Prosta grafika, czarny humor i niezwykła popularność w świecie korporacji. Jest uważany za jeden z najlepszych komiksów w sieci. Najbardziej znany polski korpokomiks daily.art.pl obchodzi swoje 9. urodziny. Rozmawiamy z jego twórcą.
Jacek Karaszewski, twórca daily, sam nazywa swoje dzieło "komiksem o końcu świata" czy "promocją cywilizacji śmierci". Jak podkreśla "depresyjny content dostarcza z krótszymi i dłuższymi przerwami od 2003". Miron Białoszewski korpokomiksu niezwykle trafnie pokazuje życie "garniturów".
Z okazji dziewiątej rocznicy rynkowej premiery daily przygotował kolejny odcinek komiksu.
Czy daily to sytuacje i rozmowy zasłyszane? Własne doświadczenia? Ile w tych komiksach jest pana i pańskich myśli?
Duża część zaczyna się w ten sposób, że podsłucham fragment rozmowy na ulicy. Oczywiście wymaga to obróbki, żeby stało się uniwersalne, żeby nie było tylko śmieszne dla mnie i moich znajomych. Są tam też wątki autobiograficzne, ale to nie jestem w całości ja.
Czy zgodziłby się pan ze stwierdzeniem, że pański komiks zgłębia mentalność korporacyjną?
Choć rysuję daily od 9 lat, moja pierwsza praca w korporacji zaczęła się niecały rok temu. Pracuję od dość dawna w branży reklamowej, wcześniej opisywałem swoje wyobrażenia na temat mentalności korporacyjnej, ale jak się później okazało – wiele się nie myliłem.
A czym jest według pana ta "mentalność korporacyjna"?
Utożsamia się ludzi pracujących w korporacji z tym obrzydliwym określeniem "leminigi". Mogę mówić o swoim doświadczeniu – ja poznałem ludzi normalnych i fajnych, którzy nie byli wciagnięci w wyścig szczurów. Najciekawsza wydaje mi się struktura korporacji, która sama w sobie jest zła i prowadzi do wypaczeń. Ludzie są przez nią wyciskani jak cytryny i porzucani.
Postacie w pańskim komiksie starają się walczyć, ale wychodzi to najczęściej żałośnie.
Branża reklamowa jest niezłym wentylem bezpieczeństwa. Pochłania tych, którzy byliby elementem buntowniczym. A tak przyjeżdżają, pracują 12 godzin dziennie i są trybikami w tej maszynie.
Oprócz tego co mówią pana postacie, w oczy rzuca się też idealnie pasująca do tego świata forma – prosta kreska, bez kolorów, postacie nie mają twarzy, trzy obrazki są takie same i zmieniają się tylko dymki.
Mógłbym dorobić do tego ideologię, ale to wynika z tego, że kompletnie nie umiem rysować. Widać że mi to nie wychodzi szczególnie po dłoniach. Daily w założeniu nie miał być komiksem, każdego dnia miało być tam coś innego – hasła, grafiki. Kiedy jednak narysowałem pierwszy komiks uderzyło mnie, że to idealna forma, która gra z tym co chciałem pokazać i dobrze pokazuje ten wyblakły świat.
Daily nazwał pan "komiksem o końcu świata". Czy to koniec świata dla pojedynczego człowieka, czy całej cywilizacji?
To jest ten koniec świata, który staje się dziś. Możemy oczekiwać spektakularnego końca świata, apokalipsy, ale to jest życie wtłoczone w ramy, praca, kredyt, samochód, żona, dwójka dzieci, spłacanie wszystkiego do siedemdziesiątki. "Innego końca świata nie będzie".
Generalnie jako cywilizacja jesteśmy w punkcie, gdy dużo się dzieje, ale ludzie zadają sobie pytanie: co dalej? Z roku na rok zwiększać PKB?
Teraz, jak wynika z pańskiego profilu na LinkedIN, nie pracuje pan. Nazwał pan to "szabasem".
Tak, teraz jestem szczęśliwy-bezrobotny. Z jednej strony chcę zrobić dłuższą przerwę na dokończenie pracy magisterskiej, powrót do daily i uruchomienie wersji angielskiej oraz zrobienie filmu animowanego, a z drugiej – generalnie muszę odpocząć i przewietrzyć umysł. Podoba mi się zasada Stefana Sagmeistera, grafika z Nowego Yorku, który pracuje przez siedem lat, a potem zamyka swoje studio i poświęca ten czas na rozwój.
Stał się pan postacią ze swojego komiksu?
Tak, daily jest autoironiczne. Jego główna funkcja to ta terapeutyczna.