
Każdy z nich jest uznaną marką w świecie polskiego rapu. Lecz co się stanie, gdy dodać Pawła "Pezeta" Kaplińskiego do Marcina "Onara" Donesza? Wynikiem tego działania arytmetycznego jest Płomień 81, założona w roku 1998 grupa, która już dawno temu dorobiła się statusu kultowej. W tym roku, po piętnastoletniej (!) przerwie ukazał się jej czwarty album... z miejsca wpadając w koronawirusowe oko cyklonu. Dziś, gdy artyści zaczęli się odmrażać, można wreszcie usiąść i porozmawiać o krążku "Szkoła 81". Zaznaczmy: wyłącznie przy oranżadzie i paluszkach, jak przystało na pogaduchy o czasach wczesnej młodości. Powspominajmy lata 80. i 90. ub. wieku, choć nie zabraknie tu i wątków dotyczących dorosłości.
W kawałku "Disco polo" współczesny rap jest porównywany do muzyki chodnikowej... Może potraktujemy to jako punkt wyjścia do rozmowy o waszych wstydliwych, obciachowych fascynacjach sprzed lat?
Pozostając w czasach zamierzchłych, chciałem porozmawiać o stołecznej Szkole Podstawowej nr 81 im. J. U. Niemcewicza. Została unieśmiertelniona w nazwie waszego zespołu, a przecież nigdy...
No właśnie – Pezet to rocznik 1980, Onar: 1982. Jak udało się wam skumplować? Przecież w dzieciństwie dwa lata różnicy wieku to przepaść wręcz gigantyczna...
A jak było z lekcjami religii? Pezet otrzymał imiona Paweł Jan i, jak rapuje na "Szkole 81", zgodnie z planem jego mamy, miał zostać papieżem. Co poszło nie tak?
Należycie do osób, które doskonale pamiętają pierwszego wroga albo pierwszą dziewczynę, która złamała serce?
O.: Potwierdzam, obyło się bez herbatek ziołowych i termoforów na plecach. Zresztą wiesz, wydanie tej płyty uczciliśmy wielokrotnie, bo widujemy się z Pawłem regularnie – co niedziela jest kawka i jakieś pączki. My to potrafimy zaszaleć (śmiech)!
