Śmierć na planie spotu wyborczego PiS, ukrywanie jej okoliczności, skandal wokół następnego nagrania, składanie fałszywych zeznań w prokuraturze, dzika reprywatyzacja w Warszawie i propagowanie nienawiści wobec uchodźców – to główne wątki tekstu Onetu o hejterskich działaniach ludzi, którzy obecnie współtworzą kampanię prezydencką Andrzeja Dudy. Krok po kroju wyjaśniamy na czym polega afera spotowa PiS.
Na czym – najkrócej rzecz ujmując – polega afera spotowa?
W największym skrócie chodzi o dwie rzeczy: śmierć Anny Kryńskiej, ciężko chorej kobiety, ofiary dzikiej reprywatyzacji, na planie filmiku wyborczego kandydata PiS, a także o ukrywanie okoliczności jej zgonu przed jej córką oraz organami ścigania, a także o mataczenie ludzi Andrzeja Dudy w sprawie okoliczności powstawania propagującego nienawiść spotu, który oburzył opinię publiczną i decyzją sądu stał się przedmiotem śledztwa prokuratury.
O które spoty chodzi?
Tekst Janusza Schwertnera z Onetu “Hejter. Niebezpieczne zabawy ludzi Andrzeja Dudy” mówi o tym, jak powstawały dwa spoty w kampanii wyborczej Patryka Jakiego na prezydenta Warszawy. Oba filmiki były kręcone w październiku 2018 roku. Tematem jednego z nich była dzika reprywatyzacja w stolicy (to na jego planie zmarła ciężko chora Anna Kryńska), a drugiego uchodźcy.
Kim był wtedy Patryk Jaki?
Patryk Jaki był wówczas wiceministrem sprawiedliwości w rządzie PiS. Podczas kampanii złożył legitymację członkowską Solidarnej Polski, partii ministra – prokuratora głównego Zbigniewa Ziobry.
Ostatecznie Jaki już w pierwszej turze przegrał wybory na prezydenta Warszawy z Rafałem Trzaskowskim, obecnym kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta RP. W maju 2019 roku Jaki wystartował do Parlamentu Europejskiego z listy PiS i zdobył mandat.
Kim są tytułowi “ludzie Andrzeja Dudy” z tekstu Onetu?
Głównymi bohaterami afery spotowej są trzy osoby: Anna Plakwicz, Piotr Matczuk i Michał Lorenc junior (syn kompozytora o tym samym imieniu i nazwisku).
Anna Plakiwicz i Piotr Matczuk to właściciele firmy Solvere, która robi polityczny PR Prawu i Sprawiedliwości oraz wspieranemu przez tę partię prezydentowi Andrzejowi Dudzie, obecnie ubiegającemu się o reelekcję. Zrobiło się o nich głośno już kilka late temu gdy okazało się, że założyli firmę i robili na niej biznes jeszcze jako urzędnicy gabinetu premier Beaty Szydło.
To oni stali za kampanią antysędziowską PiS, która przedstawiała członków wymiaru sprawiedliwości jako złodziejską szajkę i służyła temu, by partia mogła tam wstawić swoich ludzi. Obecnie Plakwicz i Matczuk pracują przy kampanii wyborczej Andrzeja Dudy.
Michał Lorenc junior kieruje firmą Agencja Warszawa, która robi marketing polityczny PiS-owi przynajmniej od 2015 roku.
Co się stało na planie spotu o reprywatyzacji? Jak doszło do śmierci Anny Kryńskiej?
Nagranie tego spotu dla wiceministra Patryka Jakiego odbywało się 3 października 2018 roku. Brała w nim udział pracownica TVP InfoKatarzyna Matuszewska. Widzowie telewizji publicznej mogą ją kojarzyć jako prowadzącą program Studio Polska, zanim na jej miejsce weszła Magdalena Ogórek, była kandydatka SLD na prezydenta.
Zadaniem Matuszewskiej było sprowadzić na plan spotu osoby pokrzywdzone przez dziką reprywatyzację oraz zdobyć od nich emocjonalne wypowiedzi. Jedną z takich osób była Anna Kryńska, zaangażowana w pomoc lokatorom wyrzucanym z mieszkań przez tzw. czyścicieli kamienic. To właśnie w budynku, gdzie mieszkała praktycznie przez całe życie, przy ulicy Poznańskiej 14, nagrywany był spot dla Patryka Jakiego.
Kryńska została sprowadzona na plan spotu mimo, iż pracownica TVP Info wiedziała, że jest ciężko chora. W poprzedzających tygodniach leżała na oddziale intensywnej terapii, a do domu wypisano ją z zaleceniem oszczędzania się i unikania stresu, który mógł być dla niej zabójczy. Kryńska oczekiwała na datę operacji wszczepienia rozrusznika serca.
Sąsiedzi, którzy przyglądali się nagraniu spotu, wspominają, że Kryńska źle się czuła. Była blada, często prosiła o wodę. Mimo to zrobiono jej makijaż i postawiono przed kamerą – po chwili kobieta poczuła ból i upadła na ziemię. Kamera, która cały czas nagrywała, uchwyciła jej słowa “Boże, ja umieram”.
Anna Kryńska trafiła do szpitala. Nie była już w stanie nawiązać kontaktu z otoczeniem. Zmarła niespełna dobę po zasłabnięciu na planie spotu wyborczego Patryka Jakiego. Jako przyczynę śmierci lekarze wpisali zawał serca spowodowany stresem.
Co powiedziano córce Anny Kryńskiej, pani Karolinie, o śmierci matki?
O tym, że Anna Kryńska została zabrana do szpitala, poinformowali jej córkę dawni sąsiedzi z Poznańskiej 14. Gdy pani Karolina pojechała na OIOM dowiedziała się, że rokowania są bardzo złe.
Sąsiedzi, którzy byli świadkami kręcenia spotu, wspominali, że tuż po zdarzeniu na planie zapanował chaos. Katarzyna Matuszewska z TVP Info miała się obwiniać i przyznać do tego, że wiedziała o ciężkim stanie Anny Kryńskiej.
Gdy kobieta zmarła jej dawni sąsiedzi zastanawiali się nad powiadomieniem prokuratury. Chcieli także urządzić protest w dniu pogrzebu działaczki lokatorskiej. Od tego ostatniego pomysłu odwiodła ich jej córka.
Pani Karolina nie wiedziała, że jej mama wybiera się na plan spotu Patryka Jakiego. Anna Kryńska zachowała to przed nią w tajemnicy. Pani Karolina w rozmowie z autorem tekstu Januszem Schwertnerem podkreśla, że pracownica TVP Info, która sprowadziła jej mamę na miejsce nagrania i miała ją przepytać przed kamerą, wiedziała o tym, że Kryńska jest ciężko chora.
Z kolei Matuszewska odpiera, że wiedziała o kłopotach zdrowotnych Kryńskiej, ale nie przypuszczała, że są tak poważne. – Ofiary reprywatyzacji to są dorośli ludzie, którzy mediów używają jako oręża w nierównej walce, jaką toczą. Robią to w pełni świadomie – mówi współtwórczyni spotu wyborczego Patryka Jakiego.
Już w październiku 2018 roku pani Karolina chciała zdobyć nagranie, które pokazywało moment, gdy jej mama dostała zawału. Miała nadzieję, że pomoże jej w tym Sebastian Kaleta – radny Warszawy z ramienia PiS i bliski współpracownik Patryka Jakiego, przewodniczący komisji ds. reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. Ten zapewnił, że się postara. Jednak nic z tego nie wyszło. Pani Karolina zwróciła się do Katarzyny Matuszewskiej.Ta odesłała ją do firmy Mangusta Film, która z nagraniem spotu dla kandydata PiS miała tyle wspólnego, że wynajęto od niej operatora kamery. Tam dowiedziała się, że nagranie zostało skasowane.
Kto i na czyje polecenie skasował nagranie z ostatnich godzin życia Anny Kryńskiej?
To właśnie próbował ustalić dziennikarz Onetu. Jednak okazało się, że pijarowcy PiS – Anna Plakwicz i Piotr Matczuk z Solvere – nie chcą o tym rozmawiać. Wymijająco odpowiedział także Michał Lorenc junior z Agencji Warszawa.
Katarzyna Matuszewska z TVP Info twierdzi, że nie wie jak doszło do usunięcia nagrania, ale “skasowano je ze względu na szacunek do osoby zmarłej”. – Czy to nie było nie fair wobec córki najpierw kasować nagranie, a potem kluczyć, nie mówić jej całej prawdy? – zapytał ją Onet. – Nieszczęście tej sytuacji polega na tym, że mieliśmy do czynienia z politykami. Politycy to nie jest najmilszy gatunek człowieka – odpowiedziała Matuszewska.
Z kolei Sebastian Kaleta (obecnie wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS) pytany o to, czy angażowanie Anny Kryńskiej do spotu wyborczego było dobrym pomysłem, odesłał do Matuszewskiej. Jak twierdzi pani Karolina, pod koniec 2018 roku instruował ją jakim sms-em powinna uciąć pytania dziennikarza Radosława Grucy z “Faktu”, który zainteresował się okolicznościami śmierci jej mamy. Z perspektywy czasu pani Karolina wspomina, że od początku wiedziała, że okoliczności śmierci jej mamy są niejasne, ale przytłoczona żałobą nie była w stanie dążyć do prawdy.
Na czym polega skandal wokół spotu o uchodźcach?
Kilkanaście dni po śmierci Anny Kryńskiej martektingowcy polityczni Patryka Jakiego zabrali się za kolejny spot. Ten materiał miał odczłowieczyć uchodźców i postraszyć, że jeśli prezydentem Warszawy zostanie Rafał Trzaskowski, to w opanowanej przez nich stolicy nie zostanie kamień na kamieniu. Ten spot dla kandydata PiS reżyserowała pracownica TVP Info Ewa Świecińska, współautorka filmu “Smoleńsk”, którą widzowie telewizji publicznej mogą kojarzyć jako twórczynię antyopozycyjnego filmu “Pucz”.
Jak pisała Anna Plakwicz z Solvere, spot antyuchodźczy miał być atomowym uderzeniem w rywala Jakiego. Chodziło o przekonanie widzów, że jeśli nie wygra kandydat PiS, Warszawę zaleją terroryści.
Spot PiS wzbudził oburzenie opinii publicznej, a nawet części członków partii. Został odczytany jako toporna, ksenofobiczna propaganda, która dyskryminuje ludzi ze względu na przynależność etniczną i religijną, co jest w Polsce nielegalne. Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich dr Adam Bodnar, a na jego wniosek prokuratura. Powód? Nawoływanie do nienawiści.
Jak pijarowcy PiS oszukiwali prokuraturę ws. spotu antyuchodźczego?
Jak wynika z informacji Onetu, Plakwicz, Matczuk i Lorenc zażądali od swoich podwładnych, by nie mówili o tym, że to oni są autorami spotu, a jako winnych mieli wskazać spółkę Level z Krakowa, która według wpisu w KRS zajmuje się wydawaniem książek. – Trzeba zrozumieć sposób działania Michała Lorenca (juniora). On uwielbia ciszę. Robi wszystko, by Agencja Warszawa nie była w żaden sposób łączona z PiS. W efekcie, niby pracując dla Agencji, wykonywaliśmy pracę dla różnych tajemniczych spółek współpracujących z nami i to te spółki widniały później w umowach zawieranych z partią – tłumaczył Onetowi jeden z byłych prawników Agencji Warszawa.
– To był moment, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że przegięliśmy tak, jak nigdy wcześniej – stwierdził z kolei inny informator z okolic sztabu Jakiego.
I rzeczywiście w papierach na realizację rasistowskiego spotu widniała spółka Level. To, że za odrażajacym spotem wyborczym stoją ludzie Andrzeja Dudy z Solvere (rozsyłali m.in. jego scenariusz), ujawniła jeszcze w październiku 2018 roku Wirtualna Polska. Ewa Świecińska z TVP Info twierdzi, że nie wie, kto przygotowywał spot, który reżyserowała. Zaprzecza także, by była namawiana do składania do fałszywych zeznań.
Anna Plakwicz, Piotr Matczuk i Michał Lorenc junior odmawiają odpowiedzi na pytanie o swoją rolę w kręceniu spotu kandydata PiS. A kontrolowana przez Zbigniewa Ziobrę prokuratura najpierw nie chciała podjąć śledztwa, a gdy nie pozwolił jej na to sąd, od razu umorzyła sprawę. Sąd znowu jednak się na to nie zgodził. Prokuratura znowu wszczęła śledztwo. Dochodzenie trwa.