Poczta Polska od paru lat notuje słabsze wyniki finansowe, ale tak źle nie było już dawno. Koronawirus zrobił swoje z liczbą wysyłanych listów, przez co operator stracił sporo dochodów. Zdaniem "Gazety Wyborczej" swoje zrobiło też PiS. Najpierw pozbyło się solidnego prezesa, a potem nie zapłaciło za wybory, które nie doszły do skutku.
Poczta Polska poinformowała, że na trzy miesiące obniży o 10 proc. pensje zarządowi, o 5 proc. kadrze kierowniczej oraz o 1 proc. szeregowym pracownikom. Powodem jest koronawirus, który spowodował 21-procentowy spadek przychodów z usług listowych, czyli głównego źródła finansowania poczty. Mówi się także o zwolnieniach i cięciach etatów.
Ale zdaniem "Gazety Wyborczej" to tylko część problemów pocztowców. Do pozostałych rękę przyłożył obecny obóz władzy, który odwołał ze stanowiska prezesa poczty dobrego fachowca Przemysława Sypniewskiego, menedżera z wieloletnim stażem, jeśli chodzi o logistykę oraz przesyłki. Ale dlatego, że nie był entuzjastycznie nastawiony do organizacji wyborów "kopertowych", został zastąpiony przez Tomasza Zdzikota z MON.
Teraz okazuje się, że zamiana ostatecznie się nie dokonała, bo Zdzikot, chociaż został ogłoszony prezesem spółki, to nim faktycznie nie jest i jedynie pełni jego obowiązki. Natomiast proces rekrutacji i poszukiwań nowego szefa poczty nadal trwa.
Kłopotliwe wybory
Do tego dochodzi zamieszanie z wyborami, które nie tylko nadszarpnęło wizerunek poczty, ale także może wygenerować dla niej straty finansowe. Dlaczego? Ich organizacja według szacunków i ustaleń mediów kosztowała operatora około 70 milionów złotych. Pieniądze te mogą jednak zdaniem gazety nie zostać wypłacone spółce, ponieważ poczta nie podpisała żadnej umowy na realizację wyborów z Ministerstwem Aktywów Państwowych.
Mało tego, premier Mateusz Morawiecki w odpowiedzi na list burmistrza jednej z gmin, który nie zgodził się na wydanie poczcie spisu wyborców, stwierdził, że Poczta Polska SA "bezpodstawnie powołała się (...) na przedmiotową decyzję Prezesa Rady Ministrów". Tę samą, na podstawie której w ogóle zajęto się wyborami "kopertowymi".
Przypomnijmy, że pod koniec maja w Sejmie opozycja chciała pociągnąć ministra aktywów państwowych do odpowiedzialności za sytuację związaną z wyborami i doprowadzić do jego dymisji. Głosami Zjednoczonej Prawicy Jacek Sasin zachował stanowisko, a wcześniej tłumaczył wniosek o wotum nieufności. I wcale jego zdaniem nie chodziło o wybory.
– To są działania, które od pół roku, bo tyle istnieje Ministerstwo Aktywów Państwowych, podejmujemy i podejmuje rząd Zjednoczonej Prawicy. To jest całkowita zmiana filozofii, jeśli chodzi o majątek skarbu państwa. Zaprzestaliśmy wyprzedaży majątku narodowego, co było waszym znakiem firmowym, repolonizujemy dzisiaj ten majątek, który rozsprzedaliście, pozyskując do skarbu państwa firmy, które zostały sprzedane – mówił Sasin.