Znany immunolog bije na alarm. W jego ocenie, skala epidemii w Polsce może być większa niż wynika to z oficjalnych raportów ministerstwa. – Nie twierdzę, że ktoś manipuluje statystyką – przyznaje dr Paweł Grzesiowski. Zauważa on jednak, że nie robi się badań zmarłym osobom i to zakłamuje stan faktyczny.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Dr Paweł Grzesiowski, immunolog i specjalista w dziedzinie profilaktyki zakażeń, już pod koniec maja burzył obraz epidemii koronawirusa przedstawianą przez rząd. Według niego, w Polsce mieliśmy wtedy nawet milion zakażonych.
Jego zdaniem wynik sięgający prawie miliona zachorowań otrzymuje się przy założeniu, że przypadków śmiertelnych jest trzy tysiące, a śmiertelność wynosi 0,4 proc. Tymczasem liczba wszystkich wykonanych w Polsce testów nie przekroczyła jeszcze 800 tys. Według niego trudno więc ustalić, czy najgorsze jest już za nami. W nowym wywiadzie udzielonym dziennikowi "Rzeczpospolita" podtrzymuje swoje zdanie.
– Jest znacznie więcej zakażonych niż podaje Ministerstwo Zdrowia i jest więcej zgonów na koronawirusa niż wiemy z oficjalnych statystyk. Dużo więcej. Nie każdy zmarły jest testowany. Nie twierdzę, że ktoś manipuluje statystyką, ale wykonuje się testy głównie u osób, które trafiają do szpitali zakaźnych, a jeżeli ktoś nie trafi do szpitala zakaźnego albo umrze przed pobraniem badania, to pośmiertnych badań się nie robi, nie mówiąc już o zgonach domowych – twierdzi dr Grzesiowski.
– Wirus atakuje tych, którzy nie są na niego odporni. W Polsce odpornych może być 3 proc. ludności. Tyle osób mogło przechorować i ma przeciwciała we krwi – stwierdził ekspert w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Grzesiowski dodał, że jesteśmy na początkowym etapie pierwszego okrążenia epidemii. Uważa, że może ich być nawet 12.
To nie pierwszy taki alarm ze strony słynnego lekarza. Przed kilkoma dniami dr Grzesiowski napisał na Twitterze: "wirus nabiera wiatru w żagle, w 4 dni ok. 300 nowych pacjentów w szpitalach i 74 zgony. Jak pod koniec marca. To już nie są bezobjawowi chorzy, o których głośno w przestrzeni publicznej. To znaczy, że wirus dociera do grup ryzyka tj. osób powyżej 55 lat z przewlekłymi chorobami".