Kiedy ruszała do Polski wiedziała, że będzie zimno i że mamy bogatą historię. Rodzina była zaniepokojona, bo na pytania – Gdzie będziesz mieszkać? Co tam jedzą? Czy znasz trenera? – odpowiadała "nie wiem" lub "nie". Sama potraktowała to jak przygodę. Po przyjeździe do Bydgoszczy Amerykankę Rachael Adams zaskoczyły nasze przepisy drogowe, cmentarze, jabłonie w mieście i wiewiórki reklamujące papier toaletowy. Zapytaliśmy, ją jak dziewczyna z USA radzi sobie w Polsce i co myśli o naszym kraju.
22-letnia Amerykanka Rachael Adams, od niedawna zawodniczka siatkarskiej drużyny Pałac Bydgoszcz przyjechała do Polski ponad miesiąc temu. Założyła bloga "Życie w mieście, którego nazwy nie umiem wymówić" – "Living in the city that I can't pronounce", bo jak sama przyznaje, wymówienie "Bydgoszcz" stanowi dla niej niemałe wyzwanie.
Stałymi bywalcami bloga są jednak nie tylko znajomi i rodzina Rachael. Odwiedziło go już kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wielu z nich odpowiada na jej pytania, wątpliwości, radzi, które miejsca warto odwiedzić, albo gdzie robić zakupy. Zapytaliśmy Rachael, jak Amerykanka radzi sobie w naszym kraju.
Dlaczego przyjechałaś do Polski?
Rachael Adams: Wybrałam Polskę, bo miałam szansę zagrać w wielkiej lidze, w zespole ze świetną reputacją, i to w pierwszym roku mojej profesjonalnej gry. Przed podjęciem tej decyzji rozmawiałam z innymi Amerykankami, które grały w Polsce w poprzednim sezonie lub wcześniej, i miały same dobre wspomnienia z tego kraju.
Co wiedziałaś o Polsce przed przyjazdem?
Wiedziałam, że zimy w Polsce są srogie, i że macie wielką historię. To w sumie tyle.
Polska to dla dla ciebie w sumie drugi koniec świata, bałaś się trochę? A twoja rodzina i przyjaciele?
Nie powiedziałabym, że się bałam. Wiedziałam, że będzie ok. Wiedziałam natomiast, że wielu moich przyjaciół się obawia. Tym bardziej, kiedy zadawali mi pytania w stylu: Znasz swojego trenera? Znasz zespół? Gdzie będziesz mieszkać? Co tam jedzą?, a wszystkie moje odpowiedzi brzmiały: "nie wiem" lub "nie". Wiele osób nie jest dostatecznie otwartych, żeby się po prostu ruszyć i przenieść do innego kraju na 8 miesięcy, niewiele o nim wiedząc. Ja widziałam w tym przygodę. Moje beztroskie podejście do życia i filozofia "bierz rzeczy takie jakie są" pomagają. Łatwo przystosowuję się do zmian.
Jakie było twoje pierwsze wrażanie po przyjeździe?
Że ten kraj jest bardzo inny. Od ulic i znaków do typów samochodów i napędów każdego z nich. W USA można zobaczyć wiele dużych SUV-ów, wanów czy Hummerów i wiele innych, które palą o wiele za dużo benzyny. Tutaj jest dużo mniejszych, szybkich samochodów.
Co zaskoczyło cię najbardziej?
Myślę, że cmentarze. Są wyjątkowo udekorowane w porównaniu do tych amerykańskich, które są po prostu puste. Zaskoczył mnie także sposób jazdy. U nas nie ma rond i tramwajów, które jeżdżą po tych samych drogach co samochody. Nawet nie chcę wiedzieć, jak to by wyglądało, jakbym spróbowała jeździć po polskich ulicach. Tragedia (śmiech).
A jak twój polski? Nadal masz problem z wymówieniem nazwy "Bydgoszcz"?
Mój polski jest powoli coraz lepszy. Istnieje wiele ukrytych dźwięków w wymowie waszego języka i wiele takich dźwięków, których moje usta nigdy wcześniej nie próbowały wymówić. Ale moja wymowa Bydgoszczy jest każdego dnia coraz lepsza każdego dnia (śmiech).
Co myślisz o Polakach?
Nauczyłam się od czytelników mojego bloga, koleżanek z drużyny i innych przyjaciół, że Polacy nie otwierają się tak szybko jak Amerykanie. Amerykanie w przeważającej części, jak się spotkają, zagadują: "Cześć, jak się masz? Skąd jesteś? Dlaczego tu jesteś? Potrzebujesz czegoś?". Zawsze chcą rozmawiać. To duża różnica, bo w przeciwieństwie do USA tutaj trzeba najpierw zdobyć zaufanie drugiej osoby, a to wymaga czasu.
Pisałaś na blogu, że ludzie się na ciebie gapią.
Kiedy mówię, że ludzie się na mnie gapią, to nie uważam tego za coś złego. To było trudne na początku, kiedy tu przyjechałam, ponieważ czułam się nie na miejscu, nie wiedziałam, gdzie iść, więc kiedy ktoś się na mnie jeszcze dodatkowo gapił, czułam się nieswojo. Nie jestem pewna, czy to przez to, że jestem wysoka, co oczywiste skoro uprawiam siatkówkę, czy dlatego, że rzuca się w oczy, że nie jestem stąd.
Słyszałam, że samoobsługowa kasa w Tesco z opcją języka angielskiego jest twoim najlepszym przyjacielem.
(śmiech). No nie dosłownie najlepszym przyjacielem, ale faktycznie sprawia, że zakupy i płacenie za nie jest o wiele prostsze. Ta kasa sprawiła, że uwielbiam robienie zakupów spożywczych.
Do kiedy zostajesz w Polsce?
Do kwietnia 2013 roku. Naprawdę cieszę się na cały mój pobyt w Polsce. Wiem, że domu będzie mi bardzo brakowało w czasie świąt, jak Boże Narodzenie czy Święto Dziękczynienia, ale oprócz tego bardzo się cieszę.
Co Amerykanie wiedzą o Polsce?
Nie chcę generalizować, ale z własnego doświadczenia i z rozmów z moimi przyjaciółmi mogę powiedzieć, że wiedzieli trzy rzeczy: że będzie u was zimno, jedzenie będzie super, i że jest inaczej niż w Ameryce. Nie mieli nic złego do powiedzenia o Polsce i ludziach tu mieszkających. Tak naprawdę Amerykanie wiedzą o waszym kraju niewiele, bo większość nigdy nie wyjechała z USA.
Chciałam podziękować wszystkim czytelnikom mojego bloga i Polakom za to, że są dla mnie tak gościnni. To znaczy dla mnie więcej, niż prawdopodobnie myślicie. Mieć tak wiele wsparcia, gdy jest się na drugim końcu świata, to wiele znaczy. Dzięki! :-)