Ma to być pierwszy taki gabinet na Dolnym Śląsku. – Proponujemy alternatywę dla in vitro – mówi s. Ewa Jędrzejak ze zgromadzenia sióstr boromeuszek, prezes Fundacji "Evangelium Vitae". Zapewnia, że siostry nie będą stały na bramce i sprawdzały, czy przychodząca do nich para to małżeństwo.
s. Ewa Jędrzejak: Kilka lat temu odzyskałyśmy budynki po byłym szpitalu przy ul. Rydygiera we Wrocławiu i postanowiłyśmy wrócić do naszej pierwotnej działalności, czyli nauczania o rodzinie i nauki pielęgniarstwa. Przy okazji pomyślałyśmy, żeby również nauczać położnictwa. Chciałyśmy, żeby praktyki odbywały się w tym samym duchu co teoria, dlatego w planie było otwarcie szkoły i niewielkiego szpitala.
Niestety nie udało nam się pozyskać środków unijnych, na które zrobiono nam wiele nadziei. Na szpital i szkołę potrzeba około 40 mln zł. To co udało nam się dosłownie wyżebrać, uzyskać od sponsorów i darczyńców niestety nie starczyło.
Żeby te pieniądze nie "kisły", wyremontowałyśmy mniejszy budynek, gdzie otworzyłyśmy Specjalistyczny Ośrodek Odpowiedzialnego Rodzicielstwa. Szukając pomysłów na szkołę i szpital na jakiejś konferencji usłyszałam o metodzie naprotechnologii, jako alternatywie dla in vitro, która właściwie nie jest metodą leczenia niepłodności. Przecież po poczęciu dziecka metodą in vitro kobieta czy mężczyzna przecież nadal pozostają niepłodni.
Dla katolików chyba istotniejszym faktem jest tu jednak problem moralny.
Ludzie wierzący właściwie nie powinni korzystać z in vitro, bo kłóci się to z wiarą katolicką i nauczaniem Kościoła. Jeśli chcą pozostać w zgodzie z sumieniem i moralnością, muszą szukać innej metody. Stąd też pomysł na otwarcie gabinetu ginekologicznego ze specjalistami od naprotechnologii. Ma być częścią Ośrodka.
Mam świadomość, że w Polsce mówi się o naprotechnologii dużo i źle. Przyrównuje się ją do szamanizmu, nazywa pseudonauką. Mówią tak przede wszystkim ludzie, którzy się z tą metodą nie zetknęli. To nie żaden szamanizm. Naprotechnologia korzysta ze zdobyczy nauki i medycyny.
W tej metodzie chodzi przede wszystkim o przeprowadzenie szczegółowego wywiadu i ustalenie, co może być przyczyną niepłodności. Lekarze specjaliści sprawdzają hormony, badają pod kątem obecności np. torbieli. Instruktorzy naprotechnologii uczą obserwacji cyklu i na tej podstawie ustala się najlepszy moment do poczęcia dziecka.
Żadnych sprzeczności z moralnością chrześcijańską?
Nie. Dla mnie osobiście w tej metodzie ważne jest, że nie stawia się jej w miejsce Boga. Liczy się z ograniczeniami. Życie człowieka nie jest tu wypadkową działań ludzkich. Dla mnie jako chrześcijanki i siostry zakonnej to podejście jest bardzo istotne. W Warszawie, Białymstoku i Lublinie działają prężne ośrodki naprotechnologii. We Wrocławiu takiego gabinetu nie ma. Nie ma go na całym Dolny Śląsku, a jest potrzebny, bo wiele par musi wyjeżdżać na drugi koniec Polski. To wymaga nie tylko czasu, ale i pieniędzy.
Jaki idą przygotowania?
W tej chwili kilku chętnych lekarzy i instruktorów pojechało na szkolenie do Łomianek pod Warszawą. Ogłosiłyśmy, że możemy takie szkolenie sfinansować. Kilka osób skorzystało. Łącznie Dolny Śląsk reprezentuje 10 osób – lekarzy i instruktorzy. Ci ostatni w zastosowaniu tej metody mają ogromnie ważną rolę, bo o to oni uczą parę obserwacji kobiecego cyklu i to oni w znacznym stopniu pomagają ustalić przyczyny niepłodności.
Ile potrzeba pieniędzy, żeby gabinet wystartował?
Szacunkowo to około 490 tys. zł, zebrałyśmy 133 tys. zł. Koszty prawdopodobnie będą niższe, bo lekarze nie będą musieli już lecieć na praktyki do USA. Są w Polsce doświadczeni lekarze, stosujący tę metodę od lat, którzy mogą takie praktyki przeprowadzić. We Wrocławiu jest już kilka par, którym udało się zajść w ciążę nie przez wodę święconą i modlitwę różańcową, jak to sugerowali czytelnicy pod tekstem w jednej z gazet wrocławskich, ale był to owoc leczenia metodą naprotechnologii.
Mamy nadzieję, że uda nam się w styczniu 2013 roku. Mamy już gotowy projekt, pozwolenie na budowę, pozostaje jedynie wybór firmy, która projekt zrealizuje.
Leczenie będzie jakoś refundowane?
Nie planujemy dofinansowania przez NFZ, bo mija się to z celem. NFZ limituje czas trwania wizyty u ginekologa do 10 minut. Przy naprotechnologii bardzo ważny jest czas i indywidualne podejście. Wiem, że pary, które próbują leczyć niepłodność, są gotowe zapłacić naprawdę większe pieniądze, niż w przypadku naprotechnologii.
A ile kosztuje ta metoda?
Wizyta będzie kosztować prawdopodobnie od 80 do 150 zł. Takich wizyt potrzebnych jest kilka.
Będą siostry leczyć tylko małżeństwa katolickie?
Nie chcemy się zawężać. Lekarze i instruktorzy, którzy biorą udział w szkoleniu. preferują katolicki system wartości, ale nie sądzę, żeby na pierwszej wizycie żądali papierów dokumentujących zawarcie małżeństwa. Oczywiście jest to metoda skierowana przede wszystkim do małżeństw, ale nie będziemy stały na bramce i sprawdzały, czy para, która przyszła jest małżeństwem.