Mały, ale wygodny i zwinny motocykl to niemal esencja tego, co potrzebne jest do jazdy po mieście. Jak dorzuci się do tego niezłe osiągi i niebanalny wygląd, dostajemy w efekcie maszynę, która nie tylko przyciąga wzrok, ale zapewnia potężną dawką pozytywnych wibracji. Właśnie taka jest nowa Yamaha MT-03.
Na pewno każdy zna kogoś takiego. Mówią o takich "mały, chudy, ale byk", czyli niewysoki zakapior, który większych się nie boi i w razie czego pierwszy rzuca się do bójki. Powalić na ziemię i skopać potrafi większych osiłków, jeśli ci tylko dadzą się zaskoczyć. Albo się z takim zawadiaką zakolegujesz, albo zostaniesz przez niego pobity i ośmieszony. Właśnie taka jest nowa Yamaha MT-03.
To kolejny test małego nakeda prosto z Japonii. Poprzednio do redakcji dojechała "Iskierka", która pod koniec 2017 zdobyła moje serce jako świetny mały motocykl na miasto. Nowa odsłona w malowaniu Midnight Black już nie zwraca na siebie uwagi jadowicie zielonymi felgami, ale to nie znaczy, że przestała się wyróżniać z tłumu. Przeciwnie, po prostu gdzie indziej położono akcenty.
Cechą szczególną nowej serii motocykli z rodziny MT są lampy przednie i kształt przedniej czaszy. Nieodmiennie kojarzy mi się ona z głową jakiegoś Transformersa. Ultra techniczny wygląd nie jest tu przypadkowy, Yamaha w ten sposób zdaje się podkreślać fakt, że wsadza do środka świetny silnik o pojemności 321 ccm i mocy 42 koni mechanicznych. Powiedzieć, że MT-03 rządzi w klasie małych nakedów, to jak nic nie powiedzieć. W praktyce ciężko znaleźć równie zgrabny i szybki motocykl o podobnych parametrach.
MT-03 jest mały. Mierząc 184 cm wzrostu wyglądam na nim – i nie wstydzę się do tego przyznać – trochę jak na jakimś osiołku. Ale wielkość (i masa!) motocykla mają swoje zalety. Pierwszą, i chyba najważniejszą, która mi przychodzi do głowy, to zwinność. Szeroka kierownica, niska masa i mały promień skrętu sprawiają, że motocyklem manewruje się niemal tak łatwo, jak rowerem. Serio – trudno znaleźć maszynę, która bardziej nadaje się do dynamicznej jazdy po mieście.
Tym bardziej, że w parze ze zwinnością idzie niebanalny silnik. Jednostka jak na swoją wielkość jest całkiem elastyczna i można całe miasto przejechać na "trójce". Kiedy chcemy oszczędzać benzynę, to wystarczy wcześnie zapinać możliwie najwyższy bieg, wówczas spalanie na poziomie 3,5 litra nie będzie niczym wyjątkowym. Ale jeśli zdecydujemy się "kręcić do odcinki", to jazda na obrotach powyżej 8-9 tysięcy będzie generować mnóstwo endorfin. Dźwięk silnika na standardowym, fabrycznym wydechu jest bardzo przyjemny dla ucha, a motocykl przyśpiesza jak wściekły i ma się wrażenie jazdy na niewyżyłowanej 600-ce, a nie "zwykłym motorku" dostępnym na kategorię A2.
I to nic, że żona z ironicznym uśmiechem za każdym razem dopytuje się, czy nie było większych motocykli – ten mały naked jest świetnym wyborem do jazdy po mieście. Ale nie tylko, da się nim wyjechać także poza miasto. Pewnie, że na autostradzie parę pojazdów nas z pewnością wyprzedzi, ale wstydu nie będzie.
Motocykl rozpędza się spokojnie do 150 km/h, a jak już wspomniałem, nie mam ani wzrostu, ani wagi Marca Márqueza. Wystarczy jednak położyć się na baku, by prędkość automatycznie wzrosła do 160 km/h. Pod lżejszym kierowcą przypuszczalnie da się wyciągnąć nawet 170 km/h, oczywiście na niemieckiej autostradzie. Na polskich drogach krajowych, na których nierzadko utrzymanie samochodem stałej prędkości przelotowej na poziomie 70 km/h jest już sporym wyczynem, MT-03 będzie rządzić. Podczas wypadu z Warszawy do Różana z wyprzedzania tirów i samochodów z działkowiczami uczyniłem swoisty rytuał: dojazd na "plecy", redukcja do "czwórki" i ognia ile fabryka dała. W tym momencie wspomniane 42 koni z głośnym rżeniem rzucało się do pełnego galopu i kolejny wyprzedzany samochód po chwili niknął w lusterku.
MT-03 jest motocyklem o nowoczesnym wyglądzie, ale jednocześnie o prostej konstrukcji. Trudno tu szukać jakichś wyrafinowanych systemów, zaawansowanej kontroli trakcji czy kilku trybów jazdy i tysiąca wszelakich czujników. Jak komuś potrzebne są takie nowinki techniczne, to zapraszamy po motocykl serii MT z większą pojemnością, albo do konkurencji. Nasza "trzysetka" na pokładzie ma ABS i... wystarczy. Dzięki temu udało się stworzyć maszynę, która dając mnóstwo frajdy, kosztuje niecałe 24 tysiące złotych.
Krytycy zaraz zaczną krzyczeć, że są marki i modele tańsze i będą mieli rację. Szczególnie namnożyło się ostatnio motocykli chińskich, jak Benelli i Zontes, które kosztują mniej. Tyle tylko, że Yamaha dobrze utrzymuje swoją wartość i kupienie kilkuletniego "emteka" za połowę ceny salonowej graniczy z cudem, chyba, że motocykl ma za sobą kilka wypadków i "bogatą historię". Biorąc zaś pod uwagę, że modele o pojemności 300 ccm często są traktowane jako motocykl "na początek", po którym po paru latach pojawiają się maszyny z silnikami i większej pojemności i liczbie koni mechanicznych, to fajnie mieć świadomość, że nie straci się dużo pieniędzy przy późniejszej wymianie na "coś większego".
O ile w ogóle do niej dojdzie. Sam chętnie bym ugościł takiego MT-03 na stałe. Obok dużego turystycznego BMW mała Yamaha byłaby świetnym uzupełnieniem "stajni" z przeznaczeniem do miejskiej jazdy. Koszty paliwa nie obciążałyby domowego budżetu bardziej niż bilet miesięczny na komunikację miejską, a o ile więcej frajdy byłoby z jazdy takim motocyklem w porównaniu do tramwaju i autobusu!
Jak już wspomniałem, MT-03 ma system ABS. Same hamulce są dobre – na miasto. Na trasie przy większych prędkościach parę razy poczułem się niekomfortowo, gdy trzeba były wyhamować motocykl "do zera". System nie jest jakoś nad podziw odporny na fading, mocno rozgrzane tarcze i klocki wyraźnie tracą na skuteczności, wówczas wyraźnie widać, że jednak przydałaby się druga tarcza przy przednim kole. W mieście jednak nie stanowi to najmniejszego problemu i hamulce wystarczają podczas normalnej eksploatacji.
Pozycja za kierownicą, mimo niewielkich gabarytów motocykla, jest wygodna. Jedynie dość mocne zgięcie nóg w kolanach po paru godzinach jazdy zaczyna przeszkadzać, ale oprócz tego na ergonomię nie można narzekać. Pod tym względem MT-03 jest o niebo lepsze od usportowionej wersji Yamaha R3. Również wszystkie przełączniki są pod ręką i obsługuje się je wręcz intuicyjnie.
To, co w MT-03 nie rzuca na kolana, to wyświetlacz ciekłokrystaliczny. Niby jest czytelny, mamy tam wszystkie najważniejsze informacje. Niby wszystkie cyferki są widoczne, jedynie gdy odbija się w nim słońce, można mieć problem z odczytaniem podawanych informacji. Niby jest ok, ale... "trąci myszką". Monochromatyczny wyświetlacz w dobie coraz popularniejszych kolorowych wyświetlaczy TFT wygląda trochę anachronicznie. Coś, co jeszcze kilka lat temu nie zwracało uwagi krytyków, dziś już rzuca się w oczy i daje podstawę do "czepiania się".
Oprócz tego motocykl jest niemal kompletny. Zwinny, szybki i wygodny, MT-03 może być motocyklem zarówno do okazjonalnej "zabawy", jak i do codziennej "orki", czyli maszyną którą będziemy dojeżdżać do pracy czy na uczelnię. W korkach raczej nim nie utkniemy, Yamaha jest na tyle mała, że z pewnością jakoś uda się je objechać. Zastosowane rozwiązania techniczne w połączeniu z niebanalnych wyglądem (szczególnie przednich świateł) sprawiają, że MT-03 to świetna propozycja dla tych, co nie muszą mieć "litra pod tyłkiem", żeby dobrze się bawić jazdą na motocyklu.