniejszych przesłuchaniach. Wczoraj mówiłem też o tym, że razem z panią mecenas Magdaleną Spisak byliśmy bardzo zadowoleni, że zostaniemy dopuszczeni do udziału w tych czynnościach. Przyznam szczerze, że wewnętrznie czułem, że może to wpłynąć na atmosferę samego przesłuchania.
Wczorajsze przesłuchania przebiegły w sposób prawidłowy, ale być może ze względu na to, że świadkowie mieli możliwość wzięcia w nich udziału również ze swoim pełnomocnikiem.
Wcześniej nie towarzyszył im pełnomocnik?
Tak, osoby zeznające wcześniej nie korzystały z pomocy pełnomocnika – być może nie przewidziano takiej konieczności albo nie brano tego pod uwagę.
O czym podczas zajęć mówiła profesor Budzyńska, a przeciwko czemu protestowali studenci?
Nie chciałbym wchodzić w szczegóły ze względu na to, że mogłoby to pokrywać się z treścią składanych zeznań. Wolałbym też tego nie robić ze względu na toczące się przez cały czas postępowanie dyscyplinarne w ramach samego Uniwersytetu Śląskiego.
Wczoraj przed komisariatem policji pojawiła się Wanda Nowicka i mówiła o "skandalu prawnym", mając na myśli, że to pani profesor Budzyńska jest osobą poszkodowaną w tej sprawie. Jak pan to komentuje?
Jako prawnik skupiam się przede wszystkim na wykładni danego przepisu. W moim przekonaniu przedstawienie przez studentów informacji odnośnie tematyki oraz sposobu prowadzenia zajęć absolutnie nie wypełnia znamion czynu zabronionego z artykułu 235 Kodeksu karnego.
O postępowaniu dyscyplinarnym również jest mowa w artykule 235. Jest to przepis, który chroni prawidłowe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, ale i również innych postępowań, które mogą skutkować odpowiedzialnością nie tylko karną, ale i dyscyplinarną danej osoby. I taka osoba automatycznie ma status osoby pokrzywdzonej.
Jaki będzie finał tej sprawy?
To bardzo dobre pytanie, na które nie znam odpowiedzi. O tym będzie decydować organ, który wszczął postępowanie na podstawie oceny zgromadzonego w tej sprawie materiału dowodowego.
A co może spotkać studentów, którzy poskarżyli się na prowadzącą zajęcia?
To bezpośrednio wynika z przepisów Kodeksu postępowania karnego. Jeżeli organ prowadzący postępowanie stwierdziłby, że doszło do wypełnienia znamion występku z artykułu 235 k.k., to zapewne podejmie decyzję o przedstawieniu zarzutów. Ciężko jest mi powiedzieć, czy wszystkim osobom – autorom skargi.
Jakie zarzuty?
Zarzut popełnienia danego występku, a mówimy m.in. o fałszowaniu dowodów. Absolutnie nie twierdzę, że tak się stanie.
Natomiast jeżeli rzeczywiście to postępowanie przybrałoby negatywny obrót, jeśli chodzi o osoby składające zeznania w tej sprawie – póki co w charakterze świadków – to organ postępowania przygotowawczego mógłby wówczas chcieć przedstawić zarzuty konkretnym osobom.
W innym przypadku sprawa zostałaby umorzona, m.in ze względu na brak znamion czynu zabronionego. Ale to już bezpośrednio reguluje artykuł 17 § 1 Kodeksu postępowania karnego.
Pani Nowicka wczoraj mówiła, że jej zdaniem wszystko dzieje się po to, by zniechęcić i zastraszyć studentów. Co pan na to?
To, jaki dana sprawa ma odbiór – to jedno. Natomiast, jakie były rzeczywiste intencje osoby składającej zawiadomienie – to drugie.
Zapewne trudno byłoby nam odgadnąć, czym kierowała się osoba, która to zawiadomienie złożyła: czy to przekonaniem, że taki a nie inny występek został popełniony, czy rzeczywiście tym, aby osoby, które być może w przyszłości chciałyby poskarżyć się na określone zachowania, czy sposób prowadzenia zajęć – rzeczywiście przemyślały sprawę. Co do tego żadnej pewności nie mamy.
Czy może być tak, że prawnik reprezentujący panią profesor może próbować udowodnić, że przekazywane podczas zajęć ze studentami treści – przez nich uznane jako kontrowersyjne – są zgodne z prawdą?
W pierwszej kolejności musielibyśmy się zastanowić nad tym, jakie treści były prezentowane i czy mają one w ogóle odzwierciedlenie w nauce socjologii. A po drugie: czy jednak danych wypowiedzi nie należy traktować jako wyrazu pewnego rodzaju uprzedzeń, w przypadku których próżno szukać naukowego uzasadnienia.